Artykuły

Zabawa w miłość

"Piaskownica" w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Antoni Winch w wortalu Teatr dla Ciebie.

Miłość jako komedia, zabawa, żart. Nie ma nic nowego w takim jej ujęciu. Ludzie od wieków bowiem dostrzegali zarówno tragiczną, jak i komiczną stronę tego uczucia. W XXI stuleciu nic się w tej kwestii nie zmieniło i śmiejemy się z miłości równie często, jak przez nią płaczemy.

Dramat Michała Walczaka, Piaskownica, stawia nas w trudnej sytuacji. Nie wiemy bowiem czy śmiać się, czy płakać. Tak naprawdę trochę chichoczemy, a trochę szlochamy. Z teatru wychodzimy jednak w dobrym nastroju. Więc jednak miłość jako komedia, zabawa i żart.

Większą część sceny zajmuje piaskownica. Otoczona jest ona przez dziwaczne, sprężynowe kikuty, których zadaniem jest chyba imitować lizaki. Całości dopełniają drzwi stojące w tle. Mamy tu dwie główne przestrzenie, w jakich rozgrywa się akcja przedstawienia - piaskownicę i drzwi do mieszkania głównej bohaterki dramatu. Dzięki umiejętnemu użyciu świateł, przenosimy się szybko z miejsca, w którym akcja toczyła się przed chwilą, do tego, w którym rozgrywa się obecnie.

Bohaterami sztuki jest dwoje osób. On (Wojciech Solarz) i Ona (Kamilla Baar). Trudno powiedzieć czy są oni mężczyzną i kobietą, czy też raczej chłopcem i dziewczynką ergo ciężko jest ustalić ich wiek. Wiemy tylko, że są przeciwnej płci i pewnego razu się spotykają.

On bawi się właśnie w swojej piaskownicy, gdy zjawia się ona. Na początku nie zwraca na nią uwagi, potem łaskawie pozwala jej się bawić w swojej piaskownicy, a na końcu zakochuje się w niej. A ona w nim, choć nie możemy być tego tacy pewni.

Piaskownica w sztuce Walczaka pełni co najmniej dwie funkcje. Pierwsza, najbardziej podstawowa, traktuje ją jako miejsce, w którym spotykają się główni bohaterowie sztuki. Druga, bardziej metaforyczna, widzi ją jako pole, terytorium, które każdy z nas ma, ale które musi oddać, jeżeli chce się związać z drugim człowiekiem. Innymi słowy: każdy z nas ma swoją piaskownicę. Jest w niej panem i władcą, wychodzą mu w niej wszystkie zabawy, jakie sobie wymyśli. Gdy się jednak zakocha, musi wpuścić do niej drugą osobę, podzielić się swoim królestwem i zrezygnować z samotnych, aczkolwiek zawsze udanych zabaw, na rzecz zabawy we dwoje, która nie zawsze wychodzi.

W tym miejscu trzeba jedną rzecz uściślić. Piaskownica posiada bowiem także pewną niezwykle ciekawą właściwość. Mianowicie przynależy tylko do mężczyzn czy też chłopców. Kobiety, czy też dziewczynki, mogą jedynie biegać od jednej do drugiej i prosić ich władców o możliwości wejścia do ich królestwa. Oznacza to, że chociaż inicjatywa leży po stronie płci pięknej, to jednak rodzaj męski musi zdobyć się na kompromis, na oddanie czegoś, co było dlań najcenniejsze w zamian za uczucie, w zamian za miłość.

I wreszcie ostatnia już kwestia związana z tytułowym obiektem sztuki Walczaka. W pewnym momencie bohaterowie dramatu stawiają sobie pytanie: czemu ludzie pozamykali piaskownice, czemu już się w nich nie bawią? W ten sposób autor chciał zapewne zadać pytanie nam wszystkim - widzom, społeczeństwu, ludziom. Czemu zamykamy się przed innymi, czemu nie szukamy miłości? Podobnie jak bohaterowie Piaskownicy, także i my nie jesteśmy w stanie dać żadnej odpowiedzi.

Zostało już napisane, że piaskownicę można widzieć jako metaforyczne terytorium, z którego każdy mężczyzna lub chłopiec musi ustąpić, aby mogła nań wejść kobieta lub dziewczynka. Nie jest to jednak jedyny element, jaki pełni tę rolę - rolę pewnej wartości, z której trzeba zrezygnować w imię miłości - w przedstawieniu Bradeckiego. Podobna funkcja przypadła bowiem zabawie.

Pierwszym momentem, w którym główni bohaterowie naprawdę zbliżyli się do siebie, nawiązali między sobą kontakt, była chwila przerwania zabawy. Dziewczynka - kobieta przypadkowo nadepnęła na ludzika chłopca - mężczyzny. Figurka się zniszczyła. Dopiero wtedy bohater Solarza zainteresował się dziewczynką - kobietą, opatrzył jej ranę i kto wie, może właśnie wtedy się w niej zakochał. Każdy musi przerwać swoją samotną zabawę, aby zobaczyć drugiego człowieka, aby zainteresować się nim i poczuć do niego miłość.

Zepsucie czyjejś zabawki pociąga za sobą konsekwencje dwojakiego O ile bowiem uszkodzenie przez dziewczynkę ulubionej figurki chłopczyka zbliżyło ich de facto do siebie, o tyle w momencie, gdy bohater Solarza rozpruwa ukochaną lalkę dziewczynki, ta natychmiast nabiera doń dystansu i ich związek, znajomość, a może nawet miłość zostaje zagrożona.

Trzeba zatem przerwać swoją zabawę, aby się z kimś związać. Potem dochodzi do wymiany zabawek, tak że figurki chłopców i lalki dziewczynek wchodzą do tego samego wyimaginowanego świata. Chłopcy i dziewczynki bawią się we dwoje, bawią się razem. Cały czas trzeba jednak uważać, żeby nie uszkodzić figurki czy też lalki swojego partnera lub partnerki, bo to może oznaczać definitywny koniec jakiejkolwiek zabawy. Bawić się wtedy we dwoje jest niemożliwe, to rzecz oczywista. Dużo bardziej bolesny jest jednak fakt, że i zabawa samemu nie jest już tym samym, czym była wcześniej.

Sztuka opowiada o dwóch osobach. Z ich dwojga wyraźnie dominującą postacią jest chłopak - mężczyzna. To na nim, jako na władcy piaskownicy skupia się akcja dramatu. To o nim możemy powiedzieć z całą pewnością, że jest zakochany.

Dziewczynka - kobieta może coś czuje do chłopaka - mężczyzny, ale ryzykowalibyśmy wiele stwierdzając to z całą pewnością. Faktem jest, że to ona przyszła do niego. Uczyniła to jednak tylko dlatego, że miała taki kaprys. Za tezą, że jest zakochana przemawia upór, z jakim trwała przy chłopaku. Ich pierwsze chwile spędzone razem nie należały przecież do najprzyjemniejszych. Byłoby zatem w pełni zrozumiałe, gdyby uciekła od niego i nigdy nie wróciła. Z drugiej jednak strony nie bez znaczenia jest fakt, że specjalnie nie miała dokąd uciekać - w okolicy otwarta była tylko jedna piaskownica, która była stałym miejscem wypróżniania się psów.

Tylko chłopak - mężczyzna jest zatem ponad wszelką wątpliwość zakochany. To z jego ust ponadto dowiadujemy się o historii symetrycznej do tej, która rozgrywa się przed naszymi oczami.

Jest to opowieść osnuta na kolejnych przygodach Batmana. Człowiek - nietoperz walczy ze złoczyńcami i przeważnie wygrywa. Przychodzi jednak taki moment, w którym jego życie zawisa na włosku. Wtedy to na ratunek przychodzi mu dziewczyna zwana Turystką. Ratuje go od niechybnej śmierci. Sama jednak ginie. Zrozpaczony Batman w ostatniej chwili wpada na pomysł wskrzeszenia jej - Czarodziej, którego zna byłby w stanie wrócić życie jego ukochanej. Wyrusza zatem na poszukiwanie owego maga.

Historia ta toczy się równolegle z fabułą przedstawienia. Batman jest na początku sam. Chłopak - mężczyzna także. Dobrze się z tym czują, wszystko im wychodzi, słowem mogłoby tak być już zawsze. Później jednak do życia Batmana wkracza dziewczyna. Chłopakowi - mężczyźnie przytrafia się to samo. Obaj najpierw obojętnie traktują swoje nowe znajome, by w końcu się w nich zakochać. Obaj także muszą wyruszyć na poszukiwania Czarodzieja, który pomógłby im odzyskać ich miłość.

W przedstawieniu są dwie intrygujące sceny, które warte są dłuższego omówienia. Pierwsza to chwila, gdy chłopak - mężczyzna i dziewczyna - kobieta palą papierosy. W zasadzie nie palą, a tylko udają, że to robią. Żadne z nich nie ma ani prawdziwego papierosa, ani prawdziwej zapalniczki. Całość przypomina dziecięcą zabawę w dorosłych, chęć ich naśladowania. Scena ta mogłaby służyć jako wręcz modelowa dla całego przedstawienia. Zawiera się w niej bowiem cała koncepcja sztuki, która mówi o dorosłych jak o dzieciach i o dzieciach jak o dorosłych.

Druga scena znajduje się prawie na samym końcu spektaklu. Brak w niej niemal zupełnie akcji. Widać tylko kwiaty wetknięte za klamkę od drzwi, a pod nimi siedzącą lalkę. Jest to widok przejmujący, trochę rozśmieszający, a trochę wzruszający. W każdym razie ciężko o nim zapomnieć. Ta scena także jest pewnego rodzaju kwintesencją dramatu Walczaka, atmosfery w jakiej się toczy: trochę smutnej, a trochę wesołej.

Piaskownica nie jest może sztuką wybitną. Jej metafory są dość proste, a ponadto pokrywają się ze sobą. Akcja także nie koniecznie musi być dla wszystkich porywająca. Wymowa nie jest do końca jasna, bo choć czujemy, że dzieci, które widzimy są tak naprawdę dorosłymi, to brak nam co do tego zupełnego przekonania. Wydaje się, że zbyt duży nacisk położony został tutaj na element dziecięcości obecny w każdej z postaci, a zbyt słabo zaakcentowana została ich dorosłość.

Patrząc przez pryzmat tych wad nie da się jednak nie zauważyć zalet spektaklu Bradeckiego. Było w nim kilka dobrych scen. Aktorstwo stało na wysokim poziomie (na szczególne wyróżnienie zasługuje w tym miejscu Solarz). Metafory, choć dość łatwe do odczytania, kryły w sobie pewną głębię, a umiejętne posługiwanie się światłem zasługuje na najwyższą pochwałę.

Zebrawszy zatem wszystkie wady i zalety sztuki Walczaka otrzymujemy produkt średni, ale nie przeciętny. Przedstawienie Bradeckiego może równie dobrze służyć samej tylko rozrywce, co i głębszej refleksji. Cały problem w tym, że refleksja ta wymaga sporego wysiłku i dobrych chęci. Wymowa przedstawienia została bowiem przytłumiona przez jego wady, a co za tym idzie nie jest tak silna jak być powinna, jak być miała.

Główni bohaterowie spektaklu bawią się w miłość. Obojgu zabawa ta nie wychodzi i kończy się porażką. Jest jednak nadzieja. Wszak pozostał im jeszcze Czarodziej, który niejednego już dokonał. Może więc wskrzesi miłość chłopca - mężczyzny i dziewczynki - kobiety, ratując tym samym całą zabawę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji