Artykuły

Łono pełne pieluch

"Kwaśne mleko" Maliny Prześlugi w reż Uli Kijak w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Szymon Kazimierczak, członek Komisji Artystycznej XX Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Należało się spodziewać, że tragiczną historią Katarzyny W., której niedawno wszyscy byliśmy świadkami, rychło zainteresuje się teatr. Tak też się stało - szybko powstał dramat, został natychmiast zauważony (trzy niezależne nagrody na "Metaforach rzeczywistości"), teraz jest grany na deskach Teatr Polskiego w Poznaniu. Malina Prześluga w Kwaśnym mleku nie chciała po prostu opatrzyć komentarzem bieżących wydarzeń, ale wpisać je - co prawdopodobnie spotkało się z uznaniem komisji poznańskiego konkursu - w ramy szerszej metafory. Główną bohaterką jej utworu jest co prawda młoda matka, która "upuszcza" swoje dziecko, ale to zdarzenie ma raczej charakter pretekstowy - bowiem Kwaśne mleko to rzecz o naszym zmaganiu z etyką.

Jest w rozpoczęciu spektaklu Uli Kijak pewna czułość. Przed nami stoi postać, nazwana przez autorkę dramatu Pierwszą Komórką. Na poznańskiej scenie przypomina ona Mistrza z popularno-naukowego serialu animowanego dla dzieci Było sobie życie - to ten sam ekscentryczny omnibus, który usiłuje w możliwie prostych słowach objaśniać dziwności świata. Ileż łatwiej słucha się tak jowialnej i przyjaznej postaci, która nikogo nie oskarża, a obok mądrości wykazuje również zrozumienie. Bo tych wartości potrzeba, zdają się mówić twórcy spektaklu, by szczerze porozmawiać o błędach w procesie stworzenia. Szlachetna to logika: zanim potępimy, zastanówmy się skąd w ogóle wzięło się zło.

W żadnej sprawie nie usłyszymy od Pierwszej Komórki definitywnej odpowiedzi: kreacjoniści uważają, że świat został stworzony w wyniku boskiego planu, ewolucjoniści zaś, że jest owocem nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności. Kto więc odpowiada za dramatyczne w skutkach błędy w genetyce: Bóg czy ewolucja? A kto jest winny - bo to leitmotiv spektaklu - nieobecności "genu Matki Polki" w DNA wielu młodych Polek? Gen ów ma znaczenie kluczowe, gdyż - jak ironicznie pisze Prześluga - odpowiada on za bezwarunkową miłość wobec własnego dziecka; Matka Polka zaś wyraża swoją miłość zapewniając dziecku pokarm.

Dwudziestoletnia Alina (dobra rola Doroty Kuduk) to właśnie młoda Polka, jakich z pewnością w naszym codziennym otoczeniu wiele. Nie ma na życie żadnego szczególnego pomysłu, prawdopodobnie zadowala ją błoga i beztroska "normalność", pomiędzy pomieszkiwaniem z Mamą (która kluczowego "genu" ma w nadmiarze), a spotkaniami z chłopakiem (który w spektaklu nie pojawia się w ogóle). Kiedy zachodzi w nieplanowaną ciążę i upycha pod sportową bluzę dziecięce śpiochy, pieluchy, formując "ciążowy" brzuch - staje się jasne, że usiłuje sztucznie wypełnić w sobie jakiś brak. Najpewniej właśnie ów genetycznie uwarunkowany deficyt matczynej miłości, której dla dziecka może nieraz zabraknąć, niczym mleka w piersi.

Alina i jej Matka żyją w ciasnej, oszklonej gablocie. W tym "domu" o przeźroczystych ścianach są nieustannie wystawione na spojrzenia - scenograficzna metafora staje się jednak całkiem jasna dopiero gdy Alina upuści na podłogę zawiniątko, a zza ustawionych z tyłu sceny zastawek wyłonią się bezosobowe twarze gapiów bezlitośnie domagające się ukarania "wyrodnej matki". Taki spektakl wszyscy oglądaliśmy niedawno w mediach. Malina Prześluga wykazuje zrozumienie dla swojej bohaterki i do tego samego namawia widzów - stara się więc, niejako w jej interesie, szukać głębszej, "pierwotnej" odpowiedzi na przyczyny tej tragedii.

Obie kobiety nieustannie nawiedza duch babki Aliny, pojawiają się też symboliczne postaci, które personifikacją religię, tradycję, rodzinę, społeczeństwo. Na tej "mentalnej mapie" zaskakuje wszakże nieobecność mężczyzn - temat ojca urywa się w momencie, gdy dowiadujemy się o ciąży Aliny. Jeśli potraktować ten zabieg poważnie, mogłaby z tego wynikać myśl o samotności współczesnej matki, czy rozpadzie tradycyjnych wartości. Czy wobec tego tragedia Aliny wynika z nieumiejętności sprostania wymogom kulturowym? Czy bohaterka wypiera się macierzyństwa, bo czuje podświadomy lęk przed wypełnieniem społecznej roli? Stajemy przed etycznym pytaniem o granice odpowiedzialności, jednak twórcy spektaklu unikają choćby próby odpowiedzi. Scena, w której Alina zasypuje swoją głowę niemowlęcą posypką, może oznaczać oczyszczenie, ale równie dobrze i przyjęcie na siebie winy - stygmatyzację.

Układanka Prześlugi zawiera więc kilka przeoczeń. Najważniejsze polega chyba na tym, że odchodzący do lamusa archetyp Matki Polki jest dziś zbyt wątłym konstruktem, by uczynić z niego podstawę opowieści o współczesnym macierzyństwie. Kulturowe normy na naszych oczach ulegają postępującemu rozluźnieniu. Religia, społeczeństwo czy nawet biologia w coraz mniejszym stopniu determinują nasze życiowe wybory - choć ze sceny, owszem, częstokroć słyszymy coś zupełnie odwrotnego. Kwaśne mleko Prześlugi to kolejna w tym sezonie teatralnym próba rozliczenia Matki Polki - inną zobaczyliśmy w zabrzańskich Matkach według tekstu Piotra Rowickiego. Autorów różni wiele, acz w ich dramatach uderza zbieżność niektórych wątków, a nawet konkretnych rozwiązań. O ile jednak przedstawienie z Teatru Nowego w Zabrzu było słabo umotywowanym seansem zemsty dzieci na matkach, o tyle spektakl poznański - znacznie bardziej czuły - rozmywa się nieco w nadto dobrodusznej dyplomacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji