Artykuły

Szkoła obmowy

NAJWAŻNIEJSZYM momentem premierowego przedstawienia "Szkoły obmowy" Wojciecha Bogusławskiego (wg Sheridana), sztuki granej przez zespół Teatru Narodowego w uroczej sali łazienkowskiej Pomarańczami - było wystąpienie scenografa tego spektaklu (a zarazem dyrektora teatru) z przemówieniem do krytyków i recenzentów, w przerwie miedzy drugim a trzecim aktem. Gdybym, nic wysłuchał tego przemówienia, popełniłbym w mojej

recenzji szereg błędów. Napisałbym zapewne, że przedstawienie niezbyt mi się podobało, a to z kilku powodów. Po pierwsze, jest bardzo długie, trwa prawie trzy i pół godziny - co najmniej o godzinę za długo. A przecież takie stare ramotki, jak pełna zresztą wdzięku "Szkoła obmowy" mają dla nas dzisiaj tak wiele pustych miejsc, że można je z powodzeniem skracać i przemieniać. Dalej miałbym pretensję o fałszywą obsadę jednej z głównych ról, gdzie gra dobra zresztą aktorka, ale raczej charakterystyczna - zamiast osoby w typie lirycznej naiwnej. Dalej napisałbym, że pierwszy akt nudny, że kobiety grały gorzej od mężczyzn, że mężczyźni także nie wszyscy w porządku, że jedyna piosenka nieudana, i jeszcze to i tamto... Ale teraz już wiem, że to wszystko uzgodnione z ministerstwem, i takie właśnie miało być. Niech się żaden recenzent czy inny krytyk nie miesza. A zwłaszcza niech się nie dziwi, jeśli nagle na dużej scenie Teatru Narodowego przy Placu Teatralnym zagrają "Szkołę obmowy" bez przeróbki, w oryginalnym tekście Sheridana, bo na tym właśnie polega program i koncepcja, żeby jedno tu, a drugie tam.

Taką wziąwszy szkołę (obmowy?) w czasie owego cennego antraktu, powyższych, błędów nie popełniam. Dodam jeszcze tylko, że niezależnie od udzielonej mi lekcji podobała mi się scenografia, a zwłaszcza świetne jak zwykle w spektaklach Daszewskiego kostiumy, doskonale grające na obojętnym, popielatym tle sceny. Najlepszy w przedstawieniu był akt trzeci - wspaniała, złośliwa scena wyprzedaży rodzinnych portretów przez młodego hulakę. Ta scena pokazała, że wiele obrazoburczych i bluźnierczych pomysłów naszej współczesnej dramaturgii (choćby pomysły Mrożka) ma swoje wielowiekowe tradycje. Z aktorów bardzo zabawni byli Kazimierz Wichniarz jako starosta Gdyralski, mąż młodej tony, i Andrzej Szaławski jako bogaty cześnik i niezbyt surowy moralista. Dowcipne sylwetki panów z osiemnastowiecznego warszawskiego towarzystwa pokazali Lech Ordon, Adam Mularczyk, Zbigniew Kryński i inni. Piękną Konstancję grała piękna Alicja Bobrowska. Reżyseria Władysława Krasnowicckego byłaby lekka i dowcipna, gdyby sztuka była krótszą.

Wielką zaletą przedstawienia. było to, że drugiego antraktu nie wykorzystano na następne przemówienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji