Artykuły

Widzowie na terapii

- W środowisku panuje wręcz pewna podejrzliwość do obszarów komediowych. To zdradza, że jesteśmy narodem z kompleksami. Wolimy dusić pewne rzeczy niż je ośmieszać - mówi dramatopisarz i reżyser MICHAŁ WALCZAK.

Komik zmusza ludzi do śmiechu, a terapeuta do płaczu - jakie konsekwencje będzie miało spotkanie tych dwóch bohaterów? Odpowiedź przynosi "Depresja komika" z Rafałem Rutkowskim [na zdjęciu] i Adamem Woronowiczem w warszawskim Teatrze Polonia.

Najnowszy projekt Michała Walczaka - wziętego dramaturga i reżysera, a ostatnio także twórcy przebojowego kabaretu "Pożar w burdelu" komentującego tematy rozgrzewające opinię publiczną - to nie tyle klasyczny spektakl, co brawurowy show psychoterapeutyczny. W dodatku z piosenkami. Na tle zasłoniętej kurtyny spotykają się godni siebie przeciwnicy - uzależniony od rozśmieszania komik, którego dopadła depresja i twórcza niemoc (Rutkowski) oraz terapeuta (Woronowicz), mający nadzieję, że nowy klient przełamie nudę jego gabinetu. Aktorzy żartują z naszej codzienności, mentalności czy wciąż nieufnego Polaków stosunku do terapii, a także z samych siebie, ukazując w krzywym zwierciadle rodzimy show-biznes.

Z Michałem Walczakiem rozmawia Piotr Guszkowski

Posłanie komika na terapię to pretekst do zajrzenia za kulisy show-biznesu?

- Świat komików, ale też po prostu ludzi zajmujących się rozrywką, jest pełen dramatów, które wydają się równocześnie żałośnie śmieszne. Próba odpowiedzi na pytanie, jaki jest koszt bycia showmanem, łączy się z tym, co pisze się w ogóle o współczesnym społeczeństwie. Wyścig szczurów nakręca potrzebę nieustannego działania i bycia fajnym. Ciągle coś się dzieje, co maskuje prawdziwe problemy, które gdzieś muszą się przecież odkładać. Ta depresja siedzi w nas wszystkich.

Dlatego przyda się Polakom teatralna terapia?

- Dopiero gdy wyjeżdżamy za granicę, orientujemy się, że być może mamy genetyczne skłonności do smutku i wycofania się. Jest to widoczne w podejściu Polaków do rozrywki. Weźmy choćby teatr - w środowisku panuje wręcz pewna podejrzliwość do obszarów komediowych. To zdradza, że jesteśmy narodem z kompleksami. Wolimy dusić pewne rzeczy niż je ośmieszać. Człowiek pewny siebie nabiera dystansu i nie boi się z siebie śmiać. W tym sensie komizm spotyka się z terapią: to dwie drogi wypracowania języka, żeby nauczyć się mówić o problemach. Zastanawiałem się, czy opisać konflikt pomiędzy komikiem a terapeutą, czy współpracę - w końcu rodzi się tutaj perwersyjna relacja.

Mam nadzieję, że podczas pracy nad "Depresją komika" nie dopadł cię syndrom studentów psychologii, którzy dostrzegają u siebie objawy chorób, o których się uczą.

- Dopadł, absolutnie (śmiech). Dużo się naczytałem o depresji i zacząłem się bać, że wpadniemy w jej pułapkę. Jednak ostatnio ufam w teatrze muzyce. Wierzę, że daje niesamowitą siłę, która działa nawet przy dotykaniu najbardziej bolesnych tematów. Teatr jest dziś zbyt często przegadany, odbierany przez publiczność jedynie na poziomie intelektualnym. Moim zdaniem komunikacja z widzem staje się pełniejsza dzięki muzyce. Muzyka działa na podświadomość i poprzez nią w lekki sposób przekazać możemy nawet trudne treści. Poczułem, że wprowadzając element piosenek, wydobędziemy się z tego depresyjnego dołka. Na próbach działa to na nas w sposób oczyszczający. Witalnością muzyki i poczuciem humoru staramy się przełamać temat najczarniejszych diagnoz dotyczących nas samych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji