Artykuły

Trochę się boję, trochę unikam

A teraz rozejdziemy się w poczuciu, jacy to jesteśmy wrażliwi - tak zaprzyjaźniona dziennikarka podsumowała "Roma Movie", performance poświęcony wrocławskim Romom z koczowiska na Kamieńskiego. Mnie środowy pokaz na Scenie na Świebodzkim pozostawił z bolesną świadomością własnych uprzedzeń - pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Projekt Marzeny Sadochy traktowałam z podejrzliwością - zbudowany jako jedno z działań wokół wrześniowej premiery "Zachodniego wybrzeża/Powrotu na pustynię" Koltesa, trochę w zbyt oczywisty sposób wziął na celownik wrocławskich wykluczonych, niechcianych obcych, wplatając ich w narrację francuskiego dramaturga, którego od centrum świata zdecydowanie bardziej interesował jego margines. Z drugiej strony, ten wrocławski kontekst narzucał się sam - zwłaszcza w świetle zaplanowanej na 22 listopada rozprawy, podczas której sąd ma zdecydować, czy Romowie zostaną wyeksmitowani z zajmowanego bezprawnie terenu.

Pistolety, dekolt i bigos

Na Scenie na Świebodzkim zmontowano reporterskie relacje z koczowiska, zarejestrowane przez Annę Tuz, dziennikarkę TVP Wrocław; rasistowskie, wymierzone w Romów filmy znalezione w internecie; występ na żywo aktorki Janki Woźnickiej; fragmenty z Koltesa i rozmowy z urzędnikami zajmującymi się mniejszościami narodowymi. Woźnicka śpiewa cygański hymn. Potem z głośników lecą "Kobiety pistolety" Marii Peszek, na ekranie - dziewczyny z koczowiska, rzeczywiście zabójczo piękne.

Ale szybko okazuje się, że spotkaliśmy się nie po to, żeby odbyć wirtualną wycieczkę na koczowisko, zajrzeć pięknej Cygance w dekolt i do garnka, w którym gotuje się bigos. Bo największą siłę mają tu nie obrazki z Kamieńskiego, ale ich zderzenie z tekstem, napisanym przez Sadochę i wypowiedzianym przez Woźnicką.

Wystrzałowa blondynka w seksownym połyskującym stroju, na dziesięciocentymetrowych obcasach świetnie nadawałaby się na okładkę luksusowego magazynu dla kobiet - zestawiona z barakami na koczowisku nie mogłaby wyglądać bardziej absurdalnie. I chyba zdaje sobie z tego sprawę: "jak dobrze być blondynką z polskim obywatelstwem, adresem i niebieskim oczami, nie muszę prosić i uciekać" - mówi. Przyznaje - miała raz chłopaka Cygana, no, może dwóch, ale tak naprawdę niewiele wie o tym wyklętym narodzie i - jak większość - "trochę się boi, trochę wolałaby unikać". Udawać, że cała ta sprawa jej nie dotyczy.

A gdzie Romowie?

W tej krótkiej frazie: "trochę się boję, trochę wolałabym unikać" autorce projektu udało się zawrzeć kwintesencję komunikatu, z jakim przyszła do wrocławskiej teatralnej, wyrobionej publiczności. Bo nie jest przypadkiem, że jej performance był prezentowany nie na ulicy, ale w teatrze, w jednym z miejskich salonów. Którego bywalcy - wydawałoby się - nie potrzebują wcale żadnej terapii wstrząsowej w charakterze lekcji tolerancji i obywatelskich postaw. Bo są przecież inteligentni, wrażliwi, świadomi. Nie mam wątpliwości, że większość z nas mieszkańcom koczowiska szczerze współczuje. I czuje oburzenie, czytając jawnie rasistowskie opinie na forach internetowych. Ale na co dzień trochę się tej kultury, tak skrajnie wykraczającej poza to, co uznajemy za normę, boi, trochę też wolałaby unikać. Tymczasem ta postawa z grubsza życzliwego, a jednak biernego świadka jest dziś rozpaczliwie niewystarczająca.

Po pokazie na Świebodzkim zastanawiałam się, dlaczego nie zaproszono na niego Romów z koczowiska - przecież, wydawałoby się, projekt ich właśnie dotyczy. Tyle że tak naprawdę niewielu z nas było na to spotkanie przygotowanych. A "Roma Movie" to opowieść nie o Romach, ale o nas, o lękach i uprzedzeniach współczesnych inteligentów, tkwiących bardzo głęboko.

"Ale syf"

Kiedy na ekranie oglądamy reportaż z koczowiska z wypowiedziami jego mieszkańców opowiadających o tym, jak wygląda ich codzienność i z jaką wrogością muszą się mierzyć ze strony wrocławian, towarzyszą im komentarze Woźnickiej. Nie ma w nich nic obraźliwego - ot, utyskiwania w stylu: "Boże, ale syf", "No i co się dziwisz, że ci pieniędzy nie dają", "Wzięlibyście się do roboty" - trudno byłoby znaleźć kogokolwiek, kto w odniesieniu do Romów podobnych refleksji nie miał choćby raz. I choć taką postawę od prezentowanych później znalezionych w internecie filmów, których autorzy dali pokaz prawdziwego rasizmu i pogardy, dzieli prawdziwa przepaść, to trudno ukryć, że w dużym stopniu to nasz stan świadomości powoduje totalną bezradność w kwestii koczowiska.

Dariusz Tokarz, pełnomocnik wojewody do spraw mniejszości narodowych i etnicznych, mówił podczas pokazu, że według badań Romowie są na ostatnim miejscu, jeśli chodzi o akceptację społeczną dla przedstawicieli innych narodowości. A koczowisko pokazuje, że ani administracja rządowa, ani samorządowa nie są przygotowane na taki problem.

Podczas wieczoru kilkakrotnie padały słowa Papuszy, cygańskiej poetki, której legenda wraca dzięki filmowi Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze. Pochodzą z wiersza "Przychodzę do was": "Nie przyszłam do was po wasze pieniążki/ Przychodzę, byście wszystkich przyjąć chcieli/ żebyście czarnej nocy nie czynili,/ w biały dzień". Powtarzają się jak refren, stanowią motto całego zdarzenia. Żeby czarnej nocy nie czynić w biały dzień, trzeba przestać trochę się bać, trochę unikać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji