Artykuły

Niezależny i twórczy

- Jestem osobą niezależną, nie wchodziłem nigdy w żadne układy, nie byłem członkiem żadnej partii, chciałem żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Dziwiłem się, że znając mój życiorys, liczono na to, że dam się zmanipulować - mówi JERZY ZELNIK o kulisach swojej nominacji na dyrektora Teatru Nowego w Łodzi.

Sezon w Teatrze Nowym w Łodzi zaczął się fatalnie, bo najpierw byli nudni "Nadludzie", a teraz "Poszaleli", którzy - jak piszą recenzenci - powstali w wyniku choroby twórczej realizatora tego skandalu, Eugeniusza Korina.

- Reżyser miał dużo znakomitych pomysłów i zapowiadało się na wydarzenie artystyczne, ale ponieważ ta sztuka jest postawiona niesamowicie precyzyjnie, a przy tym bardzo fachowo, wymagało to podporządkowania się aktorów reżyserskiej wizji. Niestety, oni mieli gorszy dzień, który przypadł akurat na czas premiery.

Recenzenci współczują aktorom, że muszą brać udział w tej reżyserskiej biegunce, wulgarnym pokazie trywialności i prostactwa, bo ich zdaniem mniej smaku mają już tylko bawarskie filmy pornograficzne...

- Od recenzenta wymagam kulturalnego zachowania się w teatrze, rozwagi i spokoju, a nie kierowania się wyłącznie emocjami. Zadaniem recenzenta jest rzetelna analiza. Trzy recenzje, jakie się ukazały, wyglądały tak, jakby były przepisane jedna od drugiej, i posługiwały się głównie inwektywami, a to czyni tylko szkodę aktorom, realizatorom, teatrowi. Kochani recenzenci, idźcie dwa razy na spektakl, panujcie nad nerwami, przeczytajcie sztukę, na którą się wybieracie, nauczcie się oddzielać plewy od ziarna. W recenzjach z "Poszaleli" nie znaleziono nic pozytywnego, co jest oczywistym przekłamaniem i świadectwem histerii.

Bywał pan na próbach i znał pan koncepcję reżyserską Eugeniusza Korina?

- Bywałem na próbach, znałem koncepcję i miewałem uwagi, głównie jednak do aktorów, którzy czasem nie mieli w sobie wewnętrznej akceptacji, próby przefiltrowania granych postaci przez własną osobowość. Zadaniem dobrego aktora jest stworzenie pełnokrwistej postaci.

O co tak naprawdę chodziło w tym współczesnym odczytaniu Fredrowskich "Dam i huzarów"?

- Historia jest bardzo prosta. Mężczyzna wkracza w pewien wiek, ale chce udowodnić światu, że jeszcze jest coś wart (seksualnie i emocjonalnie), a rzecz jest o rywalizowaniu klanu męskiego z klanem żeńskim i udowodnieniu, kto tu naprawdę rządzi, a kto nadaje bieg wydarzeniom. Okazuje się, że jak zwykle kobiety mają ogromny wpływ na wydarzenia. Większość pomysłów reżysera ma wdzięk szlachetnego pastiszu - spektakl zaprasza do zabawy.

Co na to publiczność?

- Bawi się znakomicie, chce oglądać tę sztukę. Zapraszam recenzentów na jeden z najbliższych spektakli... Niech sprawdzą, czy mieli rację, tak bardzo krytykując . "Poszaleli".

Dyrekcję Teatru Nowego i w Łodzi objął pan w oparach skandalu, bo już na początku urzędowania znalazł się pan w konflikcie 6 stron: dyrektora naczelnego, prezydenta Łodzi, kierownika literackiego i zespołu aktorskiego podzielonego na dwa obozy. Konflikt został nagłośniony na cały kraj.

- Teraz jest zawieszenie broni, a zaczęło się od różnicy zdań na temat ewentualnego patrona teatru - Kazimierza Dejmka. Ja miałem wrażenie, że ten patronat mu się należy, a władze podkreślały, że popełnił zbyt wiele błędów politycznych. Następował proces, w którym poczułem się ubezwłasnowolniony. Czułem, że karty rozdawane są za moimi plecami. Jestem osobą niezależną, nie wchodziłem nigdy w żadne układy, nie byłem członkiem żadnej partii, chciałem żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Dziwiłem się, że znając mój życiorys, liczono na to, że dam się zmanipulować. Na szczęście wszystko wraca do normy.

Co z podziałem zespołu aktorskiego na dwa obozy?

- Reżyserzy robią obsadę, kierując się kryterium przydatności aktorów do roli - potem, w czasie pracy, powracają niekiedy wzajemne animozje. Rzecz w tym, że etyka zawodowa każe je przełamywać.

Jak układają się pana stosunki z dyrektorem naczelnym teatru Januszem Michalukiem?

- Konstruktywnie współpracujemy ze sobą przy różnicach wynikających z odmiennych doświadczeń życiowych.

Jaki jest udział prezydenta miasta w tym, co obecnie dzieje się w teatrze?

- W czerwcu ubiegłego roku był zapewne duży, bo ja to odczułem boleśnie. Obecnie daliśmy sobie kredyt wzajemnego zaufania.

Czyli nie zamierza pan zrezygnować z tak trudnej i niewdzięcznej pracy?

- Po 40 latach pracy w roli aktora przyjęcie odpowiedzialności za kształt teatru jest pasjonującym zadaniem. W przyszłym sezonie być może spróbuję je pogodzić z własną propozycją artystyczną. Jeśli jednak ten sezon nie uwiarygodni mnie jako dyrektora, to sam podam się do dymisji. Zdrowiej dla mnie i mojej rodziny byłoby, żebym nie był teraz w Łodzi. Ale skoro wziąłem tę odpowiedzialność na siebie, będę konsekwentny.

Czy to prawda, że demonstrował pan publicznie swoją niechęć i pogardę do Łodzi?

- Ależ skąd! Łódź może być wschodnim Wiedniem Europy! Ale kiedy chodzę po kwadracie Śródmieścia i widzę te piękne, zaniedbane (poza ulicą Piotrkowską) kamienice, boleję, że ludzie żyją tutaj w toksycznym otoczeniu. Te wąskie uliczki i pędzące po nich samochody, tramwaje, autobusy. Łódź jest miastem rodzinnym mojej mamy. Ja spędziłem tutaj 4 lata życia, kręcąc w Łodzi filmy, pracując w 1976 roku w Teatrze Powszechnym. Łódź jest mi bardzo bliska, zasługuje na to, żeby być wspaniałą aglomeracją. To miasto nie jest mi obojętne i dlatego mówię o tym, czego mi w nim brak.

Co z etatem aktorskim w warszawskim Teatrze Powszechnym?

- Nie można łączyć dwóch etatów, będąc dyrektorem. Z uwagi na wiek mogę już nigdy nie wrócić na etat, ale mogę pozostać aktorem, który wynajmuje się do ról, reżyseruje.

Czuje się pan wciąż młodo?

- Tak, tylko odzywają się czasem sportowe kontuzje - przez 15 lat grywałem w tenisa, brałem udział w turniejach. Sport to zdrowie, jeżeli mamy opanowaną dobrą technikę - ja grałem zbyt siłowo. Sport towarzyszył mi stale w życiu, był znakomitym treningiem psychofizycznym. To owocowało w życiu rodzinnym i zawodowym.

Co z karierą aktorską?

- Pozostawiam ją propozycjom reżyserów. Ciągle mam jakieś propozycje, pokusy są silne. Ostatnio spotkałem się z irlandzkim reżyserem, będę grał w filmie słowackim starego choreografa, powróciłem do "Klanu". Ale to margines, bo najbardziej pasjonuje mnie teatr - oczywiście moja praca artystyczna nie może uszczuplać moich zadań w Teatrze Nowym.

Nigdy nie miał pan przestojów w pracy aktora?

- Nigdy. Gdy nie miałem pracy w filmie, w telewizji czy radiu, to sam pisałem scenariusze dla siebie i grałem w monodramach, w sztukach dwuosobowych. Jeżdżę z monodramami po kraju, ostatnio z "Idę z daleka, nie wiem, z piekła czyli z raju", zrealizowanym na zamówienie Polonii amerykańskiej (premiera była w Bostonie). Objechałem z nim świat. Jestem producentem tego spektaklu. Zagrałem go około 80 razy. Ma on w sobie ogromny ładunek emocjonalny, intelektualny i poetycki.

No i działalność społeczno--polityczna...

- Od 1980 do 1993 roku byłem w tej dziedzinie bardzo aktywny. Współtworzyłem związek "Solidarność" w Teatrze Powszechnym w Warszawie, współtworzyłem komitet obywatelski w mojej dzielnicy, namawiano mnie na radnego, na posła. Ale ja brałem czynny udział tylko w kampaniach popieranych przeze mnie kandydatów. Jestem również członkiem-współzałożycielem Platformy Obywatelskiej.

W jednym z wywiadów powiedział pan, że w obliczu przemijania, które odczuwa, podaje w wątpliwość wartości materialne i jest obojętny na luksusy i sławę. Czyżby?

- Nie jestem obojętny, mam swoje lata i lubię mieć zapewniony wysoki standard życia. Komfortu wymagam również w pracy. Ale nie stać mnie było na luksusy - zawsze mieściłem się w grupie trochę powyżej średniej. Cztery razy się budowałem i byłem nawet pomocnikiem murarza. Zbudowaliśmy z moją żoną Urszulą dwa domy, piętro i mieszkanie.

Po co panu tyle mieszkań?

- Mam dom wolnostojący z ogrodem, bo nie mógłbym mieszkać w bloku. Jestem człowiekiem związanym ze wsią. Lubię wyjść rano na boso do ogrodu. Piętro sprzedałem, żeby mieć pieniądze na tę inwestycję. A na stare lata muszę mieć jakieś zabezpieczenie (stąd to mieszkanie), bo jak wyżyć z emerytury 1800 lub 2000 tysiące złotych? Podziwiam tych, którym to wystarcza. Muszę się strasznie naharować, żeby popłacić wszystkie rachunki, co miesiąc. Moja pensja dyrektorska to połowa tego, co muszę mieć miesięcznie, żeby znaleźć pokrycie na wszystkie płatności.

Co w takim razie jest dla pana największą wartością w życiu?

- Miłość do zawodu, do ludzi, miłość innych ludzi do mnie.

A wierność samemu sobie?

- To podstawa.

Nowa rola - dyrektora teatru - jest najtrudniejszą z dotychczasowych?

- Tak. Jeżeli przyjmuje się odpowiedzialność za kilkadziesiąt osób, to z pewnością jest to trudna rola. Równie trudna jest rola męża i ojca, którą w sposób niezbyt doskonały wypełniam. Także rola pedagoga w warszawskiej Akademii Teatralnej, którą pełniłem przez 2 lata. Ewangelia mówi o tym, że nietrudno jest kochać, jeżeli jest się kochanym.

Czym jest dla pana wiara?

- Fundamentem.

***

Jerzy Zelnik, lat 60, Panna, znakomity aktor filmowy, telewizyjny i teatralny, który zadebiutował jako 20-latek w słynnym filmie "Faraon" - rolą Ramzesa XIII. Swoją popularność ugruntował w serialu "Doktor Murek" (rola tytułowa), a wysokiej próby aktorstwo zaprezentował jako król Zygmunt August w serialu "Królowa Bona" i w tej samej postaci - w filmie kinowym "Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny". Grał także w filmach "Skorpion, Panna i Łucznik" oraz w skandalizujących "Dziejach grzechu". 24 stycznia tego roku wygrał konkurs na stanowisko dyrektora artystycznego Teatru Nowego w Łodzi i skupił się przede wszystkim na tej pracy, chociaż nadal dużo występuje z małymi formami teatralnymi (ostatnio z koncertami "Dobrem zwyciężyć", "Dar i tajemnica", "Idę z daleka" według tekstów Adama Mickiewicza), a nawet powrócił do serialu "Klan". Jego credo dyrektorskie to: "Dać sygnał światu, że Teatr Nowy w Łodzi znów jest godny swej świetnej tradycji", ale zdążył się przekonać, że droga do jego realizacji jest trudna i wyboista. Początkom jego pracy towarzyszą liczne polemiki i kontrowersje w teatrze, Urzędzie Miasta i w prasie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji