Artykuły

O Papuszy, nie pierwszy raz

Kiedy w sprawie filmu zadzwoniłem do Ireny Telesz-Burczyk, znanej aktorki olsztyńskiego Teatru im. Jaracza, ostrzegła, że jako pół-Romka o Romach może mówić godzinami. Przyznała jednak, że trudniej jej będzie się odnieść do "Papuszy", bo ma do niej szczególny stosunek. Kilkanaście lat temu jako pierwsza w Polsce przeniosła twórczość tej cygańskiej poetki na teatralne deski. Niestety, nie odbiło się to szerokim echem - pisze Robert Robaszewski w Gazecie Wyborczej - Olsztyn.

"Papusza" Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauzego to jedno z wydarzeń filmowych ostatnich miesięcy. Film ważny, ambitny, ciekawy... Wbrew pozorom, gdy jest wyświetlany - także w Olsztynie - sale kinowe wcale nie świecą pustkami. Dlatego w kolejnych dniach nadal będzie można go oglądać w olsztyńskim Heliosie.

Robert Robaszewski: Była pani na widowni w czasie olsztyńskiej premiery "Papuszy". Widać było po filmie, że się pani wzruszyła.

Irena Telesz-Burczyk: Film bardzo mi się podobał. Jest ascetyczny, nierozbuchany, bez discopolowego sznytu, cyrku, cekinów, kolorowych jarmarków. W takiej wersji mówiłby nieprawdę. Po seansie ukłoniłam się pani Jowicie Budnik [odtwórczyni głównej roli - red.], dziękując za to, że dzięki niej Polacy mają okazję zobaczyć cierpienie Papuszy. Ale żałuję, że ludzie, przychodząc do kina, nie będą mogli zapoznać się z jej poezją. Mnie cały czas chodzi po głowie spektakl, który zrobiliśmy z olsztyńskimi Romami kilkanaście lat temu pt. "Zrodził mnie las". Była to pierwsza sztuka na ten temat w Polsce. Podobnie jak Krauzowie opieraliśmy się na pamiętnikach napisanych przez Papuszę i podobnie jak oni założyliśmy sobie pewną surowość, skromność w pokazaniu tej ważnej dla Romów postaci. Z tym że dla nas najważniejsze były jej pieśni, bo ona nie pisała wierszy, tylko pieśni właśnie.

Niestety, nasz spektakl, mimo że wystawiany w wielu miastach, w kraju nie odbił się takim echem jak film. A szkoda, bo moi aktorzy zasłużyli na to, tym bardziej że to my w dużej mierze zaszczepiliśmy wiedzę o tej kobiecie. Nawet wielu Romów nie wiedziało wtedy, kto to jest, a co dopiero gadzie [nie-Romowie - red.]. Gdyby wówczas było więcej szumu, może dyskusja na temat tej mniejszości rozpoczęłaby się znacznie wcześniej.

Dlatego też nie potrafię być do końca obiektywna po seansie. Przyznam się, że siedziałam w fotelu i zauważałam pewne przeinaczenia. Na przykład willa, w której Polka mówi do młodej Papuszy, że "Cyganeczka umie czytać", w rzeczywistości nie była willą, tylko statkiem. Wszystko to było opisane we wspomnianym pamiętniku. Chcę jednak zaznaczyć, że to nie jest żaden zarzut. Taka była wizja reżyserów i już.

Czy ten film może mieć wpływ na zmianę postawy Polaków wobec Romów? Bo może być tak, że przed srebrnym ekranem zasiądą ci, którzy są do nich i tak pozytywnie nastawieni, zaś nieprzychylna im część społeczeństwa szerokim łukiem omija seanse.

- Może i tak jest, ale moim zdaniem już samo zamieszanie wokół "Papuszy", to, że o Romach w końcu rozmawia się niemal wszędzie, jest ogromnym sukcesem. Bo nawet do tych, którzy nie pójdą na film, on w jakimś stopniu dotrze. To pomoże przełamać wiele fałszywych osądów. Mam nadzieję, że sprawi, by nie zdarzały się takie sytuacje jak kilka lat temu, kiedy dwie romskie dziewczyny - moje dobre znajome - chciały wejść do sklepu z tzw. ekskluzywną odzieżą niedaleko Wysokiej Bramy, a właścicielka z miejsca je przegnała. Że już nigdy nie spotkam takich cygańskich maluchów jak przy dawnym Domu Handlowym Dukat, jeszcze zanim w jego pobliżu powstała galeria handlowa. Wracałam kiedyś z próby, a trójka Cyganiątek - dwóch chłopców i dziewczynka - zaczynają mnie usilnie prosić, żebym obudziła jakiegoś człowieka, który zasnął na przystanku autobusowym. Mówiły, że jak coś mu zginie, to wszyscy ich oskarżą o kradzież. Te dzieci miały 8-10 lat. To było straszne.

Ludzie po prostu muszą iść na ten film, to ich obowiązek, żeby lepiej poznać człowieka, obok którego żyją.

Mówi pani o sobie pół-Romka.

- Jestem Romką z wyboru, nie mam w sobie ani jednej kropli romskiej krwi. Kilkanaście lat temu uznali mnie za swoją, choć pewnie wciąż jestem trochę gadzia, czyli obca. Pamiętam, że kiedyś potrzebowałam na gwałt pieniędzy. Zadzwoniłam do Lulka, czyli Adama Fedorowicza [założyciela olsztyńskiego zespołu cygańskiego Hitano - red.], a on z miejsca mi pomógł. Wiem, że gdybym potrzebowała pomocy, to mogę się do nich zawsze zwrócić.

Żałowała pani, że nie zagrała u Krauzów?

- Teraz powiem bezczelnie i z całą tego świadomością: uważam, że mi się to po prostu należało. Jak już wspomniałam, to nasz spektakl pokazał wielu środowiskom Papuszę i choć zawsze mówię, że "ja tu tylko sprzątam", to w tym przypadku mam poczucie olbrzymiego wkładu w jej historię. Nie chciałam żadnej roli ani pieniędzy, chciałam dostać epizod, żeby być na planie z moimi Romami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji