Artykuły

Szarmancki i z poczuciem humoru

Gentleman w każdym calu: począwszy od pięknych tweedowych marynarek - po sposób bycia. Artysta wielkiej klasy. 10 lat temu w mroźny, styczniowy dzień Kraków pożegnał JERZEGO SKARŻYŃSKIEGO, scenografa, malarza, twórcę komiksów i bardzo uroczego człowieka.

W związku z przypadającą na 7 stycznia 10. rocznicą śmierci Jerzego Skarżyńskiego w Starym Teatrze -Strefa BE-odbędzie się promocja albumu pt. "Mapy wyobraźni. Surrealne światy Jerzego Skarżyńskiego" - l3 bm., godz.18.

- Malarz, scenograf, rysownik, wieloletni współpracownik "Przekroju". Współzałożyciel Grupy Młodych Plastyków (1945), Klubu Artystów (1948) i Grupy Krakowskiej (1957). Autor setek scenografii teatralnych, filmowych, bohater wystaw zarówno w kraju jak i za granicą.

Byli jedną z najpiękniejszych i najbardziej intrygujących par Krakowa. Malowniczy artyści, którzy nierozerwalnie byli związani i kojarzeni z Krakowem. Łączyła ich miłość do sztuki teatralnej i filmowej, której nadawali wymiar plastyczny. Byli tandemem scenografów najwyższej próby, stworzyli scenografie do najważniejszych spektakli teatru Groteska za dyrekcji Zofii i Władysława Jaremów, potem do przedstawień Starego, do wielu wybitnych filmów i teatrów w całej Polsce. Pani Lidia Minticz-Skarżyńska odeszła wcześniej, Jerzego Skarżyńskiego pożegnaliśmy 10 lat temu, w mroźny, styczniowy dzień. Żegnaliśmy scenografa, malarza, autora komiksów, znawcę jazzu, pedagoga w krakowskiej ASP, gdzie przez wiele lat kierował Katedrą Scenografii. A przede wszystkim uroczego człowieka.

Wraz z żoną Lidią był przez niemal trzydzieści lat jednym z najważniejszych twórców Starego Teatru. Pojawił się w nim w końcówce lat 50., przejmując schedę po tak wybitnych scenografach, jak Karol Frycz, Tadeusz Kantor czy Wojciech Krakowski. Współpracował z wybitnymi reżyserami, m.n. Jerzym Jarockim, Zygmuntem Hübnerem, Andrzejem Wajdą czy Konradem Swinarskim i Lidią Zamków. Jedną z pierwszych wspólnych prac Jarockiego i Skarżyńskiego było "Tango" Mrożka, który zaczynał wówczas swą wielką karierę. "Indyk", "Cyd", "Kaligula", "Fantazy" - scenografie i kostiumy Państwa Skarżyńskich przeszły do historii polskiego teatru i filmu, choćby wspomnieć "Tragiczną historię Hamleta księcia Danii", "Oresteję" czy "Gyubala Wahazara". A przecież był też film - wielka miłość Jerzego. Nie tylko projektował do filmu kostiumy czy scenografie, do tak słynnych obrazów jak "Sanatorium pod klepsydrą", "Pamiętnik znaleziony w Saragossie", "Lalka" czy "Historia żółtej ciżemki". Kochał film jako widz i namiętnie chodził do kina. Jak dziś pamiętam otwarcie kina "Wanda", prowadzonego przez Krzysztofa Gierata, czerwony dywan przed wejściem i kroczącego po nim Jerzego Skarżyńskiego. A potem spotykaliśmy się na wielu filmowych premierach, siedział obok mistrzów kina przyjeżdżających do Krakowa: Zbigniewa Zapasiewicza, Krzysztofa Zanussiego, Andrzeja Wajdy i swej koleżanki "po fachu" Krystyny Zachwatowicz. A po seansach odbywały się bankiety w kawiarence na zapleczu kina Pan Jerzy niemal nigdy nie rozstawał się z papierosem, drinkiem też nie gardził. I dyskutował, dyskutował... To były dla filmu w Krakowie wspaniałe czasy: życie artystyczno-towarzysko-filmowe tworzyli wtedy Bożena i Krzysiek Gieratowie, co najmniej tacy sami pasjonaci kina, jak Profesor. Dziś nie ma Jerzego Skarżyńskiego, kina Wanda, kawiarni filmowej. Tam, gdzie były rzędy krzeseł, dziś sprzedawana jest... kiełbasa

Jerzy Skarżyński

Pan Jerzy, wraz z drugą żoną Aliną, był stałym bywalcem krakowskich premier teatralnych. Po premierze, z Teatru Słowackiego, przenosiliśmy się do barku przy ulicy św. Tomasza. Tam lubiliśmy dyskutować o obejrzanym spektaklu, a przede wszystkim słuchać tego, co Profesor miał do powiedzenia. Z kolei ze Starego schodziliśmy do Maski (też jej już dzisiaj nic ma) mieszczącej się w piwnicach teatru. To miejsce Profesor wręcz uwielbiał. Tam też spotkaliśmy się kilkakrotnie, by porozmawiać o teatrze i nie tylko.

Kiedy spytałam Profesora o jego artystyczny "poligon", o źródła jego nauki, odrzekł: - Wczasie okupacji spędziłem dwa lata w Kunstgewerbeschule w moim rodzinnym Krakowie. Potem była architektura na Politechnice i krótko ASP. Związałem się z Podziemnym Teatrem Tadeusza Kantora: na Szewskiej, u Siedleckiej powstała jego "Balladyna" później, na Michałowskiego, u Stryjeńskich, zrodził się "Powrót Odysa" Mikulski, Kantor, Brzozowski, Nowosielski, Lidia - wszyscy próbowaliśmy robić wszystko, żeby nie stracić kontaktu ze współczesną sztuką. Kubizm, abstrakcja, surrealizm - te kierunki były w kręgu naszych zainteresowań. Odwiedzałem też Instytut Filmowy, gdzie studiowała moja żona. Tam zaprzyjaźniłem się z Hasem, Uniechowskim. Inną "szkołą "były krakowskie kawiarnie: "Lili" ,Noworolski" " Warszawianka", to były miejsca stałych kontaktów przy ulubionych stolikach. No a w roku 1948 z żoną Lidią i z Mikulskim związaliśmy się z Groteską, prowadzoną przez Jaremów.

Artystyczne współistnienie Lidii i Jerzego Skarżyńskich było fenomenem, jednym z niewielu w Polsce. Na czym on polegał? - Sądzę, że łatwość porozumiewania się wynikała z dość różnych, paradoksalnie, usposobień. Ja zwykle byłem sarkastyczny i złośliwy w traktowaniu materii, zaś Lidia wnosiła napięcie poetyckie, nastrój liryczny. To się uzupełniało - opowiadał mi Profesor.

Był gentlemanem w każdym calu: począwszy od wyglądu - te piękne, tweedowe marynarki Profesora - po sposób bycia. Miał wielką klasę. Kultura, szarmanckość, a przede wszystkim dobroć bijąca z twarzy urzekały każdego, kto spotkał się choć na krótko z Profesorem. - Znałem Jerzego począwszy od moich egzaminów wstępnych na scenografię - mówi Andrzej Witkowski, scenograf, wykładowca w Katedrze Scenografii. - Nasze kontakty nie miały charakteru oficjalnego. Bo Jurek nie miał w sobie oficjalności, lecz serdeczność. Był człowiekiem szalenie otwartym, ciekawym świata. Mówił dużo, niezwykle zajmująco, ale też, jak mało kto, potrafił słuchać innych. Był człowiekiem szalenie towarzyskim, miał ogromne poczucie humoru. Kochał kino i zawsze miałem wrażenie, że znał wszystkie filmy, jakie powstały. Zdarzało się, że na zajęciach mówili z Lidią równocześnie. Gdy usłyszeli się nagle w tej "stereofonii" przerywali, uzgadniali stanowisko, by skończyć wątek.

Zawsze gnała go ciekawość ludzi, świata i zdarzeń. W swych podróżach nieraz wracał do tych samych galerii, obrazów, aby na nowo odkryć w nich coś dla siebie. Pamiętam wystawę prac scenograficznych, którą urządziłam Profesorowi przed laty w teatrze. Stał gdzieś z boku, jakby z zawstydzeniem przyjmując hołdy i gratulacje. Był człowiekiem niezwykle skromnym. A przecież od początku swej kariery każdym przedstawieniem potwierdzał swój wielki talent. Jerzy Jarocki tak przed laty wspominał w naszej rozmowie początki współpracy: - Pamiętam nasz wyjazd z " Tangiem "i Starym Teatrem do Kolonii. Był rok 1967, ci my byliśmy wszyscy szarzy i wynędzniali na ulicach tego bogatego miasta. Tylko Jurek nie różnił się od tubylców, a nawet przewyższał ich swoją wyszukaną elegancją. Odniósł tam wielki sukces scenograficzny. Imponował mi perfekcją, spokojem. Później, w Amsterdamie robiliśmy " Wizy tę starszej pani". Miałem chwile załamań. A Jurek podtrzymywał mnie na duchu, mówiąc: To trzeba skończyć, przecież za tydzień jesteśmy zaproszeni do Jansenów na urodziny. Jak zwykle będzie marihuana... Pamiętam Jurka siedzącego w kawiarni Sachera za Operą Wiedeńską z filiżanką kawy. Wypijaliśmy niejedną kawę w niejednej kawiarni. Być może Jurek zarezerwuje dla nas stolik. Tam, na górze.

Dziś obaj Panowie już Tam wypijają wspólnie zapewne niejedną kawę. I zapewne przy jednym stoliku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji