Artykuły

Warszawa. Eksportowy thriller w Wielkim

W Operze Narodowej Mariusz Treliński pokaże dziś nowy spektakl, który potem zawiezie do Nowego Jorku.

Zapowiada się oryginalna i bardzo ważna premiera w dorobku Mariusza Trelińskiego. W jedno przedstawienie połączył on dwie różne jednoaktowe opery: baśniową "Jolantę" Piotra Czajkowskiego i pełen mrocznej symboliki "Zamek Sinobrodego" Béli Bartóka. Dzięki nim zadebiutuje w 2015 r. w nowojorskiej Metropolitan.

Wprawdzie amerykańskiej publiczności dał się już poznać inscenizacjami "Madame Butterfly" czy "Don Giovanniego" w Los Angeles i Waszyngtonie, jednak obecność na scenie tego teatru ma zupełnie inny wymiar: przede wszystkim prestiżowy, ale również artystyczny. Będzie też pierwszym polskim reżyserem w Metropolitan.

Kilkuletnie dyskusje

Jest to ponadto szczególne wydarzenie dla warszawskiej Opery Narodowej, którą nowojorski teatr zaprosił do współpracy, spektakl jest bowiem pierwszą - i oby nie ostatnią - koprodukcją obu instytucji.

Doszło do niej po ustaleniach, które zajęły kilka lat, ale też w operowym świecie decyzje wymagają długofalowego planowania. W 2009 r. Mariusz Treliński reżyserował "Jolantę" Czajkowskiego na festiwalu w Baden-Baden, inscenizację obejrzał wówczas dyrektor Peter Gelb z MET i wyraził chęć pokazania jej w Nowym Jorku.

Pozostało do uzgodnienia wiele kwestii, w tym dobór drugiego tytułu, by powstał pełnospektaklowy wieczór. - Rozmowy nad tym trwały około roku - mówi "Rz" Mariusz Treliński. - Braliśmy pod uwagę dziesiątki utworów, ale "Zamek Sinobrodego" był pierwszą operą, jaką w ogóle chciałem zrealizować. Złożyłem taką propozycję dyrektorowi Dąbrowskiemu już w 1998 roku, więc teraz, kiedy mogę to wreszcie zrobić, zdarza mi się sytuacja naprawdę wyjątkowa. Nie tylko dlatego, że rzadko kiedy dostaje się zaproszenie do Metropolitan Opera.

Na pytanie, co łączy te opery, Mariusz Treliński odpowiada: - Wspólny motyw kobiety w relacji z dominującym mężczyzną. Król René, autorytarny ojciec Jolanty, trzyma córkę w odosobnieniu. Możemy tu mówić o niezwykle silnej, zazdrosnej miłości, o histerycznej potrzebie posiadania, gdzieś na granicy erotycznej fascynacji. Drugim męskim bohaterem jest zaborczy mąż Sinobrody. Dorosła Judyta przychodzi do jego zamku z pełną świadomością, że jest potencjalnym mordercą, ukrywającym trupy byłych żon. Zostawia dla niego matkę, ojca, narzeczonego, całe swoje życie.

Zakamarki wyobraźni

Scenografię przygotował oczywiście stały współpracownik Trelińskiego, Boris Kudlička. - Całość będzie rozgrywać się w jednej przestrzeni - mówi. - Mamy dom istniejący w wyobraźni, zaznaczony jedynie kilkoma kreskami, a umieszczony w ciemnym lesie. To świat Jolanty, w który możemy wniknąć. "Zamek Sinobrodego" w ujęciu Mariusza to z kolei thriller, ale również pewna kontynuacja losów Jolanty. Opieramy się na stałych obrazach, ale przenosimy się też do kolejnych zakamarków wewnętrznego świata Sinobrodego.

- To mój najbardziej filmowy spektakl - dodaje reżyser. - Nigdy dotąd nie zastosowałem tak mocnego splotu opery i kina.

Wystawiając "Jolantę" w Baden-Baden, miał do dyspozycji dwie największe gwiazdy: Annę Netrebko jako tytułową bohaterkę oraz Piotra Beczałę w roli zakochanego w niej Vaudemonta. W Warszawie wystąpią czołowi soliści rosyjskich scen: Tatiana Monogarowa i Siergiej Skorochodow.

Reżyser z wyobraźnią

Nie mniej atrakcyjnie zapowiada się obsada opery Bartóka. W okrutnego Sinobrodego wcieli się pochodzący z Izraela, a wykształcony w Wielkiej Brytanii i Kanadzie, Gidon Saks. - Śpiewałem tę partię w różnych inscenizacjach - mówi. - Po raz pierwszy jednak pracuję z reżyserem, który tak dokładnie wie, co chce osiągnąć i jak nas poprowadzić.

Opinię tę potwierdza obsadzona w roli Judyty Niemka Nadia Michael. To artystka, która zaczyna robić wielką karierę, już została zaproszona do Metropolitan, by i tam wystąpić w "Zamku Sinobrodego", wcześnie debiutowała tam jako Lady Makbet.

Talent Nadii Michael docenia Krzysztof Warlikowski, stworzyła wstrząsającą kreację w reżyserowanej przez niego "Medei" Cherubiniego w Brukseli, a w tym roku wystąpiła w głównej roli w "Poppei i Neronie" Monteverdiego w Teatro Real w Madrycie.

- Cenię wymagających reżyserów - opowiada "Rz". - Obie bohaterki, które zagrałam u Warlikowskiego, są tak różne od siebie i ode mnie, ale on sprawił, że potrafiłam się w nie wcielić. Wyczuł, co mogę im dać, zawierzył mi, a ja jemu. Szukam zresztą postaci, które mnie inspirują, lubię pracować z kreatywnymi partnerami, z którymi czuję się zdolna przekraczać pewne granice, wyjść poza ograniczenia narzucane przez operę. Takim reżyserem jest również Mariusz Treliński. Ma w sobie niesamowitą energię, udzielającą się innym.

Dzisiejszą premierę oraz przedstawienie niedzielne poprowadzi jeden z największych dyrygentów ostatnich dekad Walery Gergiew. To już czwarta opera, którą zgodził się zaprezentować w warszawskim teatrze. I choć jak zwykle przyjechał do Warszawy niemal w ostatnim momencie,to zawsze potrafi tak zainspirować muzyków i śpiewaków, że powstaje wybitna, zbiorowa kreacja. Dwoma pozostałymi, zaplanowanymi przed świętami spektaklami będzie dyrygować debiutujący w Warszawie Libańczyk Bassem Akiki, który wcześniej był związany z Operą Wrocławską.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji