Artykuły

"Dzieje grzechu"

W VI Gimnazjum we Lwowie, do którego uczęszczałem kiedyś, zdarzył się tuż przed I wojną światową wielki skandal! Oto na lekcji języka greckiego pan profesor skonstatował z wielką dezaprobatą, że jeden z uczniów, zamiast śledzić dzieje nieszczęśliwej sofoklesowskiej Antygeny, studiuje pilnie bardziej fascynujące go... dzieje grzechu Ewy Pobratyńskiej, bohaterki głośnej powieści Żeromskiego... Naturalnie winowajcę ukarano przykładnie, jako że ówczesne wyższe władze pedagogiczne wysoko wprawdzie ceniły inne dzieła autora "Ludzi bezdomnych" i "Syzyfowych prac", jednakże jego "Dzieje grzechu" znalazły się na indeksie lektury szkolnej. I - nawiasem mówiąc - nie tylko szkolnej!

Ta nie najlepsza zresztą powieść Żeromskiego, zbudowana jest z różnych, pełnych antynomii elementów i nastrojów (liryzm i brutalny chwilowo naturalizm, subtelna metafizyka i tańsze wątki sensacyjne - kryminalne) - tak więc w efekcie nie jednoznaczne były też o niej sądy współczesnych.

Ogół aprobował śmiałość z jaką Żeromski - szermierz postępu - wtargnął w problemy raczej wówczas wstydliwie kamuflowane (rozwód, wolna miłość, nieślubne dziecko itd.). Chwalono jego odwagę z jaką demaskował pseudomoralność kołtuństwa. Lecz z kolei kołtuni, wietrząc tu zapach skandalu, oskarżali Żeromskiego, który "bez kaloszy włazi w bagienko intymnych spraw i paprze się w tym błotku", o ponury weryzm, nihilizm i pesymizm. Z kolei salonowi esteci, nie bez racji zresztą, wytykali nierówności, a i niedostatki konstrukcyjne "Dziejów grzechu". Słowem dyskusje prowadzone wówczas na ten temat były niezwykle gorące.

Ten zapach literackiej sensacji, który kiedyś emanował z "Dziejów grzechu", rozwiał się tak, jak nie przymierzając zwietrzały aromat kadzidła w starej kaplicy, zmienionej na skład obrazów. Śmielsze, ostrzejsze stały się dziś sformułowania pisarskie, inna jest nasza wrażliwość estetyczna, inna moralność, a przede wszystkim inne stosunki społeczne. Kobiety dawno już - i to często z nawiązką - zrealizowały program, o który kiedyś tak zażarcie walczyły emancypantki nie tylko w powieści Prusa..

Czas zlikwidował pewne aktualne wówczas przesądy, stępił ostrze problematyki tej społecznej powieści, a Olga Koszutska - reżyser sztuki wystawionej teraz pod tym samym tytułem w Teatrze Nowym - nie znalazła niestety środków, ażeby, akcentując sprawy najbardziej tu istotne, ożywić anachronizmy.

Cóż więc dominuje w tej dalekiej od ideału transpozycji scenicznej "Dziejów grzechu" dokonanej przez Jerzego Adamskiego i Irenę Strzemińską, kiedy zabrakło tu również i opisów, jakże charakterystycznych dla twórczości autora "Popiołów"? Pozostały tylko: obrazy, mocno z konieczności okrojona fabuła i wątki sensacyjno - kryminalne, skojarzone z melodramatem. No i naturalnie bardzo uproszczona historia miłości, grzechu i upadku Ewy Pobratyńskiej.

Irzykowski napisał kiedyś, że "głównym motorem jej losów jest zagadkowy, wciąż nieobecny Łukasz, którego Ewa wciąż gubi i szuka tak, jak nie przymierzając Skrzetuski szuka wciąż swojej Heleny w "Ogniem i mieczem"... Osobiście widziałbym w tym inne skojarzenia. "Dzieje grzechu", to jakby okrutna parafraza starogreckiego, ślicznie opowiedzianego przez Luciusa Apuleusa z Madaury mitu o Erosie i Psyche. O tej Psyche, która popełniwszy błąd, niespokojna, zrozpaczona, szuka potem swego boskiego kochanka po całym świecie. Epilog długiej tułaczki Psyche nie jest tak tragiczny, jak Ewy Pobratyńskiej, którą zgubiły nie tylko miłość i warunki społeczne, lecz również fatalne zbiegi okoliczności i (jakby już wynikało z tekstu scenicznego), nie najtęższy umysł

Historię Ewy, jej kolejne przeobrażenia, które ją - anioła -w popiołu zjadaczkę zmieniły" bardzo prostymi środkami aktorskimi przekazała nam Wanda Neumann z talentem bez sztucznego pogłębiania jej stanów psychicznych, histerycznego manifestowania cierpiętnictwa.

Także inni, współgrający artyści, dobrze osadzili kreowane przez siebie postacie w realiach zarówno epoki, jak i samej powieści Żeromskiego. W miarę tylko, bez przesady, nasycając niektóre fragmenty swych dialogów młodopolskim patosikiem i afektacją - starali się przemówić do nas ze sceny bardziej współcześnie. Niemniej w części pierwszej nie uniknięto zbyt statycznego celebrowania słowa.

Dystynkcja i szlachetna dyskrecja hrabiego Szczerbica (Jan Zdrojewski) dobrze kontrastowała z cynizmem i demoniczną brutalnością Pochronia (Bogusław Sochnacki). We właściwy ton uderzyli w swoich wypowiedziach Wojciech Pilarski (Łukasz), Zygmunt Zintel (Ojciec), Ryszard Dębiński (znakomity Horst), Zbigniew Józefowicz (Bodzenta), Bohdan Mikuć (Płaza - Spławski), Róża Czaplewska (Róża) i inni.

Spektakl rozgrywa się w dwóch częściach na tle dwóch niewiele różniących się od siebie dekoracji zaproponowanych przez Henri Poulaina, przy czym poszczególne sceny przegradzano efektami świetlnymi.

Podobnie jak o samej powieści Żeromskiego, również opinie o scenicznej transkrypcji jego "Dziejów grzechu", nie będą jednakowe. Z góry jednak można powiedzieć, że Teatr Nowy nie będzie teraz narzekał na brak frekwencji! Podejrzewam zaś, że przede wszystkim o to chodziło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji