Artykuły

Debiutantki z Nowego

Łódzki Teatr Nowy posiada urodziwą i zdolną reprezentację. Monika Buchowiec, Malwina Irek i Weronika Książkiewicz mają po 23 lata, skończoną PWSFTViT, chociaż przed nimi jeszcze obrona prac magisterskich. Znalazły się w dwunastce, którą zatrudnił Teatr Nowy tworząc Scenę Młodych - pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Monika Buchowiec [na zdjęciu]. Świetnie zadebiutowała dużą filmową rolą. Zachwyca urodą i wewnętrznym skupieniem jako Anna w "Mistrzu" Piotra Trzaskalskiego. - Uroda nic dla mnie nie znaczy, choć w "Mistrzu" na pewno się liczyła - mówi. - Ostatnio od jednego reżysera usłyszałam, że nie wyobraża sobie, żebym mogła zagrać nimfę. Bardzo różnie mnie postrzegają. Ja sama wyrzucam sobie, że brak mi skromności i mam dużo niefajnych cech. Pracuję nad tym, żeby być lepszym człowiekiem. Monika pochodzi z Siemiatycz. Aktorstwo nie było tym, o czym marzyła od dziecka. - Czy dobrze wybrałam? Tego się nigdy nie wie. Chociaż czuję, że już nie mogłabym się wycofać.

Na co dzień prowadzę zwyczajne życie. Wynajmuję kawalerkę. Mam psa Dżordża. Mój chłopak przywiózł go z planu filmowego i już tak z nami został. Czuję się za niego odpowiedzialna, jak za dziecko. - Przyzwyczaiłam się do samodzielności. Od 14. roku życia mieszkam sama. Uczyłam się w Białymstoku, sama mieszkałam. Mama zdaje sobie sprawę, że jestem bardzo dzielna i silna i już się tak bardzo nie martwi. W wolnych chwilach trochę czytam, trochę chodzę na jogę. A jeśli czasem bywam "w dole", to teraz, kiedy mam psa, łatwiej mi się z niego wydobyć. Na stres pomocne są choćby najdrobniejsze sukcesy i spotkanie kogoś sympatycznego. Przymierzanie ciuchów, zakupy - to mi nie pomaga, chociaż czasem idąc Piotrkowską ulegam pokusom. Lubię jeść, ale nie wpływa to na moją sylwetkę. Aż tak bardzo nie łączę życia z aktorstwem. Ważne jest dla mnie to, co się dzieje dookoła.

Teraz Monika przygotowuje rolę Daisy w "Chorobie młodości". - Dużo myślę o mojej bohaterce. To dziewczyna pogmatwana wewnętrznie, którą fascynuje samobójstwo. Silna, ale połamana. Prowadzi siebie do samodestrukcji - mówi aktorka. Pracuje też przy projekcie filmowym Leszka Wosiewicza. Pytana o plany powiedziała: - Zamierzam ściąć włosy.

***

Malwina Irek

Pochodzi z Zielonej Góry. Najważniejszy jest dla niej teatr - potwierdza to nagroda na XXIII Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi. Właśnie na scenie Nowego zaprezentowała się jako Zosia w "Poszaleli" wg "Dam i huzarów" Fredry. - Miałam jedenaście lat, kiedy trafiłam do grupy prowadzonej przez aktorkę z Gorzowa, Ludwinę Nowicką - mówi. - Ona nauczyła mnie miłości do teatru. W to, że uda mi się dostać do łódzkiej szkoły, nie wierzyłam.

Studia, kolejne etapy zawodowego wtajemniczenia były niesamowite. A jak w coś wejdę, to nie mam umiaru, nieważne nawet czy jem, czy nie. Obłędny był początek szkoły. Mało miałam czasu na życie studenckie: - Chciałabym robić w teatrze to, co mówiłoby o mnie i o moim patrzeniu na świat. Często mnie boli, że reżyser narzuca do końca swoją koncepcję. Film też mi się marzy. Miałam tylko okazję występować w etiudach studenckich. Drogą do popularności jest serial - warto by się pokazać i trochę zarobić.

Teraz zagra Lucy w "Chorobie młodości" (o studentach medycyny, o kontaktach między ludźmi). - Mam szczęście do grania najmłodszych bohaterek. Znów jestem osiemnastolatką. Lucy przechodzi metamorfozę. Staje się wyzwolona i pogubiona. Dużo odnajduję w niej z siebie - opowiada Malwina.

Czas na normalne życie? To problem. Trudno to też zrozumieć mojemu chłopakowi, który studiuje medycynę. Może kiedyś nauczę się mniej przeżywać i być bardziej obecna prywatnie. Jeszcze jestem w studenckim klimacie. Mieszkam w wynajętym mieszkaniu. Nie wiem jak ułożę sobie życie. - Uroda? Nie chodzi o piękność z okładki. Fajnie jak z twarzy można też wydobyć brzydotę. Co do przyszłości nie mam skrystalizowanych wizji. Najpierw teatr. Chociaż rodzina jest bardzo ważna. A co do "willi i samochodu"? Nie mam nawet prawa jazdy. Jeśli już coś mi się marzy, to podróże.

***

Weronika Książkiewicz

Zakochała się w niej telewizja. Wystąpiła w "Plebanii", w "Stacyjce", w "Glinie", teraz co sobota pojawia się jako jedna z "Zakręconych" w serialu Polsatu. Zapytana, czy uroda jest tym, co niesie aktorkę, nie daje jednoznacznej odpowiedzi. - Czasami przeszkadza - mówi. - Dostaje się rolę pod warunki, a to nie zawsze jest fajne. Chociaż byłoby grzechem, gdybym narzekała. Był taki okres, że bardzo się przejmowałam, gdy widziano we mnie po prostu blondynkę. Płakałam i chciałam przefarbować włosy. Teraz już nie.

Urodziła się w Moskwie, mieszka w Poznaniu. - Tata jest Rosjaninem, mama Polką, pojechała do Moskwy na studia i się zdarzyło, że się urodziłam - mówi aktorka. - Po szkole, kiedy koledzy skorzystali z zaproszenia Teatru Nowego, planowałam pracę w krakowskiej Bagateli, Nie myślałam o Poznaniu. To byłoby za wygodne. Mieszkać u mamusi i tatusia, dostawać obiadki? Można się rozleniwić... Chyba wolę "schody".

Jako szczególnie ważny etap aktorski wymienia pracę z Karoliną Szymczyk nad przygotowaniem obsypanego nagrodami "Łoża". - Teraz wchodzę w "Mistrza i Małgorzatę" w Nowym. Nie wyobrażam sobie innego zawodu, choć cztery lata byłam w szkole baletowej i był czas, że chciałam zostać tancerką. Kariera? Żeby spełniać się w pracy, trzeba być szczęśliwym wżyciu prywatnym. Ten zawód deklasuje inne sprawy, ale marzy mi się biały dom z czerwonym dachem i dwójka dzieci. Widząc, że patrzę na pierścionek Weronika wyjaśnia: - Teraz nie mam nikogo, a pierścionek jest od babci. Nie szukam partnera. Jaki powinien być ten ważny mężczyzna? Opiekuńczy i żebym mogła go cały czas zdobywać. Smuteczki piękna aktorka przepędza przy pomocy czekolady, albo dobrym filmem.

Dokąd poprowadzi zawodowa droga, jeszcze nie wie, choć trudno nie myśleć poważnie o Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji