Artykuły

Dyplom

Kiedyś jeden z moich profeso­rów, któremu opowiadałem o trudnościach, jakie mam z pisa­niem pracy magisterskiej, po­wiedział: "Naprawdę dziwię się, że poświęca pan temu tyle uwa­gi. To przecież taka szkolna wprawka, dłuższe wypracowa­nie".

Uwaga mojego wykładowcy była niewątpliwie słuszna, jeśli idzie o praktyczną część egzami­nów końcowych na Wydziale Aktorskim. Przedstawienia dy­plomowe powinny być spraw­dzianem nabytej w ciągu czterech lat studiów znajomości rzemio­sła. Ich dydaktyczna prowenien­cja widoczna jest szczególnie wyraźnie w dyplomie muzycz­nym, którego kanwą jest naj­częściej kilkadziesiąt piosenek, numerów estradowych, skeczów, stanowiących dla adeptów sztuki scenicznej pretekst do zaprezen­towania swoich umiejętności ta­necznych i wokalnych. Trudno wymagać, aby składanka taka niosła ze sobą jakieś treści, my­śli i przesłania, a nawet znaczy­ła cokolwiek, i dlatego kilkakrot­ne kokieteryjne zapewnienia, ja­kie słyszymy ze sceny Teatru Ateneum, że "to jest tylko za­bawa", są na dobrą sprawę zby­teczne. Bowiem jeśli "Złe zacho­wanie ' Andrzeja Strzeleckiego coś znaczy, to jedynie poprzez porównanie. Pamiętam oglądany przed kilku laty w warszawskiej PWST dyplom muzyczny w reży­serii Andrzeja Szczepkowskiego i Wojciecha Pokory. Tak jak "Złe zachowanie", była to składanka. Zaczynała się od kabare­towej klasyki z "Zielonego Balo­nika" i potem, poprzez m.in. śpiewane wiersze Leśmiana, do­cierała do naszych czasów. A "nasze czasy" to była wówczas "Piwnica pod Baranami", "Kaba­ret Starszych Panów", Osiecka, Młynarski, czyli literacki sma­czek, leciutka kpina, subtelny żart i cienka ironia. Wykonaw­cy piosenek byli przyczesani i zapracowani, nosili białe koszu­le i czarne spodnie w kant. Tamto przedstawienie także nie niosło ze sobą żadnych treści, ale jego klimat był klimatem ówczesnego życia, podobnie jak "Złe zachowanie" nosi piętno cza­su, w którym powstało. Porównu­jąc oba spektakle, możemy zo­baczyć drogę, jaką przeszliśmy w ciągu tych kilku lat.

"Bohater przedstawienia jest zbiorowy" - mówi jeden z wy­konawców. Czy bohaterem tym jest jego pokolenie, to najmłod­sze, wstępujące właściwie w ży­cie? Nie, takich ambicji twór­cy widowiska nie mieli. Bohater zbiorowy to kilkanaście dziew­cząt i chłopców śpiewających, tańczących, stepujących i wciąż przypominających, że chodzi tyl­ko i wyłącznie o zabawę. I rze­czywiście, wszyscy bawią się doskonale. Publiczność salwami śmiechu i oklaskami kwituje po­szczególne numery, tym bardziej że ich humor jest hałaśliwy, ży­wiołowy i - tak to powiedzmy - dosyć przystępny. Nie ma zresztą czasu na ocenę i wybrzy­dzanie, gdyż tempo przedstawie­nia jest zbyt duże. Bezustanna zmiana świateł i nastrojów, wciąż nowe taneczne układy i ewolucje nie zostawiają ani chwili czasu na refleksję. Przez półtorej godziny siedzimy nie mogąc oczu od sceny oderwać, zafascynowani, podbici przez - młodych aktorów. Niejeden reży­ser mógłby pozazdrościć Andrze­jowi Strzeleckiemu takiego ze­społu. Tegoroczni absolwenci są naprawdę dobrze przygotowani warsztatowo, nieźle śpiewają i najważniejsze - są pełni zapału i ochoty do pracy (doświadcze­nie uczy wprawdzie, że to właś­nie niknie najszybciej...).

Niejeden zespół mógłby poza­zdrościć młodym aktorom takie­go reżysera jak Andrzej Strze­lecki. Twórca "Złego zachowania" występuje tu w potrójnej roli: jako autor tekstu, reżyser i wy­chowawca właśnie. Ze swej fun­kcji ostatniej i przedostatniej wywiązał się znakomicie, z pierwszej - niestety - gorzej. Wartość literacka piosenek i wierszyków wykorzystanych w widowisku jest, oględnie mówiąc, dosyć problematyczna. Całe szczęście więc, że słowo odgrywa w "Złym zachowaniu" rolę mini­malną, gdyż dzięki temu możemy mówić nie o wadach, lecz jedy­nie o usterkach przedstawienia.

To ze wszech miar udane wi­dowisko sprawia recenzentowi niemały kłopot. O czym ma pi­sać, jeśli "to wszystko to tylko zabawa, żeby było wesoło". Czy powinien np. piętnować kardy­alne błędy w stepowaniu (gdyby były), czy też dzielić się z Czytelnikiem usłyszanym ze sceny dowcipem? Niektórzy znajdują wyjście pisząc przy takich okazjach całe manifesty, w których ogłaszają ten rodzaj widowiska jako panaceum na wszelkie dolegliwości naszego życia teatralnego. Wiem, jak rodzą się tego rodzaju poglądy. Zmuszony z przyczyn zawodowych do częstego kontaktu z niefachowoś­cią i podstawowymi błędami warsztatowymi, połączonymi z "artystowską" i pustą gadaniną o Wielkich Ideach (tak, niestety, często wygląda teatralna co­dzienność), krytyk ponad miarę zaczyna cenić przedstawienia zwyczajne i dobrze zrobione. Taki zastępczy kult dobrej robo­ty teatralnej jest jednak na dłuższą metę dość niebezpieczny, gdyż wprowadza zamieszanie w hierarchii wartości estetycznych. Tymczasem ważne jest przecież nie tylko jak - ale i co się ze sceny mówi.

W "Złym zachowaniu" studenci IV roku warszawskiej PWST udowodnili, że mówić ze sceny potrafią i to całkiem dobrze. Zdali swój pierwszy zawodowy egzamin. Teraz przed nimi do­rosłe życie artystyczne ze wszy­stkimi jego problemami i pułap­kami.

Zamieniamy się w słuch.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji