Artykuły

Rewolucji nie będzie

- Ja, w odróżnieniu od Macieja Nowaka, mam standardowy wymiar stopy i do głowy by mi nie przyszło, żeby wchodzić w jego buty. Są dla mnie za duże. Chciałabym pracować w swoim tempie, w swoim stylu i nie mam zamiaru się z nikim ścigać - mówi DOROTA BUCHWALD, od 1 stycznia 2014 r. dyrektorka Instytutu Teatralnego.

Mike Urbaniak: Gdzie pani będzie urzędowała? W instytucie nie ma przecież dyrektorskiego gabinetu. Dorota Buchwald: - Zadałam koleżeństwu to pytanie i myślę, że coś wymyślą. A jest taka potrzeba - wyrażana wewnątrz i na zewnątrz - żeby było jakieś miejsce w instytucie, w którym można znaleźć dyrektora i w którym jest coś na kształt sekretariatu. M.U.: Przez 10 lat instytut znakomicie działał bez niego. D.B.: - To prawda, instytut działał fantastycznie, ale brak tradycyjnej struktury zaczął nam jednak doskwierać, bo znacznie poszerzył się zakres naszych aktywności. Mamy coraz więcej zadań i musimy je sprawnie koordynować. M.U.: Czyli to koniec Nowakowego "zarządzania przez włóczenie się?" D.B.: - Ja taka nie jestem, pracuję w instytucie od 10 lat i zawsze mnie można znaleźć w Pracowni Dokumentacji Teatru, którą kieruję.

Kto teraz zasiądzie za pani biurkiem?

- Przyglądamy się sobie i rozmawiamy o tym, jak zrestrukturyzować Instytut Teatralny, żeby ten program, który napisaliśmy móc w najbliższych latach zrealizować.

Kim są my?

- Zespół instytutu, który mnie namówił na wystartowanie w konkursie na dyrektora. Koleżanki i koledzy uznali, że z racji okoliczności w jakich instytut powstawał i mojej wieloletniej współpracy z Maciejem będę najsensowniejszą kandydatką.

I kontynuatorką linii Nowaka?

- Myślę, że tak. Wie pan, znamy się z Maciejem 30 lat, mogę nawet mówić o łączącej nas przyjaźni. Pracujemy razem, w różnych konstelacjach, równie długo i Maciej - nie ma co ukrywać - wpływał na moje życie. Bardzo go cenię, mam do niego ogromny szacunek i cieszę się, że mogliśmy się w życiu poznać. Imponowało mi zawsze to z jaką brawurą prowadzi Instytut Teatralny i chciałabym to kontynuować, choć w swoim stylu - bo Maciejem Nowakiem nie jestem.

W polskim świecie teatralnym nieczęsto następcy mówią tak dobrze o swoich poprzednikach.

- Kiedy lata temu znalazłam się z Archiwum ZASP w fatalnej sytuacji, postanowiłam nie załamywać rąk, tylko działać. Zwołałam zebranie, na które zaprosiłam przedstawicieli różnych środowisk. Wszyscy pokiwali głowami, powiedzieli, że byłoby wspaniale, gdyby powstał Instytut Teatralny, ale że to się nie uda. Na koniec został tylko Maciej Nowak i powiedział: - Ja ci pomogę.

Jak powiedział, tak zrobił.

- Zgadza się, został ojcem instytutu, który powołano do życia w roku 2003. I chciałabym, żeby ojciec był nadal obecny, mimo, że teraz instytutem pokieruje matka.

I zrobi porządek?

- Nie, raczej lekki remont. Maciej dał wszystkim olbrzymią wolność, samodzielność i odpowiedzialność za to, co robią. I tego nie można stracić. Teraz chodzi tylko o to, by usprawnić działanie instytutowej machiny, lepiej się komunikować i umawiać na rozmaite działania kolegialnie.

Czuła pani, startując w konkursie na szefową instytutu, że jest ostatnią deską ratunku? Zdaje się, że zwolennicy linii Macieja Nowaka i jej zagorzali przeciwnicy odetchnęli z ulgą po ogłoszeniu pani wygranej.

- Syn powiedział do mnie po ogłoszeniu wyników: - Mamo, nie znalazłem w Internecie niczego złego o tobie. To jest nienormalne. Proszę więc sobie wyobrazić pod jaką jestem teraz presją. Boję się rozliczania mnie z tego kredytu zaufania, który mi dały rozmaite środowiska, będące często w kontrze do siebie.

W rekomendacji, którą mi wystawili koledzy z Dialogu przeczytałam, że jestem osobą porozumienia i kompromisu. I to jest prawda. Ale nie jest też oczywiście tak, że nie mam na różne sprawy własnej opinii.

Staraliśmy się zawsze tworzyć w instytucie transgraniczną, zbalansowaną platformę, na której mogli się spotykać ludzie o różnych spojrzeniach na teatr. Nasza oferta była bardzo zróżnicowana, ale z racji kolorowej osobowości Macieja i jego wyrazistych poglądów była postrzegana jako jednostronna, a to bardzo niesprawiedliwa ocena. Maciej jest aktywny na rozmaitych frontach: krytyki kulinarnej, polityki kulturalnej, ostatnio zaczął recenzować spektakle. To mogło wielu ludziom przeszkadzać.

A pani to przeszkadzało?

- Nie uzyska pan ode mnie oceny stylu pracy Macieja. To były jego wybory, jego decyzje, jego charakter.

Nie ma pani o nich własnej opinii?

- Bardzo Macieja lubię.

A nie powiedziała mu pani nigdy, żeby na przykład nie pisał recenzji, bo dyrektor Instytutu Teatralnego nie powinien tego robić?

- To o czym rozmawialiśmy zostanie między nami. Zawsze tak było i nie mam zamiaru tego zmieniać.

Czy instytut na tych aktywnościach cierpiał?

- Czasami cierpiał, ale też bardzo dużo zyskiwał. Proszę zobaczyć ile emocji wywołała zmiana na stanowisku dyrektora, jakie towarzyszyło temu zainteresowanie medialne. Coś za coś.

Trudno wejść z buty tak charyzmatycznej postaci jak Maciej Nowak?

- Nie buty, tylko buciory. Ja, w odróżnieniu od Macieja, mam standardowy wymiar stopy i do głowy by mi nie przyszło, żeby wchodzić w jego buty. Są dla mnie za duże. Chciałabym pracować w swoim tempie, w swoim stylu, nie mam zamiaru się z nikim ścigać, ani czegoś na siłę udowadniać. Poza tym, wie pan, ja całe życie byłam tą od roboty, ale na zapleczu.

Teraz pani z niego wyszła. Boi się pani porównywania z dyrektorem Nowakiem?

- Nie, bo będziemy kontynuować to, co zaczął Maciej. I chcę powiedzieć jasno: żadnej rewolucji nie będzie. A jeśli chodzi o porównywanie to ja tu jestem - jakby to powiedzieć - najmniej ważna. Liczy się instytut i to, co ma się w nim zdarzyć. Moja decyzja o kandydowaniu była spowodowana między innymi tym, żeby przypilnować, aby nic złego nie stało się z instytutem.

Czym pani przekonała komisję konkursową?

- Nie wiem, trzeba spytać komisję. Zadawano mi bardzo wiele różnych pytań i wiem, że potem dyskusja między członkami komisji była gorąca.

Roman Pawłowski, który także ubiegał się o stanowisko dyrektora Instytutu Teatralnego, upublicznił swój program. Czy pani upubliczni swój?

- Nie wiem czy teraz jest taka potrzeba. Myślę, że mój program będzie można upublicznić 1 stycznia, bo wtedy formalnie obejmę stanowisko i wtedy też będę wiedziała czy warunki finansowe pozwolą go wdrożyć. Dodam, że pan minister Bogdan Zdrojewski program pochwalił i powiedział, że pokrywa się on z jego oczekiwaniami.

Proszę coś zdradzić.

- Z pewnością powinniśmy wydzielić w instytucie dział naukowo-wydawniczy, który usystematyzuje naszą aktywność na tym polu. Zajmie się on między innymi wydawaniem anglojęzycznego pisma, półrocznika, które będzie miało charakter stricte naukowy. Pozwoli nam ono wprowadzać polski teatr w międzynarodowy obieg teatrologiczny.

Na 250-lecie teatru publicznego w Polsce przygotowujemy elektroniczną Encyklopedię Teatru Polskiego, która - mam nadzieję - zjednoczy wokół siebie całe nasze środowisko. Chcemy też rozbudować dział edukacji teatralnej by mieć jeszcze bogatszą ofertę dla wszystkich: od maluczkich do dorosłych, których także należy uczyć języka nowego teatru, bo jest on coraz bardziej skomplikowany. Planujemy stworzenie elektronicznej Teatroteki, w której pedagodzy teatru będą mogli znaleźć gotowe scenariusze lekcji i rozmaite materiały. Z pewnością będziemy kontynuować prowadzenie konkursów i projektów zleconych przez Ministerstwo Kultury. Obecnie obok Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej, Teatru Polska i Lata w Teatrze, prowadzimy ministerialny konkurs Klasyka żywa. Być może będą kolejne.

Nie boi się pani, że instytut zostanie departamentem ministerstwa?

- Nie bardzo. Zadania zlecone przez ministra są rzeczywiście coraz większe, ale to jest zgodne z polityką polegającą na przekazywaniu działań merytorycznych instytutom, a resortowi zostawianie spraw urzędowych. Ale proszę się nie martwić, mamy też dużo własnych planów na działania.

Czy Instytut Teatralny nadal będzie produkował spektakle?

- Tak, wpisaliśmy to do programu. Być może nasza Placówka Nowego Teatru będzie miała swojego kuratora. To, co bym chciała zmienić, to opieka nad wyprodukowanymi spektaklami, bo to bardzo obciąża instytut. U nas jest miejsce na eksperyment, są ludzie, jest infrastruktura i mały budżet. Dobre warunki do narodzin ciekawych przedsięwzięć, ale potem one muszą już sobie radzić same.

Czyli nie zamieni pani sceny na magazyn?

- Absolutnie nie, może nawet rozbudujemy jej program.

A co z portalem e-teatr.pl?

- A co ma być? To nasze cudo, świetnie działa. Jego powstanie też było, nawiasem mówiąc, pomysłem Macieja. Jeśli chodzi o e-teatr.pl to nie planuję żadnych znaczących zmian, poza tym, że chcemy dodać nasz czerwony guzik, dzięki któremu dygitalizujemy materiały na życzenie, także do bazy osobowej, bo teraz jest tylko pod bazą przedstawień. Można się też zastanowić nad doborem naszych felietonistów, bo ich teksty wywołują rozmaite kontrowersje.

Będzie wyciszanie instytutu? Koniec fajerwerków?

- Nie, dlaczego pan tak sądzi? Nigdy bym nie chciała, żeby fajerwerki znikły, bo one w dużej mierze charakteryzują Instytut Teatralny. To było zawsze żywe miejsce, które przyciągało uwagę. Ale oprócz fajerwerków mamy też dużą robotę do wykonania, a ja jestem kobieta pracująca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji