Artykuły

Wrocław sprzyja teatrowi

Miasto, w którym tworzyli Jerzy Grotowski i Henryk Tomaszewski, pozwala artystom na odważne eksperymenty - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Polscy artyści często emigrowali z Polski w poszukiwaniu przyjaznego środowiska. Jerzy Grotowski, oprócz Tadeusza Kantora najbardziej rozpoznawalny na świecie polski guru teatru, znalazł na wiele lat przystań i wsparcie we Wrocławiu.

Tu w 1965 r. rozpoczął działalność pod szyldem Teatru Laboratorium, co zbiegło się z ogłoszeniem historycznego dziś manifestu "Ku teatrowi ubogiemu", który podkreślał fundamentalne znaczenie relacji aktora i widza. Przestrzeń spektakli została całkowicie oczyszczona ze zbędnych elementów, a architekturą zredukowanej przestrzeni zajął się Jerzy Gurawski.

Równolegle Grotowski sformułował ideę "aktu całkowitego", w którym ogołocony aktor odwoływał się do mitów i archetypów. Manifestem stały się m.in. role Ryszarda Cieślaka jako Don Fernanda w "Księciu Niezłomnym" Calderona - Słowackiego oraz Ciemnego w trzech wersjach "Apocalypsis cum figuris". Tematem spektaklu było odrzucenie Jezusa przez ludzi podczas jego "drugiego przyjścia". Grano go pomiędzy widzami, zasiadającymi na drewnianych ławach. Aktorzy byli na wyciągnięcie ręki.

Instytut Grotowskiego

Twórca Laboratorium zdecydował o opuszczeniu Wrocławia podczas stanu wojennego, ale jego dziedzictwo kultywuje prężny Instytut im. Jerzego Grotowskiego. Wydał m.in. (partnerami byli Instytut Teatralny i Krytyka Polityczna) liczące ponad tysiąc stron "Teksty zebrane" tego reformatora teatralnego. Dla wielu młodych ludzi będzie to pierwsza okazja do zapoznania się z artykułami, esejami, autoryzowanymi zapisami wystąpień publicznych, wykładami, rozmowami Grotowskiego. Prawie 40 tekstów ma swoją polską premierę, m.in. "Wokół powstawania Apocalypsis" z 1969 r. i "Reżyser jako widz zawodowy" z 1984 r.

Można się spodziewać scenicznego rezonansu, tym bardziej że dziedzictwo Grotowskiego już emanuje, choćby z twórczości Pawła Passiniego, tegorocznego laureata Nagrody im. Konrada Swinarskiego, przyznawanej przez miesięcznik "Teatr". A jego twórczość komentuje książka Zbigniewa Osińskiego "Moje spotkania z Jerzym Grotowskim" wydawnictwa słowo/obraz terytoria.

Choreodrama

Inną, żywą od wielu lat instytucją kultury we Wrocławiu pozostaje Teatr Pantomimy, którego patronem i założycielem jest słynny mim, choreograf i reżyser Henryk Tomaszewski. Jego kontakty ze stolicą Dolnego Śląska trwają od 1949 r., gdy związał się z tamtejszą Operą Wrocławską i stworzył legendarne role charakterystyczne, m.in. Diabła w "Panu Twardowskim" Różyckiego. Od początku kreacje Tomaszewskiego wychodziły poza ramy klasycznego baletu.

- Wydawało mi się, że poprzez środki ruchowe można dotrzeć do rzeczywistości ludzkiej, która wymyka się i baletowi, i teatrowi słowa - powiedział w wywiadzie dla wrocławskiej "Odry", komentując założenie w 1956 r. własnego Studia Pantomimy, które szybko zdobyło prestiż również poza Polską.

Tomaszewski zaczynał od literatury, którą pokazywał poprzez taniec, ale celem były pełnowymiarowe widowiska, w których najważniejszy jest mim. Taniec zastąpił słowo, stał się medium myśli i emocji. Tak powstały choreodramy "Odejście Fausta", "Gilgamesz", "Menażeria cesarzowej Filissy" oraz "Hamlet, ironia i żałoba".

Szczególny rozgłos zdobył spektakl "Przyjeżdżam jutro" [na zdjęciu], inspirowany "Bachantkami" Eurypidesa i "Theoremą" Pasoliniego - rzecz o niepokojach, lękach, tęsknotach i przekonaniu o dwoistość natury ludzkiej. Animatorem scenicznych wydarzeń był Arlekin, a Tomaszewski, jak nigdy wcześniej, posłużył się nagością tancerzy.

Jerzy Grzegorzewski, inny wybitny artysta związany przez lata z Wrocławiem, już jako dyrektor Teatru Narodowego zaprosił Tomaszewskiego do wystawienia "Traktatu o marionetkach" wg Heinricha Kleista. Stał się manifestem piękna ludzkiego ruchu i, jak się okazało, pożegnaniem artysty ze sceną i życiem.

Ludzie wolni

Linię teatru studenckiego we Wrocławiu najsilniej reprezentował Kalambur, założony przez Bogusława Litwińca. Zdaniem Agnieszki Osieckiej, związanej w połowie lat 50. z warszawskim STS-em, przygotowana przez wrocławską scenę "Konfiskata gwiazd" była najpełniejszą studencką formą pożegnania ze stalinizmem.

- Studencka rewolta w Polsce zaczęła się od śmiechu - potwierdzał Bogusław Litwiniec. - Bo naprawdę śmiać się mogą tylko ludzie wolni.

Śmiech artystów skupionych wokół Kalambura był surrealistyczny, a w latach 60., gdy grupa zaczęła wyjeżdżać za granicę, przebił się również za żelazną kurtynę. Międzynarodowy rozgłos zdobyły wtedy dwa spektakle - "Po ulicach miasta chodzi moja miłość" oraz inscenizacja poematu Aleksandra Błoka "Dwunastu". Zainteresowanie poezją zaowocowało współpracą z Marianem Grześczakiem i premierą jego "Kurta".

Kalambur szybko znalazł się też w awangardzie scen wystawiających Witkacego. W kręgu zainteresowań były problemy władzy w "Szewcach" z 1965 r. oraz w "Męczeństwie i śmierci Macieja Gyubala Wahazara", którego prezentacji zakazała cenzura. Wątek poetycki Kalambur kontynuował hipisowskim widowiskiem "W rytmie słońca" opartym na poezji Urszuli Kozioł. Było pokazywane w USA i Kanadzie. Doczekało się emisji telewizyjnej.

Z czasem Kalambur stał się ośrodkiem akademickim i zainicjował Festiwal Teatru Otwartego. W latach 80. wydarzeniem było m.in. wystawienie "Restauracji pryncypała" Dario Fo, włoskiego dramaturga, późniejszego laureata Nagrody Nobla. Sukces artystyczny odniósł spektakl złożony z piosenek lwowskiej ulicy "A kto z nami trzyma sztamy".

Kalambur nie przeżył transformacji ustrojowej, ale jego duch żyje wciąż w kawiarni Pod Kalamburem. Udzieli się pewnie Wrocławiowi, gdy w 2016 r. będzie Europejską Stolicą Kultury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji