Artykuły

Tak zwana prywatność w obłędzie

Czytanie Listów do żony Witkacego to z jednej strony pochłanianie wszelakich strzępków intymności, które ów artysta wspaniałomyślnie ofiaruje swojej żonie, z drugiej brnięcie przez całą gamę stylistycznych i retorycznych sztuczek - o "Listach do żony" Stanisława Ignacego Witkiewicza pisze Łukasz Badula w Arte.

Udostępniona po latach oczekiwań korespondencja Stanisława Ignacego Witkiewicza z żoną Jadwigą to spektakularne uderzenie w potoczność, które sam Witkacy inscenizował z wyraźną lubością.

W zasypanym przez grad dezinformacji i pogłosek tunelu, prowadzącym do wrót osobowości jednego z najznamienitszych polskich artystów XX wieku, wydrążono właśnie całkiem okazały chodnik. Do rąk czytelników trafia bowiem już nie suma relacji, spisywanych na zasadzie "zasłyszane-spamiętane", lecz obszerna dokumentacja osobistej korespondencji, oddawana potomności w stanie nienaruszonym. Korespondencja pisana ręką samego artysty wydaje się prowadzić prosto do drzwi jego charakteru. Można by już właściwie zapukać i otworzyć sobie bez pytania na oścież całą posiadłość twórczego umysłu, łącznie z tradycyjnie mroczną piwnicą z demonami dzieciństwa i kompleksami wobec otoczenia. Można by, gdyby nie świadomość, iż komfortowo urządzonym przejściem idzie się nie w kierunku persony, której życie osobiste dopełnia dzieło tworzenia, ale w kierunku mistrza mistyfikacji oraz sygnalizowanych fauli na otoczeniu, arcyksięcia obrazoburstwa - Witkacego. Prosta droga do jego wnętrza nagle zamienia się w pełną pułapek wyboistą ścieżkę i nim się człowiek zorientuje, popadnie w jedno z kilku przeświadczeń, będących efektem ni mniej ni więcej tylko markowanego acz celnego ciosu wymierzonego w percepcję odbiorcy przez Witkiewicza.

Czytanie Listów do żony Witkacego to z jednej strony pochłanianie wszelakich strzępków intymności, które ów artysta wspaniałomyślnie ofiaruje swojej żonie, z drugiej brnięcie przez całą gamę stylistycznych i retorycznych sztuczek. Mają one na celu przede wszystkim zamianę tej korespondencji albo w wymyślną psychodramę, albo w prowadzoną niby niechlujnie luźną wymianę informacji między małżonkami. Przy tym skandalizujący posmak tej korespondencji jest nie mniejszy niż powtórny, "feralny" pochówek artysty w Zakopanem.

Jak zatem chodzić po tym prywatnym terytorium, by nie zbłądzić?

Całość opublikowanej korespondencji obejmuje listy Witkacego i wyłącznie listy Witkacego. To, iż na próżno szukać w obecnej edycji zwierzeń napisanych przez żonę artysty nie jest żadnym tragicznym zrządzeniem losu, lecz zapewne przemyślaną strategią ze strony samej pani Witkiewiczowej, wytrwale dbającej w trudnych dla recepcji sztuki Witkacego powojennych czasach o spuściznę po mężu. Niezwykle, ale obecna publikacja tej wielce intymnej korespondencji, czytanej na zasadzie dialogu pozornego, bardziej jako monolog wybitnej osobowości kierowany do osoby, którą uznaje za swą powierniczkę, jest w dużej mierze sukcesem właśnie pani Jadwigi.

Jawi się ona jako ktoś zgoła niezwykły, jeśli chodzi o stopień odporności wobec dziwactw i niedomagań swojego męża. Chociaż nie jest tak, iż dzięki demaskacji potworności charakteru Witkacego, rośnie sympatia odbiorcy w stosunku do kobiety, która musiała stawić czoła owemu potworowi. Listów do żony nie napisał potwór, ale też chyba ich adresatem nie była żona. W stwierdzeniu tym nie ma ani trochę absurdu. Związek Witkacego z Jadwigą Unrużanką w niczym bowiem nie przypominał małżeństwa i, rzecz jasna, wolą ekscentryka w każdym calu przypominać nie mógł.

Kiedy autor Szewców poznał swoją wybrankę, miał na karku czterdziestkę. Myślał o ożenku bardziej pod wpływem strachu przed destablizacją życiową (i, jak przypomina w nocie wydawniczej Listów... Degler, sugestii wróżki o konieczności egzystencjalnej zmiany) niż porywu uczuć. Z opinią "wariata z Krupówek" i brakiem znaczącego sukcesu musiał przecież jakoś uformować swoje istnienie na społecznym obszarze.

Ale też jego wybranka wydawała się mieć niewiele do stracenia. Mimo arystokratycznego pochodzenia (matka wywodziła się z rodziny Kossaków, ojciec zarządzał majątkiem na Wołyniu) wiodła bardzo skromne życie, zaś (dziś wyda się to śmieszne) zbliżając się do trzydziestki coraz bardziej czuła na sobie ciężar "staropanieństwa". Oboje więc połączyła konieczność choćby umownej, formalnej stabilizacji. Ale była to też w pewnym sensie wspólnota zbłąkanych dusz. Dlatego łatwo zrozumieć swoistą karuzelę nastrojów, w której rytm kręcą się wywnętrzenia (wyjątkowo trafione słowo) Witkacego w Listach do żony. Kocha, bo docenia poświęcenie żony, ceni jej intelekt i urok osobisty, kocha, a zarazem krztusi się od tej miłości, bo wolałby być ponad nią, wierny wyzwaniom artyzmu. W jednym z bardziej niezwykłych listów, powstałym jeszcze w miesiącu miodowym, pisze do Jadwigi: "Już 4 razy przestałem Cię kochać i zacząłem na nowo (system zakrętek działa idealnie)".

Kochanie Jadwigi nie jest wszak fundowane wyłącznie na wzniosłych uczuciach podziwu i szacunku, lecz przede wszystkim na splocie zazdrości i wstydliwie skrywanego zakompleksienia. Sama Jadwiga zresztą nigdy nie ukrywała, iż ich małżeństwo do udanych nie należało. Nie ukrywała też bolesnej prawdy o ich intymnym pożyciu - zupełnie niepotrzebnie, kogóż bowiem powinno interesować,

iż jej mały temperament seksualny nie mógł się równać z sensualnym wigorem męża (w miarę lat jednak gasnącym wraz z pogorszeniem się stanu zdrowia)? Dość powiedzieć, że po wojnie, gdy doszło do przydzielenia renty po Witkacym, Jadwiga nie była już jedyną panią Witkacową. Autor Niemytych dusz miał nie tylko rozliczne romanse w trakcie małżeństwa, ale też po pewnym czasie związał się, już bez formalności, z inną kobietą, i to ona, nie Jadwiga, towarzyszyła mu w ostatniej drodze.

W przypadku prywatnej korespondencji na prowadzącego rozwiązłe życie Witkacego patrzy się nie inaczej niż przez pryzmat iście "monogamicznej" konceptuologii jego dorobku. Naszkicowana 35 lat temu przez Andrzeja Z. Makowieckiego charakterystyka jego legendy literackiej (a posiłkująca się refleksjami K. Wyki, M. Szpakowskiej, J. Deglera), ciągle posiada moc obowiązującej wykładni. Albowiem, prawdę mówiąc, nie ma chyba innego klucza do określenia specyfiki dokonań i osobowości autora Nienasycenia niż wytrychy "zabawowości" i "tragiczności". "Zabawowy" Witkacy, mający za chrzestnych Modrzejewską i Sabałę, obraca się w kręgach towarzyskich, co rusz organizując prowokacyjne happeningi i podejmując erotyczne romanse, zaś w swojej pracowni raczy się alkoholem i narkotykami. Z kolei Witkacy "tragiczny" to syn Witkiewicza seniora, wiecznie nierozumiany przez sobie współczesnych prorok, naoczny światek hekatomby bolszewickiej rewolucji, przekładający jej zamęt na ponure wizje kulturowej katastrofy i widzący ich spełnienie w agresji wojsk sowieckich 17 września 1939 roku.

Zaś pomiędzy tymi dwoma Witkacymi jeszcze jeden - filozof rzucający swoim komplementarnym systemem myślowym wyzwanie najświatlejszym umysłom, malarz atakujący akademickie kanony, pisarz wywracający do góry nogami powieściowe konwencje, wreszcie dramaturg zawłaszczający teatralną scenę na rzecz ekspiacji Czystej Formy, słowem kreator sztuk wszelkich.

Niech nikt jednak nie szuka rozwinięcia tego na płaszczyźnie Listów do żony. Lektura tej korespondencji nie wymaga od czytelnika specjalistycznej wiedzy o dokonaniach Witkacego (nota bene wielość skrupulatnych przypisów dodatkowo zwalnia z tej odpowiedzialności). Witkacy jest tu mało wylewny, srogo zawiodą się czytelnicy oczekujący po przedstawionej dokumentacji jakiś pozakulisowych specyfikacji teorii jedności w wielości czy też gruntownych rozważań o zaniku uczuć metafizycznych. Zadziwiająco dużo tu za to przyziemności, opisanej lekkim piórem, ale jednak przyziemności; bolączek nie tylko psychicznych, lecz i finansowych, a także zdrowotnych.

Okres, który obejmuje pierwszy tom listów, to lata szczególne dla dorobku Witkacego (1923-1927). Okres, gdy Witkiewiczowi przychodzi spotkać się z zupełnym niezrozumieniem, co do jego scenicznej groteski, kiedy musi ratować się własną firmą portretową, by zarabiać na życie, a jednocześnie podjąć wyzwanie stworzenia swojej drugiej (a właściwie pierwszej) powieści - Pożegnania jesieni. Echa tych utarczek o własną sztukę i walki o swój honor niewątpliwie są wyczuwalne w prowadzonej z żoną korespondencji. Wypada jednak powtórzyć: nie ten aspekt czyni ją ciekawą dla czytelnika.

Dokąd zaprowadzi droga, której zaczątek PIW oddaje właśnie czytelnikom do użytkowania, ciężko wyrokować, zwłaszcza w świetle dotychczasowych opracowań witkacologów. Bez wątpienia twórczość autora Nienasycenia należy do wyjątkowo gruntownie opracowanych pod względem zarówno interpretacji merytorycznej oraz formalnej poszczególnych utworów, jak i związanych z nią pojęć filozoficznych oraz legendy biograficznej, więc szansa, że zdoła się podważyć któryś z istniejących dogmatów odbioru dzieła, (np. dzięki jakiemuś napomknieniu w listach o okolicznościach jego powstania) są raczej znikome.

Ścieżka Listów... nie zaprowadzi również chyba ku jakiemuś nowemu ludzkiemu obliczu, które miałoby zastąpić oblicze stylizowanego dandysa Witkacego. Przy całym ekshibicjonizmie, pisaniu aż do bólu i obłędu, prywatny Witkacy to ten sam Witkacy, który prowadzi strategiczne gry z otoczeniem i inscenizuje samego siebie w najbardziej potocznych czynnościach. Prywatność trzymana w ryzach, nawet jeśli eksplodująca od brutalnej szczerości i rozpaczy albo też zaskakującej czułości, jest wciąż podejrzanie stylizowana. A jeśli nie ma i nie było "prawdziwego" prywatnego Witkacego? Iść dalej marszrutą jego listów? Dla samego Witkacego byłby to nie lada dylemat.

***

Prawie wszystkie miłości Witkacego

Irena Solska - wybitna aktorka, żona legendy polskiej sceny Ludwika Solskiego. Często przypisuje się jej romans z Witkacym, mający przypadać na lata 1908-1912, choć przyjaźń obojga trwała o wiele dłużej. Pogłoski sprowokował niejako sam Witkacy, umieszczając w swej młodzieńczej (a opublikowanej dopiero po śmierci), kryptoautobiograficznej i skandalizującej powieści 622 upadki Bunga zakamuflowany portret Solskiej jako demonicznej kochanki Akne.

Anna Oderfeld - tajemnicza, jak chce Joanna Siedlecka (Mahatma Witkac, Warszawa 1992), pierwsza, poważna miłość Witkacego. Córka bogatego warszawskiego adwokata pochodzenia żydowskiego. Najprawdopodobniej wskutek perswazji Witkiewicza seniora znajomość została zerwana.

Jadwiga Janczewska - córka adwokata z Mińska, z którą Witkacy był zaręczony jeszcze przed wybuchem I wojny światowej. Młoda narzeczona, z niewyjaśnionych do dzisiaj powodów, podczas chwilowej nieobecności Witkiewicza w Zakopanem, któregoś dnia 1914 roku wybrała się powozem do Kościelisk, by tam przy Skale Pisanej popełnić samobójstwo. Winą za to tragiczne zdarzenie, mające traumatyczny wpływ na Witkiewicza, obarczano niejednokrotnie Karola Szymanowskiego, ówczesnego, bliskiego przyjaciela pary, o którego Witkacy miał robić Jadwidze sceny zazdrości.

Czesława Korzeniowska-Onińska - towarzyszka ostatnich chwil Witkacego, odratowana po wspólnej próbie samobójczej pary w Jeziorach na Polesiu w 1939 roku. Witkiewicza poznała w 1928 roku, ich związek byt burzliwy, ale trwały. Po wojnie Onińska przez krótki czas pobierała nawet zapomogę od ZLP jako pani Witkiewowcza, co wywołało mały skandal w środowisku.

Stanisław Ignacy Witkiewicz, Listy do żony Tom I (1923-1927) 14. tom Dzieł zebranych. Do druku przygotowała Anna Micińska, opracował Janusz Degler PIW Warszawa 2005

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji