Artykuły

Stary albo nowy

W Krakowie trwa wojna o teatr. Częściej niż na scenie rozgrywa się w tamtejszych kawiarniach, mieszczańskich salonach, lokalnych redakcjach. Stawką jest odbicie Starego z rąk obecnego dyrektora - pisze Jacek Tomczuk w Newsweeku.

To, co dzieje się teraz w Krakowie, to ostatnia szarża Dakotów. Konserwatywni publicyści, publiczność, aktorzy wiedzą, że Stary się zmienia i chcą go odbić. Ale sami nie mają nic do zaoferowania poza stekiem komunałów o wierności tradycji i autorowi. Ciągle słyszę, jak kiedyś było pięknie i wspaniale... Stary nie jest jedynym teatrem w mieście, a fakt, że ma w nazwie Narodowy, nie znaczy, że powinniśmy grać mydło i powidło - konstatuje Jan Klata, od 1 stycznia 2013 roku dyrektor krakowskiego Starego Teatru. Jego przeciwnicy odpowiadają: spektakle są słabe, aktorzy rezygnują, stara publiczność nie ma na co chodzić. Klata musi odejść! Już dawno skończyły się polemiki i rzeczowe argumenty.

Teraz Klata dostaje SMS-y z pogróżkami, skierował sprawę na policję i do prokuratury. Niedawno przeciwnicy przerwali spektakl "Do Damaszku" obrażali aktorów. Zapowiedzieli, że wrócą.

Spontaniczny protest

Czwartek, 14 listopada, posiedzenie rady artystycznej Starego Teatru. Dyrektor, jego zastępca Sebastian Majewski oraz aktorzy. Nastroje dobre. Po 11 miesiącach frekwencja skoczyła z 60 do 98 procent, na trzech scenach granych jest 40 spektakli miesięcznie, najnowsze produkcje są zapraszane na międzynarodowe festiwale, od Nowego Jorku po Moskwę.

Aktorzy chłodzą entuzjazm, narzekają, że reżyserzy młodszego pokolenia zaproszeni przez Klatę przystępują do prób bez tekstu oraz koncepcji. Trudno w takich warunkach pracować. Kiedy w marcu przygotowywano "Poczet Królów Polskich" w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego, do szóstej próby nie dostali ani linijki, nie wiedzieli, co grają. Efekt? Z roli zrezygnowało dziewięciu aktorów, w tym Anna Dymna, Jan Peszek, Tadeusz Huk.

Aktorzy otrzymują zapewnienie, że najbliższe premiery będą przygotowywane staranniej. I wówczas ktoś wnosi "Dziennik Polski" z artykułem "Tajne przez jawne na widowni Starego Teatru". "Od co najmniej dwóch dni pół Krakowa plotkuje o ściśle tajnej akcji tzw. środowisk niepodległościowych, które podczas dzisiejszego przedstawienia Do Damaszku w Starym Teatrze mają gwałtownie zaprotestować przeciwko lewactwu i szarganiu świętości teatralno-narodowych przez dyrektora Jana Klatę. Według różnych informacji oburzeni wykupili od 30 do 60 biletów. Mają zacząć buczeć, gwizdać i tupać podczas sceny, w której para aktorów symuluje stosunek" - pisze gazeta.

Jan Klata, reżyser spektaklu, długo zastanawia się, o jaką scenę chodzi. Ktoś proponuje, by odwołać spektakl, inny, by ominąć tę scenę. Bo wtedy - tłumaczy - demonstranci pogubią się i nie będą wiedzieć, kiedy protestować. Klata się na to nie godzi. Krzysztof Globisz proponuje, żeby podczas akcji widzów nie zostawiać Doroty Segdy i Krzysztofa Zarzeckiego na scenie samych. Wszyscy aktorzy mają wyjść z kulis i solidarnie przyjąć zniewagi widzów.

Wieczorem najbardziej dostaje się Segdzie i Globiszowi. Kobieta w złotej kolii, robiąc zdjęcie aktorce, krzyczy: "Faustyno, ty k..., już na zawsze zostaniesz w tym kadrze". Ktoś inny wielokrotnie: "Globisz, wstyd". - Nie takie rzeczy już w teatrze przeżyłem, przyjmuję to spokojnie - komentuje aktor.

Rano do dyrektora dzwoni minister kultury Bogdan Zdrojewski. Według Klaty przyjmuje wyjaśnienia oraz prosi o przekazanie pozdrowień aktorom. Zdaniem urzędników z ministerstwa, żąda uspokojenia sytuacji wokół Starego.

A jest co uspokajać, bo od kilku tygodni toczy się w Krakowie kampania przeciwko dyrekcji Jana Klaty: częściowo szeptana, częściowo na lamach "Dziennika Polskiego". Autorzy i rozmówcy dziennika nie przebierają w słowach: "Pustka w Czystej Formie", "Z desek Starego padają w naszą stronę prawdy, którymi ekscytować się może co najwyżej gwałtownie dojrzewający 16-latek", "Dokąd prowadzi ta droga?".

Bez rewolucji

Kraków miał z Klatą problem już wcześniej. Kiedy reżyser wygrał konkurs na dyrektora w połowie ubiegłego roku, Krystian Lupa natychmiast zapowiedział rezygnację ze współpracy i przeniósł się do Wrocławia. 40-letni reżyser nie był też ulubieńcem aktorów. Zespół w wewnętrznym głosowaniu opowiedział się za Bartoszem Szydłowskim, kierownikiem krakowskiego Teatru Łaźnia Nowa. Ale Klatę namaścił dotychczasowy dyrektor Mikołaj Grabowski, a podczas decydującej debaty wątpliwości nie pozostawił również przedstawiciel Ministerstwa Kultury. - Chciałbym państwu przypomnieć, że kandydatem ministerstwa na stanowisko dyrektora jest pan Jan Klata - oświadczył.

Czy Klata został zespołowi narzucony? Nestor teatru Rajmund Jarosz odpowiada, że to za mocno powiedziane, jednak uważa, że jednomyślność komisji rekrutacyjnej była wymuszona. Zdaniem Globisza aktorzy czekali na kogoś, kto da tej scenie jakąś energię. Ostatnie dwa lata w Starym to był stan uśpienia.

Klata wygrał z programem, który jest tak naprawdę kontynuacją działań Grabowskiego: to cały czas rewizja tradycji i namysł nad polskością. Tylko nie przy pomocy tekstów Gombrowicza, ale nowych, pisanych specjalnie dla teatru. To również szukanie nowych twarzy i języka scenicznego: przecież w ostatnich latach w Starym pracowali Michał Zadara, Barbara Wysocka, Paweł Świątek. - Nie zaproponowałem żadnych rewolucji - deklaruje sam Klata.

Kto ma prawo do tradycji

Innego zdania jest część krytyków. Dla nich zmiany idą za daleko, za szybko i w złym kierunku. Nie mogą wybaczyć Klacie młodych reżyserów i rewizjonistycznych zapędów. - Czy uprawianie teatru musi polegać na ciągłym podważaniu mitów? I ten całkowity' brak umiejętności opowiadania historii. Wszystko wygląda podobnie: jakieś fragmenty historii, szaleńcze tempo, płytkie aktorstwo - mówi Paweł Głowacki, krytyk publikujący od lat w "Dzienniku Polskim". - Właściwie po co podpisuje się reżyserów, skoro spektakle wyglądają, jakby wyszły spod jednej ręki.

- Podobne? To tak, jakby patrzeć na obrazy Rothki czy Pollocka i powiedzieć, że wyszły spod jednej ręki, bo to takie awangardowe maziaje bez warsztatu. Tak wyrobiona jest część krakowskich malkontentów. Postawa "Jakie to głupie - ja nic nie rozumiem". Kiedy dostają coś nowego, zawsze kręcą nosem, że nic tak, jak to drzewiej bywało. Dla części publiczności wybitną sztukę w Krakowie robią wyłącznie martwi twórcy - śmieje się Klata.

Obie strony konfliktu odwołują się do tych samych nazwisk. Obrońcy tradycji do Krystiana Lupy, zapominając, że jeszcze kilka lat temu reżyser i jego wielogodzinne spektakle były obiektem kpin. I do Kantora, nie pamiętając, że przepustką na krakowskie salony stał się dla niego dopiero międzynarodowy sukces "Umarłej Klasy". 14 listopada na widowni żądano takiego teatru, jaki robił Swinarski.

- Ciekawe, co patriotycznie nastawiona publiczność powiedziałaby o nim dzisiaj - zastanawia się krakowska krytyczka Joanna Targoń. - Czy wypomniano by mu matkę pół-Niemkę i folksdojczkę, brata w Wehrmachcie? Czy ktoś odkryłby jego egzemplarz "Dziadów" z notatkami po niemiecku? Swinarski byłby też podejrzany jako homoseksualista i reżyser, który kazał Zosi w "Dziadach" tarzać się seksualnie na ołtarzu pod obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej.

- Usiłuje się nam przypiąć łatkę cudaków, którzy przyjechali do Krakowa z jakimś trefnym towarem, eksperymentami, których tutaj publiczność nie chce, woli sztukę robioną "po bożemu". Ale to nieprawda, mamy prawie sto procent frekwencji, a przed nami też byli tu cudacy: Swinarski, Kantor... I za każdym razem rozlewała się fala oburzenia i zniesmaczenia obrońców prawdziwie narodowej kultur. Za każdym razem wrzało, było na ostrzu noża - mówi Klata.

Co może aktor

Krzysztof Globisz nie ukrywa, że w sporze chodzi w równym stopniu o kształt teatru jak o samego dyrektora. Klata bywa apodyktyczny, ma cechy przywódcze, drażni wiele osób. I to zarówno w zespole, jak i w Krakowie.

- Trzeba by go zdjąć z krzesła dyrektora - mówi emerytowana aktorka Starego. - On się nie zmieni, to zarozumialec, psychol. A najgorzej, że niepozbawiony talentu. Klata obraża naszych mistrzów, ale co zrobić? On ma jedną metodę: prowokować, robić cyrk, hucpę, kabaret.

Rajmund Jarosz, szara eminencja Starego, nie ukrywa, że zespół irytuje się, kiedy w wywiadach szef opowiada, że dyrektorowanie to dużo papierków do podpisywania. - A gdzie ludzie? - pyta.

Bo zespół Starego, jak przyznaje Globisz, też jest podzielony i zdezorientowany.

Emerytowana aktorka: - Spór jest pokoleniowy, ci, którzy zasmakowali w innym teatrze, nie chcą brać udziału w tej hucpie, dla innych to szansa. Ale wszyscy się boją, bo tu nie ma pracy. To nie Warszawa, jest parę teatrów, ale nie ma radia, telewizji, przemysłu rozrywkowego... Nikt nie podskoczy.

- Marzę, żeby zrobić genialny spektakl, a nie uczestniczyć w przepychankach. Doszło do tego, że idę dzisiaj na spektakl i nie wiem, czy nie dostanę w głowę. Nie o to chodzi w tym zawodzie - smutno mówi Anna Dymna.

Zrezygnowała z udziału w najnowszej premierze "Nie-Boskiej komedii", do której właśnie trwają próby [próby zawieszona wczoraj, 26 listopada - przyp.red.]. Według dobrze poinformowanego "Dziennika Polskiego" zrobiło to jeszcze siedmiu aktorów, oburzonych, że chorwacki reżyser Olivier Frljić przygotowuje spektakl o nieczystym sumieniu Polaków, ze Swinarskiego robi antysemitę, a tekstu Zygmunta Krasińskiego w ogóle nie zna.

Klata zapewnia, że próby obserwuje, a na pierwszej generalnej podejmie decyzję, czy spektakl będzie miał premierę.

- Złożenie roli nie jest końcem świata. Nie wyrzucam za takie rzeczy - deklaruje. - Raczej świadczy o podmiotowym traktowaniu aktora, który ma wybór i nikt nie każe mu męczyć się w spektaklu. Aktorzy dostają inne propozycje, mają różne zapatrywania estetyczne, ideowe. A że nigdy jeszcze nie zrezygnowało dziewięć czy ileś tam osób? Ze historyczna chwila? No cóż, kiedyś musi być pierwszy raz. Będą następne, zapewne. Będzie co opowiadać przez lata. Mam kontrakt do połowy 2017 roku przynajmniej, więc ci, którzy we dnie i w nocy marzą o mojej dymisji, trudzą się na próżno - żartuje Klata. I dodaje: - Stary Teatr to nie łódka, którą da się rozbujać ploteczkami i wymienić kapitana. To krążownik, który płynie właściwym kursem. Myślę, że sensownie byłoby zaczynać dyskusję na temat obranego kierunku po pierwszym pełnym sezonie, czyli latem 2014 r. Wtedy będzie można zdać raport z tego, co się udało, a co wymaga korekty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji