Artykuły

Rozszyfrowana powieść

Krystian Lupa nie lubi się spieszyć, a najpiękniejsze są elegiczne sceny, w których z przestrzeni i muzyki (Purcell i Ravel, obaj wymieniani w powieści Thomasa Bernharda), tekstu i dymu papierosowego komponuje atmosferę, mającą coś z Czechowa. Pojawia się myśl, że "Wiśniowy sad" mógłby właściwie też nazywać się "Wycinka" - o spektaklu Krystiana Lupy w Grazu pisze Wolfgang Kralicek w Süddeutsche Zeitung.

"Wycinka" Thomasa Bernharda na nowo odkryta w Grazu

W Austrii "Wycinka" do dziś jest "skandalem". A wspomniana afera miała miejsce prawie trzydzieści lat temu. 29 sierpnia 1984 roku wiedeński sąd nakazał konfiskatę powieści Thomasa Bernharda "Wycinka", a dopiero co dostarczone egzemplarze zabrała policja. Stało się tak na wniosek kompozytora Gerharda Lampersberga, który rozpoznał się w postaci z powieści, Gerhardzie Auersbergu, i złożył pozew o zniesławienie. Kiedy w grudniu 1984 roku konfiskatę zniesiono, Bernhard ze swojej strony przeforsował w wydawnictwie Suhrkamp zakaz dostaw wszystkich swoich książek do Austrii. Dopiero latem 1985 roku Siegfried Unseld zdołał namówić swojego urażonego autora do zakończenia akcji karnej.

"Wycinka" to powieść klucz. Autobiograficzny Narrator na "artystycznej kolacji" w wiedeńskim mieszkaniu spotyka pewnych ludzi, którzy byli mu bliscy przed 25 laty. Obok Gerharda Lampersberga i jego żony, śpiewaczki Mai Lampersberg w postaciach rozpoznać się mogły również pisarki Jeannie Ebner (w powieści: Jeannie Billroth) i Friederike Mayröcker (Anna Schrecker, we wcześniejszej wersji: Juniröcker) jak również malarz Anton Lehmden (Albert Rehmden). Oni także jak najbardziej mogliby znaleźć powody, żeby czuć się urażeni.

Skandal rozsławił "Wycinkę", ale jednocześnie też zmienił spojrzenie na powieść, która formalnie należy do najlepszych tekstów Bernharda, a jeśli chodzi o treść do jego najintymniejszych. Wśród zwyczajowych tyrad nienawiści zdradza on tutaj o sobie tyle, ile poza tym uchylił jedynie w powieściach autobiograficznych.

Skandal zmienia spojrzenie na powieść

Powieść wystawił właśnie w Schauspielhaus w Grazu wielki polski reżyser Krystian Lupa - a przy tym wniósł też na scenę nowy bernhardowski ton. Lupa to sprawdzony znawca Bernharda; obok kilku dramatów wystawił w Polsce już dwie powieści autora, jest również prezesem zarządu Fundacji im. Thomasa Bernharda, która zarządza jego spuścizną. Jego adaptacja "Wycinki" nie jest żadnym postdramatycznym performancem tekstowym, lecz prawdziwą sztuką teatralną. Adaptator musiał sobie pozwolić na pewne swobody: jako że dialogi w powieści-monologu są jedynie przytaczane, Lupa rozpisał je, względnie dopisał, nie kopiując przy tym pisma Bernharda - ono jest zastrzeżone dla Narratora, w powieści bezimiennego, który tutaj jest nazywany po imieniu: Thomas.

Johannes Silberschneider to zdumiewająco łagodny, nieśmiały Bernhard, komik rozpaczy a la Woody Allen, który przez samego siebie cierpi przynajmniej tyle samo, ile z powodu swojego otoczenia. Większość czasu siedzi z boku na rampie w uszatym fotelu, podczas gdy pozostali aktorzy działają za szklaną, częściowo otwartą ścianką. Sytuacja jest zgodna z tą z powieści, gdzie Narrator obserwuje gości, "którzy działają w tle jak na scenie".

Kolacja u Auersbergów jest imprezą tragikomiczną. Z jednej strony przygotowano ją na cześć aktora Burgtheater, który tego wieczoru grał w Akademietheater starego Ekdala w "Dzikiej kaczce" i każe czekać na siebie gościom, pojawia się dopiero grubo po północy. Z drugiej tego samego dnia pochowano zaprzyjaźnioną z gośćmi Joanę, która się powiesiła (pogrzeb pokazuje projekcja wideo). Kolacja jest zatem jednocześnie stypą.

Postać Joany też wzięła się od realnej osoby. Z choreografką Joaną Thul, która w 1976 roku popełniła samobójstwo, Bernhard w latach pięćdziesiątych był blisko zaprzyjaźniony. W powieści przypomina sobie tuziny mini-dramatów, które dla niej napisał i nagrywał z nią na taśmie. Niespełniona historia miłosna, którą w powieści tylko się sugeruje, w adaptacji Lupy zajmuje dużo przestrzeni. Joana (Verena Lercher) snuje się w spektaklu jako baśniowe zjawisko artystki; w jednej ze scen w swoim mieszaniu razem z Thomasem wystawia mini-dramat. Sceny z Joaną, przypominające grę snów, nie zawsze wolne od kiczu, są najbardziej drażliwymi scenami spektaklu, ale jednocześnie najodważniejszymi: Thomas Bernhard jako usychający z tęsknoty kochanek, jako istota seksualna - tutaj przedstawienie wkracza na naprawdę nowy teren.

Najbardziej typowy bernhardowski nastrój pojawia się po przerwie, kiedy wreszcie pojawia się aktor Burgthaeter (Stefan Suske) i można podawać sandacza. Aktor to próżny gaduła, który monologuje pod nosem, a pomstujący pan domu Lampersberg (Franz Xaver Zach) jest już wtedy tak pijany, że zaczyna obrażać innych. To najśmieszniejsze momenty czterogodzinnego spektaklu, który podobno mógł być jeszcze odrobinę dłuższy, gdyby dyrektor artystyczna Anna Badora nie pohamowała reżysera.

Krystian Lupa nie lubi się spieszyć, a najpiękniejsze są elegiczne sceny, w których z przestrzeni i muzyki (Purcell i Ravel, obaj wymieniani w powieści), tekstu i dymu papierosowego komponuje atmosferę, mającą coś z Czechowa. Pojawia się myśl, że "Wiśniowy sad" mógłby właściwie też nazywać się "Wycinka". Kiedy Lupa krótko przed śmiercią autora zapytał go, czy może zrobić adaptację powieści "Kalkwerk", ten uprzejmie, ale zdecydowanie odmówił. Powiedział, że dla sceny pisze sztuki, a powieści do czytania. A zatem Bernhard prawdopodobnie również "Wycinki" by nie zaaprobował. Ale to nie zmienia faktu, że przedstawienie w Grazu to najbardziej oryginalny i spójny Bernhard od dawna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji