Artykuły

Bo ja aktor jestem

- Mój zawód to aktor. Jeśli chcę pozostać w zawodzie, powinienem regularnie grać. Powiedzmy, że na pięć spektakli jedna rola jest w pełni, od początku do końca trafiona, udana. A cztery - po prostu trzeba było zagrać... - mówi JERZY TRELA.

Gdy przyjechał pan grać na scenie teatru w Grudziądzu, z czym skojarzyło się panu miasto?

- Z moimi uczniami, którzy byli przymierzani do utworzenia stałej sceny właśnie w teatrze w Grudziądzu. Mówię o aktorach, którzy stworzyli słynny Teatr Witkacego w Zakopanem. Mieli przyjść do Grudziądza. Prowadzone już były na ten temat rozmowy na wysokim szczeblu, w ministerstwie. Gdyby ten projekt zrealizowano, mielibyście stały teatr złożony z bardzo zdolnych, twórczych aktorów. Jednak oni zapalili się do Zakopanego, a osobowość Witkacego była dla nich tak fascynująca, że nie wyobrażali sobie zmiany miejsca. Namawiano ich, a jednak nie chcieli przenieść się do Grudziądza. Zostali w Zakopanem i stworzyli tam niepowtarzalny teatr, jedyny w swoim rodzaju.

Grudziądz miał za to sezony teatralne z konkursu i różnorodność teatrów, które je wygrywały. Teraz ma festiwale, a zwycięzcy - tym razem Teatr Scena STU - zapraszani są na otwarcie sezonu.

- A z kim wygraliśmy w Grudziądzkiej Wiośnie Teatralnej?

Z krakowskimi: Bagatelą i Groteską oraz Teatrem Muzycznym w Łodzi i Teatrem Polskim z Poznania...

- Wspaniale jest być wybranym przez publiczność. Tylko że radość z występu dla widzów w Grudziądzu trochę mi ostudziła daleka droga z Krakowa, którą przebyłem wciśnięty do niedużego busa, bez możliwości wyprostowania się, a mam poważnie chory kręgosłup... Katorga. Po przyjeździe, w dwie godziny musieliśmy być w pełnej dyspozycji na scenie! Cóż, wszyscy oszczędzają, teatry też.

Zwłaszcza krakowianie, znani z liczenia każdej złotówki... Ale zagrał pan wcale nie jak "z krzyża zdjęty". Grudziądzanom spodobał się spektakl "Wariacje Tischnerowskie. Kabaret filozoficzny" (...)

- To sztuka szczególnie mi bliska, jako że miałem szczęście znać nieżyjącego już księdza Tischnera. Miałem z nim bardzo dobry kontakt, jeszcze kiedy pracował w szkole. Pochodził z gór, byl wybitnym filozofem, myślicielem o szerokich horyzontach. W sztuce tej nie chodzi o epatowanie czy bawienie samą góralszczyzną. Rzecz w tym, że wartości najważniejsze, mądrości ponadczasowe Tischner potrafił przekazać poprzez prostą, góralską narrację. I to jest "smaczek", istota przedstawienia, które na pewno bawi samą gwarą, ale też niesie głębokie treści.

Silnie związany z Podhalem ksiądz Tischner podobno pana chwalił za umiejętność posługiwania się gwarą, gdy odtwarzał pan rolę starego górala.

- Powstał też serial dla Telewizji Polskiej, na podstawie "Filozofii po góralsku", napisanej przez Tischnera w góralskiej gwarze. Ksiądz, bardzo już wtedy chory zdążył obejrzeć pierwsze odcinki. Gdy były realizowane, a sam już nie mógł brać udziału, wskazał mnie, abym go zastąpił. Pierwotnie tekst czytał sam ksiądz Józef Tischner. Namaszczony do wykonania tego, co mi polecił, czuwałem nad góralszczyzną w serialu i robiłem za niego narrację. Ksiądz Tischner był już tak chory, że miał kłopoty z mówieniem...

Gwara góralska jest mi bliska, bowiem też pochodzę z gór. Pięć lat chodziłem do Liceum Plastycznego w Krakowie, razem z Władkiem Trebunią-Tutką, wspaniałym kolegą. Przez trzy lata razem mieszkaliśmy. Nieprzypadkowo właśnie muzyka zespołu Trebunie Tutki wybrana została do tego spektaklu, w którym wybitny intelekt księdza Tischnera przenika się z góralską gwarą, muzyką i tańcem (...)

Wciąż dużo pan gra. Wielu aktorów, i to znakomitych, skusiło się na występy w... reklamach telewizyjnych, za spore pieniądze.

- Nie występuję w reklamach, bo mam co innego do roboty. Przyznam, że jakiś czas temu cały ten show biznes telewizyjny budził mój sprzeciw. Teraz jednak, kiedy zobaczyłem, jaki jest los młodych aktorów, którzy nie mają pracy, to rozumiem, że są zmuszeni imać się i takich zajęć, żeby zarobić na utrzymanie. W sumie nie mam nic przeciw reklamie. Nie manifestuję niechęci do niej. Bo przecież, o ile jest dobra, dopracowana artystycznie, to może być filmową perełką, jak np. reklama z Markiem Kondratem, Beatą Tyszkiewicz i pieskiem. Granie to nasz zawód.

Odmówił pan udziału w telenoweli, choć gaża była kusząca.

- Rzeczywiście, proponowano mi udział w sitcomie. Za duże pieniądze. Poddałem się jednak, gdy usiłowałem przeczytać scenariusz. To nie dla mnie. Nie lubię telenoweli i sitcomu. Radiowi "Matysiakowie" tak mi obrzydli, że nie byłem w stanie ich słuchać.

Zdaję sobie sprawę z tego, że spora część słuchaczy czy telewidzów oczekuje takich niekończących się historii w odcinkach. Chce żyć życiem innych. Ja - mając wolność wyboru różnych rzeczy w swoim zawodzie - w teatrze, telewizji czy Polskim Radiu, nie widzę potrzeby uwiązywania się na ileś lat w jednym temacie! Tak się szczęśliwie składa, że nie muszę przyjmować ról komercyjnych.

Nie wiem oczywiście, jak długo tak będzie i czy to się nie zmieni w przyszłości. Może zostanę zmuszony do kompromisu. Przypuszczam, że w interesującym, mądrym serialu mógłbym wystąpić (...)

Ma pan ogromny dorobek jako aktor teatralny i filmowy. Stworzył pan liczne, niezapomniane kreacje jak Gustaw-Konrad w "Dziadach", Konrad w "Wyzwoleniu" czy Raskolnikow w "Zbrodni i karze". Oraz ponad 140 ról w Teatrze Telewizji!

- Ukształtowały mnie różne osobowości teatralne. Najbardziej sobie cenię współpracę z Jerzym Grzegorzewskim i Teatrem Narodowym. Trwała znacznie dłużej niż dekadę. Także bardzo intensywną z Konradem Swinarskim i Jerzym Jarockim. Cenne było również spotkanie na swojej drodze Krystiana Lupy. A w filmie - zetknąłem się z Andrzejem Wajdą, zaś w niezapomnianym Teatrze Telewizji z Kazimierzem Kutzem. Wielka szkoda, że nie ma już wartościowych artystycznie teatrów telewizji. Bardzo twórcza okazała się praca we wspaniałym zespole Teatru Starego w Krakowie.

***

JERZY TRELA wybitny aktor teatralny, telewizyjny i filmowy, profesor krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. W Latach 1984-90 rektor tej uczelni. Od 1970 r. związany ze Starym Teatrem w Krakowie. Tu stworzył wybitne kreacje aktorskie, m.in. w spektaklach Jerzego Jarockiego i Konrada Swinarskiego. Kilka razy odznaczony za zasługi dla kultury polskiej. Zdobył wiele nagród teatralnych i filmowych. Dwukrotnie - Nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza: za rolę Ojca w "Ślubie" Gombrowicza w reż. Jarockiego (1991) i Samuela w "Sędziach" Wyspiańskiego, w reżyserii Grzegorzewskiego (Teatr Narodowy, Warszawa, 1999). Otrzymał też Wielką Nagrodę Festiwalu "Dwa Teatry" za wybitne kreacje aktorskie w spektaklach Teatru PR i Teatru TVP.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji