Artykuły

Aktorki i hormony

"Wznowienie" Macieja Wojtyszki w Starym Teatrze w Krakowie

Dwie świetne aktorki Starego Teatru Anna Dymna i Aldona Grochal zagrały podrzędne, prowincjonalne aktorki w sztuce Macieja Wojtyszki "Wznowienie". Na dobre aktorstwo patrzy się zawsze z przyjemnością i podziwem. Dymna i Grochal czysto podają tekst, zaznaczają intencje i podteksty, ładnie wyprowadzają emocje i konflikty, swobodnie władają umiejętnością transformacji, potrafią bawić się sobą i sytuacją, doprawić to wszystko delikatnym smaczkiem autoironii. Ich uroda, wdzięk, temperament, technika i rzetelna, ciężka praca zasługują na uznanie. I na lepszy w teatrze los niż marnowanie czasu i talentu, aby ratować "Wznowienie". Jest to bowiem sztuka marna, pusta i pretensjonalna. Pod pozorami pewnej dwuznaczności kryje prostackie plotkarstwo. Aż doprawdy żal słuchać.

Maciej Wojtyszko, doświadczony przecie reżyser, wytrwały autor, zna prawdziwy smak teatru, wie, co kryje się za twarzami i maskami aktorów, pojmuje tragedię niespełnienia, całą tę grę pozorów, psychicznych zapaści, niepokojów, przed którymi obroną może być ciągle na nowo rozniecany entuzjazm, alkohol lub otępiające proszki. Zdarza się jednak, że ludzie piszący o własnym środowisku popadają w konwencjonalne fałsze i lichy szablon.

"Wznowienie" zaczyna się interesująco, jak "Aktorzy prowincjonalni" Agnieszki Holland. Do pewnego miasta przybywa reżyser teatru lalkowego, powszechnie uznawany za znakomitego artystę. Robi tu przedstawienie o Krówce Białogłówce, tyle że po premierze ładuje się na słup i ginie. Pozostałe po nim dzieło pragnie zachować, a więc wznowić, Joanna, aktorka lalkarka, angażując do tego przedsięwzięcia Krystynę, aktorkę dramatyczną. Krystyna zerwała z zawodem, jest żoną lekarza, wychowuje syna. Tadeusz, ów natchniony reżyser, sporo namieszał w życiu obu kobiet. Jaki był tak naprawdę? I kim był? Artystą czy pozującym na szamana hochsztaplerem? Pytań można postawić wiele i długo szukać na nie odpowiedzi. Cóż, kiedy cały wspomnieniowy wysiłek aktorek skupia się głównie na przywoływaniu romansów i świństw popełnionych przez nikczemnego nieboszczyka. Tak wiec tematem połowy niemal sztuki stają się hormony, niezbyt dobrze funkcjonujące w organizmach partnerów obu aktorek. Mąż Joanny jest homoseksualistą, a raczej biseksem, skoro mają dwie urocze pono córeczki. Krystynę i Tadeusza łączyła wielka miłość, a jej rezultatem jest syn. Tadeusz żył dla sztuki, Krystyna broniła dziecka, poślubiła więc innego. Trafiła fatalnie. Mąż jest ginekologiem i impotentem. To nie koniec biologicznych komplikacji. Okazuje się bowiem, że Tadeusz był nieuleczalnie chory psychicznie, a dolegliwość owa jest dziedziczna. A że syn Krystyny jest dzieckiem chutliwego i wszędobylskiego reżysera, wszystko razem przestaje być śmieszne. Nawet jeśli w zamierzeniu rzecz miała być prześmiewcza i ironiczna.

Głęboko współczuję Annie Dymnej i Aldonie Grochal, choć cieszę się, że mogę oglądać je na scenie. Szkoda, że miast ról godnych ich talentu skazane zostały na granie egzaltowanych idiotek. Może by tak zawiązać jakieś stowarzyszenie, komitet, kompanię, czy jak to zwał, do obrony dobrych aktorów zmuszanych do bajdurzenia w coraz gorszych sztuczkach?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji