Artykuły

Dwa razy Peiper

Zainteresowanie awangardą dwudziestolecia międzywojennego jest wyraźne, wszechstronne, narastające. I myśl teoretyczna, i twórczość tego okresu przetrwały w jakiejś mierze jak element tradycji żywotnej, więcej nawet: zachowały w dużym stopniu swoją siłę inspirującą. Stąd przede wszystkim wynika powodzenie różnorakich antologii zawierających manifesty twórcze z lat międzywojennych. Bliska naszym problemom okazuje się również twórczość pisarzy awangardy, często do tej pory całkowicie zapoznana,

W bieżącym sezonie przypomniano Peipera - "papieża awangardy" premierowymi realizacjami poematu polityczno-społecznego "Na przykład" i utworu dramatycznego "Skoro go nie ma". Sięgnięto po dwa teksty z tego samego kręgu, utwory przełamujące rzeczywistość polityczną swoich czasów w jednostkowych losach bohaterów.

Dramat Peipera, po czterdziestu latach od chwili ogłoszenia drukiem, został zrealizowany w Teatrze Kameralnym we Wrocławiu. Prapremiera poprzedziła Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych, na którym prezentowano utwory prawie pół wieku młodsze, ale czy istotniejsze, czy rzetelniejsze w odbiciu swoich czasów niż "Skoro go nie ma"?

Peiper napisał ten dramat po krakowskich wydarzeniach listopada 1923, kiedy doszło do starcia policji z robotnikami. Rewolucja nie wkracza bezpośrednio na scenę, dzieje się tylko za oknem w odgłosach salw, w śpiewie maszerujących komunistów. Lecz rewolucja warunkuje wydarzenia w inteligenckim mieszkaniu, ujawnia zmienność psychiki ludzkiej, obnaża motywacje i postawy bohaterów dramatu w stosunku do nagle zmieniających się zewnętrznych sytuacji. Jest i tłem, i motorem wydarzeń, które w inscenizacji Jerzego Wróblewskiego rozgrywają się w mieszczańskim saloniku, wpisanym w metalową brzęczącą klatkę. Dekoracja, stroje (scenografia Łucji Kossakowskiej), patefon grający popularny przebój "Gdzie twoje serce?", wreszcie styl interpretacji aktorskiej - niby pastisz, niby leciutka parodia przedwojennych gwiazd filmowych - cała inscenizacja osadza sztukę Peipera w dwudziestoleciu między wojnami, tym bardziej zaskakując widza aktualnością tego utworu. "Skoro go nie ma" we wrocławskiej realizacji jest przede wszystkim satyrą na inteligenta-sojusznika rewolucji. Ostrze satyry najbardziej dotyka Ina, intruza, który wtargnął do mieszkania Steny, by je zrewidować. Dominantę jego charakteru stanowi zmienność. "Pan się tak zmienia, że pana wcale nie ma" - mówi Stena i przy stole stawia mu dwa krzesła dla ułatwienia zmiany przekonań Józef Skwark inteligentnie i wrażliwie zaznacza kolejne maski i udania, gry i poszczególne role, w które wciela się In. Scena rewizji należy zresztą do najlepszych w spektaklu. In zmienia się jak kameleon, a robotnicy (Bolesław Abart i Tadeusz Skorulski) poddają się - wszystkim rozkazom, przyjmują wszystkie wyjaśnienia z naiwnym, aż szlachetnym zaufaniem.

In jest jednym z trzech mężczyzn krążących wokół Steny, starających się o jej względy. Drugim jest Narz, bogaty rentier, narzeczony Steny, inteligent sympatyzujący z robotnikami. Pogrążony w wahaniach, analizujący sytuację, zagłębiający się w pytaniu, czy uczciwie i słusznie jest stawać po stronie tych, którzy zwyciężą. Niestety, w spektaklu wrocławskim wątpliwości i postawy Narza nie zostały wyraziście określone.

Stena wybiera w końcu Przywa, który okazuje się najsilniejszą indywidualnością. Wprawdzie w sposób dogmatyczny i niezupełnie bezinteresowny, jednak zachowuje stałość przekonań. Nie przebywa wahań, ale też nie wnika zbytnio w swoją postawę. "Nie chcę ludzi rozumieć - mówi - i w tym moja siła".

Żartował Irzykowski, że sztukę Peipera powinno się zagrać "choćby z kurtuazji dla Przywusia awangardy". Przyboś, o wiele później, uznał ją za wyraz socjalistycznych poglądów autora. Dziś "Skoro go nie ma" brzmi jak ostrzeżenie, jak gwałtowne zapytanie o szlachetność intencji w reprezentowanych przekonaniach. Precyzyjne wydobycie tej warstwy utworu jest najistotniejszym walorem przedstawienia. Pomimo zastrzeżeń, z których głównym jest niedopracowanie tempa, spektakl stał się wydarzeniem znaczącym na marginesie festiwalu wrocławskiego. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że wraz z realizacją Jerzego Wróblewskiego repertuar naszych teatrów wzbogacił się o sztukę, która jeszcze pojawi się na scenach nie jeden raz.

Na koniec wzmianka o dużym osiągnięciu, za jakie trzeba uznać Stenę Krzesisławy Dubielówny, zagraną inteligentnie i cienko, z zacięciem charakterystycznym, lecz bez jakiejkolwiek szarży. Reżyser szczęśliwie pominął sprawę "wyzysku erotycznego" bohaterki, jej "zimnej płci" (wyraźne potknięcie w dramacie Peipera), przez co problem wyboru Przywa zyskał istotniejszą motywację.

Drugi spektakl Peiperowski, "Na przykład", można było obejrzeć w ramach imprez towarzyszących na Spotkaniach Kaliskich. Poemat został zrealizowany w Teatrze Peipera, który w tym sezonie przeniósł się z Torunia do Grudziądza i działa jako scena małych form Teatru Ziemi Pomorskiej. Jest to już czwarty program Teatru Peipera, o poprzednich pisał w "Życiu Literackim" Zygmunt Greń. Ta sama ascetyczna zasada inscenizacyjna: pusta scena z niewielką ilością rekwizytów - stół, krzesło, rozsypująca się walizka z rękopisami i plikiem gazet, jakby wspomnienie walizki z tekstami wierszy, skradzionej autorowi na dworcu wiedeńskim. I Lech Gwit w drucianych okularach, w zniszczonym płaszczu przepasanym sznurem, jakby przypomnienie pisarza z ostatnich, beznadziejnie smutnych lat życia.

Scenariusz opracowany przez Janusza Kryszaka łączy fragmenty poematu "Na przykład", poświęconego procesowi brzeskiemu i skonfiskowanego przez cenzurę, z mową obrończą Peipera, którą pisarz sam, bez adwokata, wygłosił przed sądem krakowskim w kwietniu 1931. Jest to świadectwo wrażliwości i poczucia odpowiedzialności poety w obliczu dramatycznych wydarzeń, dobitny wyraz wstrząsu, jakim dla opinii publicznej były w sprawie brzeskiej brutalne i bezwzględne metody zastosowane przez sanację w walce z opozycją parlamentarną. Jest to bolesna próba literackiego ujęcia i zrozumienia aktualnej rzeczywistości społecznej.

Po obu spektaklach nieodparcie nasuwa się wspólna refleksja: zdania Peipera trzeba po prostu słyszeć. Dopiero wtedy ujawniają się w nich wszystkie odcienie myśli i nieoczekiwane barwy fraz. Znalazły one zresztą w obu omawianych realizacjach subtelnych interpretatorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji