Artykuły

Tarnów mon amour

- Widz chce się wzruszać, płakać i śmiać - mówi dr JÓZEF OPALSKI, wykładowca akademicki, reżyser, krytyk teatralny i juror Talii 2005.

Zanim porozmawiamy o festiwalu komedii przypomnijmy pańskie związki z Tarnowem.

- Bardzo lubię Tarnów, może dlatego, że przypadek związał mnie z tym miastem w dziwaczny trochę sposób. Wiele lat temu Anna Augustynowicz, wówczas studentka, dziś znana postać w polskim teatrze, realizowała w Tarnowie pod moją opieką przedstawienie złożone z piosenek Brela. Bardzo często wówczas tutaj przyjeżdżałem. Tydzień przed premierą Anna zachorowała, trafiła do szpitala, a ja musiałem skończyć przedstawienie, by nie przesuwać terminu premiery. To był początek przyjaźni z Tarnowem, niedługo potem odbywał się Festiwal Sławomira Mrożka. Teatr tarnowski prezentował plenerową wersję "Pieszo", a Ośrodek Teatru "Warsztatowa" organizował imprezę w Borzęcinie, miejscu urodzin Mrożka. Po raz kolejny pojawiłem się w Tarnowie na zaproszenie tutejszych władz, jako członek komisji konkursowej mającej na celu wyłonienie dyrektora teatru po odejściu Barbary i Józefa Zbirógów. Został nim wówczas Wiesław Hołdys. Jeżeli dodać do tego, że i Stanisław Świder i Wojciech Markiewicz byli w przeszłości moimi studentami, to można chyba powiedzieć, że historia moich związków z Tarnowem i tutejszym teatrem jest długa i skomplikowana.

A jak trafił Pan do jury tarnowskiego festiwalu komedii.

- Na tarnowskim festiwalu goszczę po raz drugi. Przed rokiem prezentowałem tutaj przedstawienie "Babski wybór", oparty na prozie Kazimierza Przerwy - Tetmajera z Jerzym Nowakiem. Wojciech Markiewicz zapraszał mnie do roli jurora kilkakrotnie, termin zawsze kolidował z egzaminami wstępnymi na wydział reżyserii. W tym roku wreszcie mogłem przyjechać do Tarnowa na dłużej.

I jak znajduje Pan tegoroczną "Talię" i polską komedię?

- Przede wszystkim bardzo się cieszę, że taki festiwal, podczas którego prezentowane są komedie w ogóle się odbywa. Można dyskutować o poziomie i jakości przedstawień, ale idea jest bardzo dobra i ważna. Obserwuję bowiem ostatnio w polskim teatrze pewien niedobry proces. Mamy oto do czynienia z zalewem metafizyki w niedobrym wydaniu, a tymczasem publiczność często chce siąść na widowni po to, by się wzruszać, płakać lub śmiać. Mówię o tym, bo sam należę do tego gatunku widzów. Tarnowska impreza w założeniu ma prezentować właśnie takie przedstawienia. W rzeczywistości festiwal jest oczywiście taki, jaki jest polski teatr. Chodzi oto, by był to dobry, reprezentatywny przegląd tego, co się na polskich scenach dzieje. Myślę, że tarnowski festiwal taką rolę spełnia, bo przyjeżdża tutaj wszystko, co w polskim teatrze w materii komedii jest interesujące, przedstawienia, o których się mówi, pisze, które się nagradza. To jedyna tego typu impreza w Polsce. Dla fachowców może ona stanowić punkt wyjścia do dyskusji o stanie teatru, publiczność zaś powinna być zadowolona z możliwości uczestniczenia w interesującej konfrontacji.

Publiczność tarnowska od lat głosuje za festiwalem, przychodząc na przedstawienia.

- Bardzo mnie cieszy, że nie brakuje na festiwalowych przedstawieniach publiczności, to oznacza, że impreza jest ludziom potrzebna. Znam festiwale, które robi się dla "honoru domu", nie dla widzów. W tym przypadku widzę pełne sale, żywiołowe reakcje, publiczność przyznaje własną nagrodę - to kolejny bardzo dobry pomysł.

Dla mnie Talia to także możliwość obejrzenia przedstawień, których często wcześniej nie widziałem. Obowiązki nie pozwalają mi na zbyt częste jeżdżenie po Polsce i oglądanie, dlatego w Tarnowie z ciekawością obserwuję, co dzisiaj reżyserzy i twórcy teatru prezentują, co wyrasta z młodych ludzi, których często znałem jeszcze jako studentów. To także dla mnie wielka nauka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji