Artykuły

Dramat zdrapuje politurę cywilizacji

To jest jedna z wielkich zalet tekstu Tadeusza Słobodzianka: ukazując zło popełniane przez zwykłych, banalnych ludzi, stawia pytanie i zmusza do refleksji - o szwedzkiej premierze "Naszej klasy" pisze Tomas Hakanson w kwartalniku "Suecia Polonia".

Dagens Nyheter, 23.11.2013

"Nasza klasa"

Dramat zdrapuje politurę cywilizacji

Erik Helmerson

Zaczyna się w pewnej klasie w Polsce lat dwudziestych ubiegłego wieku. Zygmunt, Abram, Dora, Rysiek i pozostali. Przedstawiają się sobie nawzajem i publiczności swoimi imionami i marzeniami; ktoś chce być gwiazdą filmową, ktoś inny rolnikiem, jak tata. Połowa z nich to Żydzi, połowa chrześcijanie. Są onieśmieleni, ale szybko im przechodzi i wkrótce drobne sprzeczki, szkolne figle i niewinne miłosne historie zaczynają się w "Naszej klasie"

Polska sztuka pod tym tytułem jest jednym z wielkich teatralnych wydarzeń ostatnich lat. Ze skandynawskiej premiery w teatrze Galeasen w Sztokholmie krytycy wyszli niemal oszołomieni.

Podtytuł sztuki brzmi: "Historia w XIV lekcjach". I faktycznie, to, co otrzymujemy jest rodzajem wykładu, studium współczesnej historii europejskiej. Kiedy klasowi koledzy stają się kilka lat starsi zaczyna się niszczenie ich kraju. Najpierw przychodzą Rosjanie, potem Niemcy. Nie trzeba było wiele czasu, by oskarżycielskie spojrzenia zwróciły się w stronę Żydów zwiastując przemoc. 10 lipca 1941 r. żydowska ludność miasteczka zostaje spędzona do stodoły, którą ktoś podpala. Złoczyńcami są niemieccy okupanci, ale również Polacy. Wśród ofiar znajdują się ich dawni koledzy z klasy.

"Nasza klasa" oparta jest na rzeczywistych wydarzeniach, które rozegrały się w miasteczku Jedwabne w 1941 r. i zostały opisane w książce pod szokująco trafnym tytułem "Neighbors" (Sąsiedzi). Książka stała się źródłem sporów na temat tego, co rzeczywiście zaszło w Jedwabnem - mało kto jednak podważa opis podstawowych mechanizmów.

Głównym przesłaniem "Naszej klasy" jest to, że politura cywilizowanego świata pokrywająca jej mieszkańców jest często cienka. I że łańcuchy, które mają powstrzymywać nas przed rzuceniem się na siebie nawzajem wydają się kruche. Takie tragedie rozgrywają się raz za razem, w każdym stuleciu: sąsiedzi, przyjaciele, koledzy z klasy, rodzeństwo, wszyscy mogą być zdolni do tego, by w jednej chwili zmienić objęcia w uścisk dusiciela.

Ofiarami zostają, częściej niż inni, widoczne, wyróżniające się mniejszości. Historia Żydów w Europie to tysiąc lat prześladowań. Dzisiaj, na całym świecie, prześladowani i zabijani są najczęściej chrześcijanie.

Teraz ONZ ostrzega, że przemoc w Republice Środkowoafrykańskiej, gdzie grasują dżihadyści z ruchu Seleka, jest na drodze do przekształcenia się w ludobójstwo w czystej postaci. Wielu komentatorów dostrzega podobieństwa do masakr w Rwandzie w latach dziewięćdziesiątych. Sasiedzi stają przeciw sąsiadom, chwytają za broń, zabijają.

Erik Helmerson

***

Kwartalnik "Suecia Polonia" nr 3/2013

(pismo szwedzko-polskie)

"Nasza klasa" w teatrze Galeasen

Tomas Hakanson

"Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka od swojej premiery w Londynie w 2009 roku odbywa triumfalny marsz przez świat i grana już była w siedmiu krajach. Nic więc dziwnego, że została właśnie wystawiona w teatrze Galeasen, który wielokrotnie poprzednio demonstrował swoje zainteresowanie współczesną dramaturgią europejską (m. in. wystawił sztukę Doroty Masłowskiej "Między nami dobrze jest", w Szwecji znaną pod tytułem "Metallflickan", czyli "Metalowa dziewczynka"). Po znakomitych recenzjach prasowych tuż po premierze pod koniec września wszystkie przedstawienia "Naszej klasy" do końca listopada zostały wykupione. A ponieważ zgadzam się z tymi recenzjami to może mój tekst powinien zakończyć się już tutaj? Myślę jednak, że kilka refleksji o sztuce i o sprawach, które sztuka tak sugestywnie aktualizuje, będzie na swoim miejscu. Najpierw jednak parę słów o teatralnej formie utworu.

Pomimo dramatycznych spraw, które porusza, sztukę, z punktu widzenia czysto formalnego, można by określić jako niedramatyczną, czy też może postdramatyczną. Nie ma w niej rozwijającego się personalnego konfliktu między nielicznymi osobami dramatu. Już prędzej jest to rodzaj teatru-gawędy, narracyjnego, gdzie najbardziej dramatyczne wydarzenia przedstawiane są tylko słowami. Z pewnością sprawdziłby się świetnie jako teatr radiowy. Reżyseria Natalie Ringler jest precyzyjna i powściągliwa. Nie ma w niej miejsca dla różnych reżyserskich chwytów, słowa mówią same za siebie. W tekście nie znajdujemy również żadnych pogłębionych psychologicznie studiów bohaterów; przemawiać mają ich czyny, uczucia zostawiamy na stronie. Zgodnie z tymi założeniami również i aktorstwo jest powściągliwe. Aktorzy stworzyli proste, wyraźne postaci i wypełnili je życiem swoich ciał. Szczególnie zapadli mi w pamięć: Monica Stenbeck, jako subtelna, cierpiąca Rachelka, Pierre Wilkner, jako bogobojny bigot Heniek i czysta desperacja Jakuba Kaca w interpretacji Freddy´ego Asbloma. Ale wszyscy aktorzy błyszczą w tym spektaklu.

"Historia w XIV lekcjach" brzmi podtytuł sztuki. I z pewnością zawsze będzie ona lekcją. Zwłaszcza dla szwedzkiej publiczności, która nie wie zbyt wiele o polskiej historii współczesnej. Teatr Galeasen pomaga w lekcji zaopatrując program w zestawienie najważniejszych wydarzeń i dat. Byłoby bardzo interesujące rozważyć różnice w percepcji sztuki pomiędzy publicznością w różnych krajach (i, dlaczego nie, między różnymi czytelnikami tego szwedzko-polskiego pisma). Dla niepolskiej publiczności już samo przedstawienie okrucieństw historii jest czymś przytłaczającym: zmieniające się sowiecka i nazistowska okupacja, następnie domowy reżim komunistyczny przywieziony na sowieckich czołgach. I jaki dramat dla każdego pojedynczego człowieka, który nieubłaganie musi dokonać wyboru postawy na skali, której jeden koniec wyznacza kolaboracja, zaś przeciwległy - zbrojny opór. Większość znalazła się w szarej strefie gdzieś w środku, w różnym stopniu dopasowując się do każdej nowej politycznej rzeczywistości, na tyle, by można było przeżyć.

Polska publiczność oczywiście wie to wszystko, już choćby z rodzinnych opowieści o tym, jak dziadek, czy babcia przeżyli wojnę (albo nie przeżyli). Sztuka odniosła, mimo to, wielki sukces również w swoim kraju. Autor Tadeusz Słobodzianek otrzymał za nią nagrodę Nike (najbardziej prestiżowe wyróżnienie literackie w Polsce). A zatem, to, co w sztuce przyciąga i fascynuje to nie tylko lekcja historii. Jest tam coś więcej.

Na przykład wdzięczny dramaturgicznie pomysł, by podsumować ponad wiek polsko-żydowskiej historii opisując losy niewielkiej grupy ludzi z tej samej klasy. W inscenizacji Natalie Ringler zaczyna się to jak spotkanie klasowe. Uczniowie, wyraźnie postarzali, siedzą przy małych kawiarnianych stolikach rozstawionych po scenie. Uczniowie, jak to wkrótce zauważamy, są martwi, jeśli ma to być spotkanie klasowe to musi odbywać się na tamtym świecie. Koledzy i koleżanki z klasy zaczynają opowiadać swoje historie, jedno po drugim lub wspólnie z innymi. Styl gry to opowiadanie zmieszane z odgrywaniem epizodów gestami i ruchem scenicznym. Wszyscy aktorzy grają te same postaci przez całe przedstawienie.

"Nasza klasa" rozgrywa się w nienazwanym polskim małym miasteczku silnie przypominającym Jedwabne, w którym w 1941 r. wydarzyła się masakra, historia znana obecnie na całym świecie. Między 600 a 1600 żydowskich mieszkańców zamkniętych w stodole zostało spalonych przez swoich nieżydowskich sąsiadów. Sztuka Słobodzianka wywołała nawiasem mówiąc wielką debatę w Polsce, w której kręgi prawicowo-nacjonalistyczne oskarżały Słobodzianka i innych głośno mówiących o Jedwabnem o oczernianie dobrego imienia Polski. Że też kręgi te nie dostrzegają, że najbliższymi oczerniania dobrego imienia Polski są oni sami! Rozliczenie się z ciemnymi rozdziałami historii swego kraju zawsze przynosi tylko pozytywne skutki.

Wielką zaletą "Naszej klasy" jest to, że nie mamy tu czarno-białych ocen i, co za tym idzie, takichże osób dramatu. Skądinąd temat nadaje się, by w najlepszym hollywódzkim stylu opowiedzieć o anielsko dobrych Żydach masakrowanych przez złych Polaków i - gdyby sztuka była napisana w ten sposób - mógłbym ewentualnie zrozumieć protesty nacjonalistów. Ale, oczywiście, Słobodzianek jest zbyt inteligentnym dramaturgiem, by popadać w podobne klisze. A zatem, nie da się zaprzeczyć, że żydowscy koledzy z klasy, Jakub Kac i Menachem, aktywnie współpracowali z sowieckim okupantem. Gniew, jaki budzą u trzech nieżydowskich kolegów jest w pełni zrozumiały, ale gwałcić i mordować swoich żydowskich kolegów - kiedy tylko powstają ku temu warunki - również tych Żydów, którzy nie kolaborowali? Prosty chłopak Władek to zupełnie inny charakter, pomaga ukryć się swojej żydowskiej koleżance Rachelce. Dziewczyna konwertuje na katolicyzm, wychodzi za niego i w ten sposób przeżywa wojnę. Władek jest zatem prawdziwym bohaterem? Oczywiście, ale z drugiej strony przez całe późniejsze życie Władek okazuje się być brutalnym, kłótliwym i niesympatycznym mężem. Drugi żydowski kolega, który przetrwał, Menachem, ratuje się dzięki kryjówce w domu innej nieżydowskiej koleżanki. Nawiązują związek, po wojnie Menachem wysyła ją do USA obiecując, że przyjedzie później, ale zostawią ją i zaczyna pracę w komunistycznej służbie bezpieczeństwa - by przesłuchiwać i torturować kolegów, którzy brali udział w masakrze.

A tych trzech młodych mężczyzn aktywnie uczestniczących w masowych mordach. No coż, są oni (podobnie jak później Menachem) dobitną ilustracją klasycznej tezy Hannah Arendt o banalności zła. Jeden z nich w czasie wojny wydaje Rosjanom członka ruchu oporu, ale udaje mu się zrzucić winę na Żyda Jakuba Kaca. W jego żywotnym interesie leży więc likwidacja Jakuba, by prawda nie wyszła na jaw. Ale żeby krótko po spaleniu w stodole kilkuset ludzi przyjść na wesele Władka i wznosić toasty za pomyślność młodej pary? A jeszcze później, tym razem w służbie niemieckiego okupanta, próbować (na szczęście bez powodzenia) aresztować i zamordować Rachelkę. Albo żeby, jak Heniek, być współwinnym wszystkich tych zbrodni a potem samemu zostać księdzem prowadzącym swoich parafian drogą cnoty i moralności? Zło przybiera monstrualne rozmiary i staje się wiarygodne poprzez swoją równie monstrualną banalność.

"Nasza klasa" przedstawia tutaj sytuację w wysokim stopniu powszechną, typową. Jak było z serbskimi sąsiadami Bośniaków podczas wojny na Bałkanach? Albo z Hutu, czyli sąsiadami Tutsi w Rwandzie? Podróżując po byłej Jugosławii spotykamy samych przyjacielskich, uśmiechniętych ludzi. Którzy z tych fajnych ludzi brali udział w masakrach dwadzieścia lat temu, albo przynajmniej biernie wspomagali mordowanie? Tego oczywiście nie da się powiedzieć mając z nimi powierzchowny, przelotny kontakt. Diabeł nie ma kłów, diabeł jest najbanalniejszym sąsiadem albo kolegą z klasy, który nagle, z kaprysu historii, otrzymuje szansę bycia katem. I chętnie ją wykorzystuje! Bo przecież mieszkańcy Jedwabnego, czy też bezimiennego miasteczka z "Naszej klasy", nie wpadli sami, by pewnego dnia, po prostu, spalić kilkuset sąsiadów. Jeśli wyobrazimy sobie, że hitlerowska okupacja Polski nigdy nie miała miejsca, to ci ludzie, w najgorszym razie, pozostaliby powszednimi, drobnymi antysemitami, po cichu narzekającymi na nieuzasadnnione zyski żydowskich sklepikarzy albo na co tam jeszcze można narzekać. Ale wojna przyszła a z nią szereg zmieniających się okupacji, coraz bardziej brutalnych, i nagle - niewyobrażalne stało się możliwe. Oczywiście, nazistowska okupacja była koniecznym, ale, sama w sobie, niewystarczającym czynnikiem. W większości polskich miasteczek nie palono jednak żywcem sąsiadów. Co różniło te miasteczka od Jedwabnego?

To jest jedna z wielkich zalet tekstu Tadeusza Słobodzianka: ukazując zło popełniane przez zwykłych, banalnych ludzi, stawia pytanie i zmusza do refleksji. Moje refleksje kończą się tutaj, ale, mam nadzieję, znajdują swój dalszy ciąg u widzów.

Tomas Hakanson

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji