Skutki Złego Zachowania
To się nazywa mieć nosa artystycznego. Dyrektor teatru Ateneum, który przygarnął na swoją scenę "Złe zachowanie" warszawskich studentów nie spodziewał się zapewne, że tak długo się u niego zadomowią. Minął już prawie rok od premiery a oni wciąż grają, i pobiją zapewne rekord długowieczności pokazu dyplomowego.
Wpadłam ostatnio na szeregowe przedstawienie. Apogeum trwa. Widzowie podpierają ofiarnie ściany. Reżyser Andrzej Strzelecki krąży podczas spektaklu trasą: garderoba - kulisy - widownia. Patrzy na scenę od tylu przez dziurkę kotary. A za chwilę już śledzi akcję zza ostatniego rzędu widowni. Sprawdza czy się coś nie sypie.
Dziś przeżywa szczególne napięcie, bo jednego z młodych aktorów dorwały korzonki. Jest naprawdę chory. W szkole można by w takiej sytuacji spektakl odwołać. Tutaj zebrało się jednak co najmniej pięćset osób na sali i czeka na podniesienie kurtyny. Trudno odesłać ich do domu. Wykonawca śpiewanej i niezwykle ruchliwej roli (tylko takie są w tym musicalu) przezwycięża ból, pokonuje własną słabość. Przedstawienie toczy się sprawnie. Reżyser oddycha z ulgą: daje sobie radę! Widz nawet nie zdaje sobie sprawy z zakulisowych niepokojów, z tej całej nerwówki związanej z niespodziewaną niedyspozycją. Zawód aktora, jak każdy inny, ma swoje koszty specjalne.
Tej grupie i tak udało się wyjatkowo gładko przejść od statusu studenta do praktyki profesjonalnej. Andrzej Strzelecki wraz ze swoją trzódką otrzymał, jak już wiadomo, warszawski Teatr Buffo, co pozwoli mu, jako dyrektorowi i reżyserowi, na rozwinięcie własnych koncepcji i, miejmy nadzieję, stworzenie oryginalnego teatru autorskiego z wyrazistym obliczem.
Z czternastu absolwentów, którzy zdawali egzamin w "Złym zachowaniu", połowa została przy Andrzeju Strzeleckim, by wraz z nim uprawiać nowy teatr. Strzelecki mówi, że ten dyplom przyniósł tyle dobrego, ile złego. Dyrektorzy teatrów popatrywali na wykonawców jak na barwną grupę i chcieli ją ściągać do siebie w całości. Mniej uwagi zwracali na jednostki. A przecież aktorstwo to przede wszystkim sport indywidualny, jak to określa reżyser "Złego zachowania". Niemniej pozostała siódemka zaangażowała się do różnych teatrów i miała ponoć nawet psychiczny luksus wyboru.
Gdy już klamka zapadła i dyrektorowi Strzeleckiemu powierzono ster nowej sceny, musiał rozejrzeć się wokół, aby uzupełnić własny zespół. Pozyskał ineresujace talenty. Jest wśród nich Agnieszka Paszkowska, która otrzymała Grand Prix podczas tegorocznego spotkania szkół teatralnych. Danuta Błażejczyk objawienie, jak mówi dyrektor, festiwalu opolskiego, Piotr Siwkiewicz, laureat z San Sebastian. A więc garną się pod nowy szyld ciekawie zapowiadające się osobowości, co może być dobrą wróżbą na przyszłość.
Na razie aktorzy dostają już pensje w swoim pierwszym sezonie i grają nieustająco "Złe zachowanie", nadal w "Ateneum" i w innych gościnnych salach. Są rozrywani. Zasypywani zaproszeniami. Mają już za sobą udane konfrontacje zagraniczne i kolejne propozycje. Na fali powodzenia wszyscy chcą ich słuchać i oglądać.
To oczywiście cieszy, ale nie można od początku odcinać tylko kuponów z jednej udanej inscenizacji. Pora myśleć o premierach. Już rozpoczęły się próby następcy "Złego zachowania". Do współpracy na swej scenie Strzelecki pozyskał kompozytora Włodzimierza Korcza, choreografa Janusza Józefowicza. Chciałby realizować w sezonie ze swoim aktorskim zespołem, który nie przekroczy piętnastu osób, trzy premiery, w tym jedną niemuzyczną.
"Muzyka - jak łatwo zauważyć - jest językiem młodego pokolenia. Ja sam podchodziłem zawsze i podchodzę do muzyki w sposób emocjonalny. Nie przypadkiem, w szkole teatralnej zapoznaję studentów z piosenką. Nie będę tutaj mówił o trudach realizacji dobrego widowiska muzycznego. Przygotowanie nowości wymaga wiele czasu, wysiłku i cierpliwości, co zostało wynagrodzone sukcesem zespołu występującego w "Złym zachowaniu".
Strzelecki wie jednak, że jako dyrektor odpowiada za losy zaangażowanych ludzi, dla których ten teatr jest pierwszym miejscem pracy. Nie chciałby wpędzać swoich aktorów w wąskie ramy specjalizacji, aby nie traktowano ich jako ludzi od śpiewu i tupania, gdy zechcą zmienić teatr. Dlatego zamierza wprowadzać na afisz przemiennie także sztukę niemuzyczną.
Można powiedzieć, że dotychczas Andrzejowi Strzeleckiemu wszystko, czego się artystycznie dotykał, udawało się. Było mu dane zasmakować atmosfery STS-u, Jeszcze jako student warszawskiej szkoły teatralnej założył wraz z kolegami kabaret KUR o wyrazistym obliczu, wnoszący nowe wartości do kabaretowej rodziny. "Wtedy ludzie skrzykiwali się bez polisy ubezpieczeniowej. Chciałbym, aby w moim nowym teatrze ostało się coś z dobrych motywacji studenckich".
Z uczelni teatralnej nie wychodzi od roku 1970, kiedy to rozpoczął studia aktorskie, uwieńczone cztery lata później, a w 1980 uzyskał tytut reżysera. Teraz jest pedagogiem. W wielu teatrach dał się poznać jako reżyser. Zrealizował według własnego scenariusza "Clownów", którzy przynieśli mu rozgłos w kilku miastach. Należy do osób, które wiedzą jak dopiąć swego, dojść do celu.
A kiedy publiczność zostanie zaproszona w progi teatru Buffo? Gdy obskurnawa sala przeobrazi się na przyjęcie publiczności. Nieodzowne są zabiegi adaptacyjno-estetyczne. Czekamy niecierpliwie na inauguracje we własnej siedzibie.