Artykuły

Gorący fotel w rzeszowskim teatrze

Spieszmy się kochać nowego dyrektora "Siemaszki", tak szybko odejdzie... - można by zakpić. Ale to tak mało śmieszne jak żart marszałka o stanowisku dyrektora teatru: "To najbardziej niebezpieczny fotel". Bo żadnego poważnego twórcy nie przyciągnie tu taka perspektywa - pisze Magdalena Mach w Gazecie Wyborczej - Rzeszów.

Odwołując ze stanowiska dyrektora teatru przed upływem jego kontraktu, marszałek pokazał całej Polsce, że nawet nowelizacja ustawy o działalności kulturalnej nie powstrzyma podkarpackiej władzy. Niestety, stawia to nasze miasto i województwo w fatalnym świetle, a sygnał, jaki poszedł właśnie w Polskę, źle rokuje rzeszowskiej scenie dramatycznej.

Kontrakt Remigiusza Cabana obowiązywał od 2 stycznia 2013 do 31 sierpnia 2016 r. Decyzją zarządu województwa podkarpackiego dyrektor został odwołany w ostatni wtorek.

Zerwanie kontraktu dyrektorskiego przez organizatora przed upływem terminu jest precedensem, który pokazał, że kontrakty - wbrew oczekiwaniom - nie chronią dyrektorów instytucji kulturalnych przed polityką.

Ustawa? Jaka ustawa?

Kontrakty dyrektorskie w instytucjach kulturalnych wprowadziła nowelizacja ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej, która weszła w życie w ubiegłym roku. Według nowych zapisów dyrektorzy są zatrudniani na podstawie umów cywilnoprawnych, nazywanych w skrócie kontraktami, na okres od trzech do pięciu sezonów.

Zamysłem twórców nowego prawa było wzmocnienie pozycji dyrektora, uniezależnienie go od władz, którym te instytucje podlegają, skończenie z upolitycznieniem tych stanowisk. Kontrakty miały też pozwolić dyrektorom na realizację wieloletnich planów artystycznych i stabilizować zasady działania instytucji.

W rzeszowskim Teatrze im. Siemaszkowej wejście w życie nowelizacji ustawy wzbudziło szczególne nadzieje na spokój.

Bo ten teatr, jak żadna inna kulturalna instytucja w regionie, targany jest politycznymi wiatrami od połowy lat 90. Wejście kontraktów pozwoliło przez chwilę uwierzyć, że może wreszcie uda się przerwać niechlubną praktykę, która stała się tu brzydką zasadą, wymiany dyrekcji niedługo po tym, jak zmieniały się władze województwa. Co gorsze, za każdym razem odwołaniu z tego stanowiska towarzyszyła awantura, która odbijała się buczącym echem w środowisku teatralnym w całej Polsce, a kilka razy zakończyła się w sądzie. Tak samo najprawdopodobniej stanie się i tym razem, bo Remigiusz Caban od początku wszczęcia procedury odwoławczej zapowiadał, że będzie bronił swojego dobrego imienia przed wymiarem sprawiedliwości. Zerwanie kontraktu przed czasem sugeruje bowiem, że były dyrektor dopuścił się poważnych nieprawidłowości.

Zwolnienie w najgorszym momencie

Ustawa jasno określa powody zerwania kontraktu przez organizatora instytucji: musi dojść do naruszenia przepisów lub odstąpienia od realizacji umowy, w której określono warunki organizacyjno-finansowe działalności instytucji kultury oraz program jej działania.

W komunikacie o oficjalnych powodach odwołania Cabana oba powody zostały zacytowane za ustawą. To bardzo poważne zarzuty, ale nie zostały podane żadne szczegóły. Wiadomo tylko, że o nieprawidłowościach finansowych w teatrze został powiadomiony rzecznik dyscypliny finansów publicznych, ale zarząd nie poczekał na jego stanowisko. Mniej oficjalnie mówiło się o konflikcie w zespole i o niskiej frekwencji na spektaklach.

Po analizie dokumentów żadnych nieprawidłowości nie dopatrzył się Bogdan Zdrojewski, minister kultury i dziedzictwa narodowego, który w swojej oficjalnej opinii uznał odwołanie Cabana za niezasadne.

Ani groźba wypłaty odszkodowania, ani fakt, że mamy właśnie sam środek sezonu artystycznego, a to najgorszy moment na zwalnianie dyrektorów instytucji kulturalnych, ani nowelizacja ustawy nie dała do myślenia podkarpackim władzom i nie była w stanie powstrzymać zmian na dyrektorskim stołku w "Siemaszce". Przypominam, że w ciągu ostatnich kilkunastu lat odwołanie dyrektora Teatru im. Siemaszkowej w Rzeszowie w podobnej atmosferze dokonało się już po raz siódmy.

Spieszmy się więc kochać nowego dyrektora "Siemaszki", tak szybko odejdzie... - można kpić, ale to nieśmieszne. Tak samo jak nie rozśmieszył mnie wcale komentarz marszałka Władysława Ortyla z PiS o stanowisku dyrektora teatru, w jego wypowiedzi dla Radia Rzeszów: "To najbardziej niebezpieczny fotel".

To przerażający żart, bo świadczy o kompletnej nieznajomości specyfiki pracy w teatrze, środowisku niezwykle wrażliwym na wszelkie zmiany. Tymczasem dyrektorzy "Siemaszki" skazani są na działanie w poczuciu tymczasowości, bo każdy kolejny dyrektor, znając losy swoich poprzedników, z pewnością bierze pod uwagę, że to stanowisko jest tylko na chwilę. Można nie angażować się w taką funkcję w symbolicznej fabryce śrubek, ale nie w teatrze.

Trzeba silnej osobowości

Tymczasem bardzo niebezpieczny dla naszego teatru komunikat został wysłany do środowiska teatralnego w Polsce. Po takim sygnale trudno liczyć na to, że kolejny konkurs na stanowisko dyrektora Teatru im. Siemaszkowej w Rzeszowie przyciągnie silne teatralne osobowości, których tu przecież na gwałt potrzeba, jeśli nasze pokolenie chce zobaczyć jeszcze w Rzeszowie mocny artystycznie teatr.

Potrzebna jest natychmiast osobowość z gotową, spójną koncepcją rozwoju artystycznego teatru repertuarowego na Podkarpaciu. Ale czy z taką sławą ten teatr zdoła przyciągnąć kogoś, kto planuje dalej niż na jeden sezon do przodu, lub komu zależy nie tylko na wzmocnieniu własnego CV?

Co ma skusić zdolnych wizjonerów teatru? Zapewnienia marszałka, że bardzo zależy mu na stabilizacji sytuacji w teatrze? Może mówić tylko za siebie, a jego kadencja kończy się za rok...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji