Artykuły

Technopolis

"Akropolis" w reż. Łukasza Twarkowskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Michał Centkowski z Nowej Siły Krytycznej.

W Starym Teatrze Twarkowski swobodnie i z dużą inscenizacyjną sprawnością przepuścił "Akropolis" przez zainfekowaną audiowizualnością, pełną popkulturowych klisz świadomość ponowoczesnego odbiorcy.

Pamięć, jednostkowa tożsamość, granice poznania, świadomość, prawda, rozpad - Twarkowski wyabstrahował z najoryginalniejszego bodaj poematu scenicznego Wyspiańskiego wielkie tematy. Zapośredniczone w nowych mediach, płyną ze sceny wartkim jak strumień świadomości nurtem. Oto otrzymujemy kliniczne studium konwulsyjnych zmagań niestabilnego emocjonalnie i ontologicznie podmiotu, zanurzonego w technokulturowym konglomeracie. Cyfrowo przetworzony obraz, trójwymiarowe projekcje, awatary - rzeczywistość sceniczna pozbawiona zostaje już nie tylko referencji do świata zewnętrznego, przestaje właściwie odsyłać także do dzieła literackiego. Triumf Baudrillardowskiej metafory?

W tej intertekstualnej grze, pośród przywodzących na myśl "Odyseję kosmiczną" filmowych sekwencji odtwarzanych na wielkim, rozciągniętym nad sceną ekranie, spotykamy nie do końca realne, także jako byty scenicznie, postaci dramatu z początku XX wieku. Minimalizm świata rodem z kina science fiction miesza się z onirycznym, przypominającym marzenie senne, niepokojącym światem obrazów spod znaku francuskiej nowej fali. Twarkowski myśli obrazem, "montuje" swój spektakl, posługując się filmowymi środkami. Introspekcje i retrospekcje nieustannie rozbijające narrację, fragmentaryczność i achronologia, "głębia ostrości", niejako równolegle rozgrywające się sceny skomponowane jak filmowe kadry - całość tworzy spójną, intrygującą i wielowarstwową wizję. Nie brak w spektaklu Twarkowskiego także inspiracji teatralnych - Lupą, Jarzyną, Warlikowskim.

Poza górującym nad sceną ekranem scenografia składa się z białego, przeszklonego z jednej strony konteneru, zbudowanej z geometrycznych białych płytek ściany, przywodzącej na myśl wnętrze futurystycznej jaskini, oraz usytuowanego w głębi sceny pomieszczenia, którego ściany tworzą ułożone rzędami kasety VHS, dostępnego widzowi jedynie za pośrednictwem transmitowanego na ekran obrazu z miniaturowych kamer, za pomocą ujęcia POV postaci.

Twórcy krakowskiej inscenizacji, szukając w tekście tego, co uniwersalne i nie obciążone znaczeniowo, pozbawili "Akropolis" wymiaru narodowego, zastąpionego momentami brutalną wiwisekcją indywidualnej podmiotowości. W tym celu sięgnęli głównie po sceny z drugiego oraz trzeciego aktu dramatu Wyspiańskiego. Na scenie oglądamy mitycznych bohaterów wojny trojańskiej: Priama, Hektora, Parysa, Hekabe, Andromakę, Helenę, Kassandrę - rozprawiających o walce, honorze, wojennych powinnościach, miłości i nieprzemijającym pięknie. W drugim akcie przedstawienia, jakby równolegle, toczy się zaczerpnięta ze starotestamentowej przypowieści historia wygnaniu Jakuba, jego wędrówki, służby u Labana i rywalizacji Racheli i Lei o względy Jakuba-Izraela.

W drugim akcie, po wzniosłej, pełnej patosu scenie błogosławieństwa Izaaka, na scenie pojawia się współcześnie ubrana Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, by w ramach swoistego interludium, dowcipnego, choć nieco przydługiego miniwykładu, podzielić się z publicznością wrażeniami ze swego wylewu, oraz z właściwym telewizyjnym kaznodziejom zapałem przekonywać nas o fantastycznej nieprzeniknioności umysłowego aparatu człowieka.

Twarkowski nie tylko manipuluje sceniczną rzeczywistością, lecz także podważa nieustannie odbiorczy konwenans, stawiając pytanie o granice naszych zdolności poznawczych. Ciągle zmieniając perspektywy, partycypujemy w rzeczywistości scenicznej w sposób fragmentaryczny, boleśnie odczuwamy brak tradycyjnej, uprzywilejowanej perspektywy wszechwiedzącego obserwatora. Odbiera się nam tym samym zazdrośnie strzeżoną, uprzedmiotawiającą władzę spojrzenia. Czuć to wyraźnie w niezwykłej scenie, gdy za pośrednictwem miniaturowej kamery przyglądamy się transmitowanej na ekran rozmowie Racheli z własnym lustrzanym odbiciem. Pozornie przyglądamy się bohaterce, przyglądającej się samej sobie. Z czasem jednak w jej odbiciu zaczynamy dostrzegać twarz Jakuba, przyglądającego się jej zza tafli szkła. W kim zatem przegląda się Rachela? Czyjej projekcji przyglądamy się my - widzowie?

Twarkowski i Herbut tworzą niezwykle sugestywny teatralny świat. Pełne rozmachu, gęste od znaczeń wizje zdają się nieustannie konkurować o uwagę widza. Sprawnie zrealizowane ciągi filmowych projekcji ostatecznie jednak przegrywają z kilkoma znacznie skromniej pomyślanymi scenami. Zwłaszcza z przejmującym finałem, w którym na pogrążonej w półmroku scenie do Jakuba (Zbigniew W. Kaleta) przychodzi Anioł-Mesjasz. Transmisja zostaje przerwana, ekran nad sceną wyświetla komendy o błędach systemowych, uwaga widza skupiona zostaje wyłącznie na scenie, już bez zapośredniczeń, bez technologicznych protez. Anioł-Przewodnik-Jaźń (Hajewska-Krzysztofik) okazuje się łudząco podobny do pani neurolog po wylewie, z doczepioną brodą. Zaczerpnięta z teatru Warlikowskiego queerowa figura transgresji zdaje się tym razem odsyłać nas do innego porządku. Staje się przewodnikiem w podróży na "drugą stronę lustra". Na scenę pada blady snop światła, jakby z poza dierezy - to pozostałość metafizyki czy szachrajstwo sztuki, symptom wideoobłędu? Światło nie pada jednak ani na Jakuba, ani na Anioła

**

MICHAŁ CENTKOWSKI, ur. w 1988 r. Ukończył kulturoznawstwo na Uniwersytecie Śląskim. Jest recenzentem "Nowej Siły Krytycznej" i felietonistą portalu e-teatr.pl. Współpracuje m.in. z ArtPapierem, magazynem kulturalnym "KTW", kwartalnikiem "Po-mysł".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji