Artykuły

Czarny karnawał Gombrowicza. "Kosmos" w Teatrze Narodowym

"Kosmos" to summa lęków i rozczarowań starzejącego się Gombrowicza. Jerzy Jarocki z tej magmy dewiacji i psychoz precyzyjnie wykroił czarną, błazeńską mszę - mszę, w której śmiech miesza się z przerażeniem, a sterylna przestrzeń kryje brudne tajemnice.

Niektóre kryminały należałoby wydawać w serii "Klasycy filozofii". Banalne "kto zabił?" ustępuje w nich miejsca pytaniu "jaka jest prawda?". W "Kosmosie" Gombrowicza detektywistyczno-erotyczna fabuła stanowi jedynie przykrywkę dla poszukiwania sensu w świecie pozbawionym Boga. Górskie wakacje pary studentów to parodia wszelkich wypraw po samowiedzę - od Chrystusa na pustyni po "Czarodziejską górę". Dla autora to problem uniwersalny. Zamiast samowiedzy napotyka się zawsze obcość. Żadna komunikacja nie jest możliwa; ani między ludźmi, ani między człowiekiem a światem. Jerzy Jarocki zobaczył w tej powieści osobisty dramat doświadczonego przez życie człowieka. Człowieka, który startuje po raz kolejny z punktu zero, by z plamek i patyczków zbudować bezpieczną rzeczywistość.

Scenografia z białych płyt przypomina papier milimetrowy, na którym wyrysowany zostanie nowy ład. Ale w tym sterylnym studio następuje seria wydarzeń nie dających się ująć w żadne wzory. W punkcie zero - miejscu zbiegu ścian - czeka Fuks (Marcin Hycnar). Witold-Narrator (Oskar Hamerski) niepewnie błąka się wokół niego. Skąd przychodzi? Z zadymionej kawiarni, jednej z takich, w jakich krztusili się przed laty egzystencjaliści. Zdradza go czarny sweter - uniform wyznawców Sartre'a, którego obecność (obok Kanta i starożytnych atomistów) czuć w całym "Kosmosie".

Scena wzajemnego rozpoznania bohaterów nasuwa na myśl pierwsze obrazy "Ślubu" - najsłynniejszej inscenizacji Jarockiego. Chłopcy odnajdują się w obcej przestrzeni, nie wiedząc z początku, skąd i dokąd zmierzają. Przypadkowe spotkanie zapowiada równie przypadkowy ciąg dalszy. W drodze do kwatery u Wojtysów odkrywają powieszonego wróbla. Intryga zostaje zawiązana. Odtąd każdy kamyk, każda rysa na ścianie stanie się dla znudzonych bohaterów wskazówką.

Hycnar jako śledczy nie ustępuje porucznikowi Colombo. Drobny i ryży tropi poszlaki całym ciałem: czołga się, skacze, węszy. Jednocześnie ma w sobie coś z szalonego naukowca. Gdy w obecności podejrzanych przeprowadza naukową analizę sytuacji, można przysiąc, że to młody Einstein (ta sama nastroszona fryzura i pocieszny wygląd). W porównaniu z nim obojętny, wiecznie gdzieś zagapiony Hamerski to postać z innego porządku - ze sfery chłodnej relacji a la Wołoszański.

Cały drugi akt (wycieczka w góry) należy do gospodarza Leona (Zbigniew Zapasiewicz). Chłopcy zbili się w jedną masę z grupą piknikującej młodzieży. Kobiet w spektaklu i tak prawie nie widać. Kożuchowska jako piękna Lena przez cały czas ściele się miękko po łóżkach i podłogach - niema, słodka, nienagannie uczesana. Anna Seniuk [na zdjęciu] (Wojtysowa) pozostaje taka sama jak w serialach oraz w "Moralności pani Dulskiej". Tym razem jest to jednak Dulska-emerytka. W tyradzie o martyrologii kur domowych patos odbiera jej oddech, a zalotne spojrzenia bardziej smucą niż śmieszą.

Zapasiewicz - wcześniej pocieszny staruszek - staje się mrocznym kapłanem onanizmu (bembergowania). Frak zmienia go w wirtuoza iluzji i dewiacji, arystokratę zboczenia pokroju proustowskiego barona Charlus. Otaczają go motywy falliczne (cygaro, ogromny pień czy głaz, miejsce jego auto-orgii), gwałci język powiedzonkami, robi sztuczki z jajkiem, po każdym kupleciku kłania się publiczności. W swoje brudne praktyki wciąga Witolda. Udzielając mu komunii karmelkiem, namaszcza go na księdza bembergu.

Jarocki żegna się z Gombrowiczem w stylu czarnej mszy, karnawału psychoz i obsesji. Najdojrzalsza powieść pisarza to zarazem najbardziej gorzkie dzieło reżysera. Gdy w finale tej mszy spada deszcz i wszyscy rozsypują się niczym cząsteczki Browna, staje się jasne, że żaden porządek - boski czy szatański - nie jest możliwy. Każde, najdrobniejsze nawet zdarzenie tworzy nowy kontekst, w którym chwila uniesienia może zostać skompromitowana. Jarockiemu udało się uniknąć pustego błazeństwa scenek rodzajowych, jakie zwykle ubarwiają realizacje dzieł Gombrowicza. Jego "Kosmos" pokazuje zarówno gwiazdy (doskonałe kreacje aktorskie), jak i czarne dziury ludzkiej psychiki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji