Artykuły

Niewiele słów absolutnie niezbędnych

- Bardzo lubię w teatrze prostotę, bo pozwala skupić się na słowach i uczuciach aktorów oraz na tym, co wyrażają ich ciała, i nie rozpraszać uwagi rzeczami nieistotnymi - mówi Peter Asmussen, autor sztuki "Nikt nie spotyka nikogo", której premiera odbyła się w piątek w Teatrze Śląskim w Katowicach.

Rozmowa z Peterem Asmussenem, jednym z najwybitniejszych skandynawskich dramaturgów, autorem sztuki "Nikt nie spotyka nikogo", która w piątek miała prapremierę w Teatrze Śląskim [na zdjęciu autor po premierze]:

Iwona Sobczyk: Paweł Partyka postanowił zrealizować w Teatrze Śląskim "Nikt nie spotyka nikogo" w stylistyce Dogmy. To dobry pomysł?

Peter Asmussen: Paweł Partyka rozumie Dogmę jako rezygnację z dekoracji, niepotrzebnych rekwizytów itd. Generalnie chodzi mu o sceniczną prostotę, a ta bardzo do mojej sztuki pasuje. To niezwykle zwięzły tekst, zbudowany z niewielu słów - tych, które były absolutnie niezbędne.

Zdaje się, że miał pan okazję dobrze poznać autorów manifestu Dogma95? Pracował pan z Larsem von Trierem przy "Przełamując fale".

- Tak, ale to 20 lat temu. Co prawda nadal podtrzymujemy kontakt, rozmawiamy nawet co jakiś czas o zrobieniu czegoś wspólnie w teatrze, ale na razie nie wynikło z tego nic konkretnego. Dobrze znam wszystkich sygnatariuszy manifestu Dogmy. Choć mam w dorobku wiele scenariuszy filmowych, to jednak nigdy nie brałem udziału w realizacji filmu ściśle trzymającego się tych zasad.

Może dlatego, że te zasady szybko zostały porzucone.

- Myślę, że one nie zostały stworzone po to, żeby obowiązywać trwale. Chodziło o to, żeby zrobić rewolucję, wywrócić obowiązujący porządek i spróbować czegoś nowego. Miały swój moment i pomogły stworzyć wiele dobrych filmów, takich na przykład jak "Idioci" von Triera. To mój ulubiony "dogmatyczny" film. Zasady Dogmy były bardzo surowe. Nie można było na przykład dogrywać dźwięku, więc gdy czyjąś kwestię zagłuszył brzęk odstawianej filiżanki, i tak trzeba było jej użyć, mimo że była całkowicie niezrozumiała. Nawet ich autorzy nie mogli cały czas się ich trzymać. Oszukiwali.

A to "dogmatyczne" poszukiwanie prawdy w teatrze ma sens?

- Dla mnie te zasady w teatrze nic nie znaczą. Nigdy nie myślałem o nich w tym kontekście. Chyba że skupimy się jedynie na istocie manifestu Dogmy, czyli na wspomnianym już dążeniu do prostoty, na przedstawianiu rzeczy tak prosto, jak tylko się da. To jest klucz. Bardzo lubię w teatrze prostotę, bo pozwala skupić się na słowach i uczuciach aktorów oraz na tym, co wyrażają ich ciała, i nie rozpraszać uwagi rzeczami nieistotnymi.

Jak pogodzić poszukiwanie prawdy z nieuniknioną sztucznością teatralnej sytuacji?

- Ta sztuczność to jest właśnie siła teatru i sztuki w ogóle. To jak pójście do kościoła. Porzucasz na chwilę swoją codzienność, zostawiasz za drzwiami normalne życie i nagle znajdujesz się w przestrzeni, w której możesz próbować nawiązać kontakt z czymś od siebie większym - wiecznością, życiem i śmiercią. "Prawda" to trudne słowo, powiedzmy raczej: "esencja" czy "istota rzeczy". Otóż tę istotę rzeczy możemy znaleźć tylko w sztuczności, patrząc z dystansu.

Czytając sztukę, pomyślałam, że zasady Dogmy doskonale pasują do wizji świata w niej wyrażonej. Bo chodzi przecież w "Nikt nie spotyka nikogo" o walkę z tworzonymi przez nas iluzjami, takimi jak miłość czy wiara, że dwie osoby mogą się naprawdę spotkać.

- Och, sądzisz, że sztuka jest o tym? No cóż... Nie mam do tej interpretacji absolutnie żadnych zastrzeżeń. Ale przyznaję, że powiem to samo komuś, kto przyjdzie do mnie z innym pomysłem.

Więc pewnie nie powie pan, czy zaskakujące zakończenie pana sztuki to happy end czy nie?

- A jak myślisz?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji