Artykuły

Mroczni kochankowie

Czy podobał mi się "Romeo i Julia" w interpretacji Rimasa Tuminasa? I tak, i nie. Tak - jako spektakl inny, niezależny, bliższy w formie pierwotnym rytuałom. Nie, bo zabrakło mi szekspirowskiej, naiwnej i niewinnej miłości.

Było mrocznie od początku. Wszystko koncentrowało się wokół śmierci. Jak korowód pogrzebowy z dyniami w dłoniach. Pomimo to teatr ten zbliża się bardziej do satyry niż dramatu Szekspira. A to chyba głównie za sprawą postaci Romea (Robert Kaim). Zamiast rozkochanego młodzieńca mamy zdemoralizowanego chłopaka, ciągle poprawiającego fryzurę. W tej roli brakuje umiaru. Ale i Julia (Dorota Abbe) nie była "w połowie z mgły, a tylko w połowie z ciała", jak to kiedyś opisywał Ludwik Jerzy Kern. Julia Tuminasa jest zdecydowanie i w całości z ciała. Wyuzdanego. Co nie psuje roli, wręcz nawet tworzy nową Julię, chyba bliższą dzisiejszym nastolatkom.

Capuletti (Maciej Toma-szewski), Pani Capuletti (Ewelina Paszke-Lowitzsch), piastunka Julii (Elżbieta Golińska) i Ojciec Laurenty (Krzysztof Kuliński) potwierdzają, że we Współczesnym grają aktorzy na naprawdę wysokim poziomie. Warto jeszcze wspomnieć o Merkucju, którego zagrał Eryk Lubos. To postać wyszlifowana od początku do końca. Blado na tle pozostałych ról wypada Montecchi (Bogusław Kierc).

Adomas Jacovskis dzięki ścianie z drzwi, ciemnej kolorystyce i zwykłym cegłom stworzył magiczną scenografię do przedstawienia. Spektakl litewskiego twórcy miał zaskoczyć. I zrobił to, choć mniej tych, którzy oglądali już "Maskaradę" Lermontowa w jego reżyserii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji