Artykuły

Nie chałturzę

- Teraz pracuję nad "Ifigenią w Aulidzie", do której mam stworzyć starożytną grecką muzykę. Premiera tego spektaklu w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu przewidziana jest na 11 listopada - mówi TOMASZ GWINCIŃSKI, bydgoski kompozytor i gitarzysta.

Jego muzyka prezentowana jest w spektaklach teatrów w całym kraju; pojawia się też w radiu i na płytach znanych zespołów. O bydgoszczaninie Tomku Gwincińskim [na zdjęciu] w Polsce coraz głośniej.

Bardzo dużo się u ciebie dzieje, uczestniczysz w wielu projektach naraz. Chodzą nawet słuchy, że wyprowadzasz się z Bydgoszczy.

- Jeszcze nie, choć Bydgoszcz traktuję już tylko jako moje miasto rodzinne, gdzie mam mieszkanie, gdzie wracam. Natomiast tutaj nie pracuję.

Za to nie brakuje ci zajęć w innych miastach. Komponujesz muzykę do wielu spektakli teatralnych, które często odnoszą sukcesy.

- Ostatnio współpracuję głównie z reżyserem Pawłem Passinim. W Teatrze Nowym w Poznaniu zrobiliśmy "Dybbuka", z kolei w Teatrze Starym w Krakowie - "Nieboską komedię". Ten drugi spektakl zwyciężył na festiwalu Rewizje Romantyczne. Na żywo dyrygowałem składem kameralnym w tym przedstawieniu. W Warszawie zrobiliśmy "Alicję w krainie czarów". Grano ją w starej fabryce, w której w przyszłości ma się mieścić ASP. Teraz pracuję nad "Ifigenią w Aulidzie", do której mam stworzyć starożytną grecką muzykę. Premiera tego spektaklu w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu przewidziana jest na 11 listopada. Zaraz po tym, po dwóch tygodniach przerwy będę komponował do "Kordiana", który wystawiony zostanie na dużej scenie warszawskiego Teatru Polskiego. W tym spektaklu także muzyka będzie grana na żywo.

Jak dajesz radę to wszystko pogodzić? Teatr to przecież tylko część tego, nad czym pracujesz.

- Pomieszkuję tydzień w Warszawie, tydzień w Opolu, tydzień w każdym innym mieście, w którym pracuję, no i jeszcze w Bydgoszczy. Ale te wszystkie projekty są rozłożone w czasie. Obecnie powstaje też pięć płyt, ale na przestrzeni lat.

Słyszałam też coś o jakiejś audycji radiowej.

- Polsko-Niemieckie Radio Artystów wytypowało pięciu kompozytorów z obu krajów do realizacji audycji dotyczącej Polski i Niemiec. Każdy miał po 50 minut. Ja wymyśliłem bajkę o losach emigranta, który wyjechał z Polski do Niemiec i ma trudności z powrotem do ojczyzny. Tytuł projektu brzmiał "P. i Wolf", czyli Piotruś i wilk.

Teatr, radio, płyty, a miał być też film.

- Dostałem propozycję, by zagrać w kręconym w naszym regionie debiucie reżyserskim Andrzeja Seweryna "Kto nigdy nie żył". Miałem zagrać muzyka Pawła, ateistę, przyjaciela głównego bohatera - księdza Piotra (Michał Żebrowski), który polemizuje wraz z nim na temat religii. Ze scenariusza wynikało, że mam być ostrym gościem, a na planie Seweryn zmienił koncepcję i kazał mi grać łagodnie, a ja nie umiałem się tak szybko zmienić.

Podoba ci się aktorstwo?

- To bardzo trudny i stresujący zawód. Aktor ma na scenie pokazać prawdę, być autentycznym, zachowywać się jak w życiu, a to nie jest takie proste. Po kilku własnych filmowych epizodach doceniłem nawet tych aktorów, których wcześniej nie szanowałem. I jeszcze jedno. Aktorstwo to także niewdzięczny zawód - jest w nim mało miejsca dla gwiazd.

W muzyce jest więcej?

- Tak, bo są pewne nisze, w których można zaistnieć. Jak konsekwentnie i uczciwie robisz swoje, to wypracujesz sobie pewną pozycję i zdobędziesz swoje grono odbiorców. Ten tysiąc płyt zawsze sprzedam.

Czujesz się gwiazdą albo chciałbyś nią być?

- Wiesz, co bym chciał? Mieć tyle pieniędzy, żeby móc realizować wszystkie swoje muzyczne projekty.

Skąd bierzesz na nie środki teraz?

- Mam sponsorów. Są tacy ludzie w naszym mieście, jak Stanisław Lewandowski, Ryszard Marciniak, Bogdan Kardas. Andrzej Wosik, czy Krzysztof Strymiński, którzy są moimi mecenasami. Reprezentują wielkie firmy i bardzo mi pomagają. Ja z kolei zagram czasem u nich jakąś firmową imprezę i wszyscy są zadowoleni.

Chałturzysz?

- Nie. Nie dostaję pieniędzy za imprezę. Gram u nich za darmo. Oni za darmo wspomagają awangardowe produkcje i jedyny sposób, w jaki mogę się im odwdzięczyć, to przynieść później recenzję takiego krążka w jakiejś ogólnopolskiej gazecie, np. "Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Przekroju", czy nawet "Playboyu", a oni są zadowoleni, że dopomogli czemuś, o czym się pisze w całym kraju.

Jednak nie każdy muzyk awangardowy pozwoliłby sobie na takie działanie.

- Dlatego tylko gada o wydaniu swojej muzyki, a ja to robię.

* * *

Tomasz Gwinciński pochodzi z Bydgoszczy. Ma 42 lata. Studiował cztery lata medycynę, rok filozofię oraz kompozycję w krakowskim konserwatorium u Bogusława Schaeffera. Gra na gitarze, perkusji, jest kompozytorem, wokalistą, dyrygentem. Realizuje filmy, wraz ze swoją dziewczyną Martą prowadzi wydawnictwo MIT Edition. Należy do składu wielu zespołów, m.in. Maestro Trytony, Nieliniowy Ensemble, Łoskot, którego najnowsza płyta "Sun" pojawi się na rynku 22 października.

W mieszkaniu Tomka Gwincińskiego panuje iście artystyczna atmosfera: płyty, książki, przybory do rysowania jego dziewczyny Marty. Oprócz pary artystów do grona domowników należą jeszcze pies Serniczek i kotka Lori.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji