Artykuły

Warszawa. W Ateneum ostatnie próby "Nastazji Filipownej"

Marcin Dorociński zagra Rogożyna, Grzegorz Damięcki - księcia Myszkina. W Teatrze Ateneum trwają ostatnie próby przed premierą "Nastazji Filipownej" według "Idioty" Dostojewskiego. Premiera 15 grudnia na Scenie 61.

Andrzej Domalik, dyrektor Ateneum i reżyser spektaklu, napisał nową adaptację powieści, ale skorzystał z pomysłu inscenizacyjnego Andrzeja Wajdy, odwołując się do głośnego przedstawienia z 1977 roku ze Starego Teatru w Krakowie.

Rozmowa z Andrzejem Domalikiem, reżyserem spektaklu

Dorota Wyżyńska: Przedstawienie krakowskie w reżyserii Andrzeja Wajdy z Jerzym Radziwiłowiczem - Myszkinem i Janem Nowickim jako Rogożynem - dziś jest już teatralną legendą.

Andrzej Domalik: Niestety, nie widziałem tamtego przedstawienia, ale dość dużo o nim wiem. Kilka lat temu napisałem scenariusz, o tym jak spektakl "Nastazja Filipowna" przyjeżdża do Stawiska i aktorzy grają dla Jarosława Iwaszkiewicza i jego gości. Film nigdy nie powstał, ale coś z tamtej niedokończonej przygody pozostało. Natomiast iskrą, która rozpaliła to ognisko, czyli spowodowała, że przygotowujemy się właśnie do premiery "Nastazji Filipownej", był nie tyle legendarny spektakl Andrzeja Wajdy, nie Dostojewski, ale moi aktorzy.

Już jakiś czas temu pomyślałem sobie, że dobrze byłoby spotkać na scenie Ateneum dwóch aktorów naszego teatru: Marcina Dorocińskiego i Grzegorza Damięckiego, tym bardziej że nigdy wcześniej ze sobą nie grali. Napisałem swoją adaptację, korzystając, za zgodą pana Andrzeja Wajdy, z krakowskiego tytułu, no i punktu wyjścia opowieści. To tylko jeden wątek z tej grubej i przepastnej powieści, jaką jest "Idiota", oto dwóch facetów funduje sobie nocne czuwanie nad martwym ciałem kobiety, którą jeden z nich zabił, a obaj kochali. Stanisław Cat Mackiewicz napisał, że jest to "najstraszniejsza scena w historii literatury świata". Niewykluczone.

"Nastazja Filipowna" w Krakowie była pewnego rodzaju eksperymentem. Aktorzy improwizowali.

- W przedstawieniu Andrzeja Wajdy niemal od samego początku była bardzo mocno wpisana improwizacja. Widzowie mieli tego świadomość. Spektakl co wieczór był inny. Wymagał od aktorów, jak się domyślam, innego myślenia, kondycji psychicznej, siły. Te nasze doświadczenia, mimo że dotyczą tego samego autora, tych samych bohaterów, są jednak kompletnie inne. Użycie tego samego tytułu może sugerować remake, ale jednak - nie.

Zaprosił pan do przedstawienia aktorów, których drogi były bardzo różne. Grzegorz Damięcki od razu po studiach trafił do Teatru Ateneum i jest jednym z filarów tego zespołu. A Marcin Dorociński to dziś jedna z najważniejszych postaci polskiego kina, od kilku lat nie wychodzi z planu filmowego. Dlaczego warto ich ze sobą zderzyć?

- To prawda, że ich drogi są różne. Marcin ostatnie lata spędzał na planie filmowym, z kolei Grzegorz rzadko wychodzi z teatru. I tym bardziej jest to dla mnie ciekawe. Przecież Myszkin i Rogożyn to są dwa światy, poza miłością do jednej kobiety cała reszta ich dzieli. Czerń i biel, diabeł i anioł, ziemia i niebo.

Ta praca to dla nich wyzwanie?

- To jest tak, jak ostatnio powiedział mi Jan Nowicki: "Jeśli się ktoś przeczołga na próbach przez Dostojewskiego, to potem jest już innym aktorem". Uważam i powtarzam to zawsze moim współpracownikom, że najważniejsza jest ta wspólna droga, którą przebywamy podczas prób. A do tego heroiczne zmaganie się z Dostojewskim, które przypomina mi bitwę. Bitwę, z której można już nie wrócić. Nie da się przejść przez to zadanie bezkarnie. Groza nie wyklucza jednak radości i uniesienia, a przecież tego także szukamy w teatrze, prawda? A rezultat - gotowe przedstawienie, które obejrzą widzowie, jest już tylko pewnym następstwem, koniecznością, ostatnią stacją podróży.

A pan cały czas w kręgu literatury rosyjskiej? Policzyłam, że zrealizował pan w teatrze siedem spektakli według Czechowa, dwa według Dostojewskiego, byli jeszcze Gogol i Gorki, o filmie "Łóżko Wierszynina" nie wspominając.

- Tak, w kręgu literatury rosyjskiej, w ramach wieloletniego uzależnienia, ale tym razem to jednak coś drastycznie innego, jakże różne od Czechowa. Pod każdym względem: klimatu, intensywności, temperatury i problemu. Dostojewskiego czytam dokładnie tak samo jak 20-30 lat temu, mimo że świat się zmienił, myśmy się zmienili, teatr się bardzo zmienił. Pojawiły się podczas pracy pytania, czy nie należałoby przedstawienia według autora "Idioty" przybliżyć nieco nowemu widzowi, nagiąć do współczesności, ale po co? Jeśli już, to niech się raczej współczesność nagina do Fiodora Dostojewskiego.

Teatr Ateneum: "Nastazja Filipowna" według pomysłu Andrzeja Wajdy, adaptacja i reżyseria: Andrzej Domalik, scenografia: Marcin Stajewski. Premiera w niedzielę (15 grudnia) na Scenie 61.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji