Artykuły

Estońsko-irańska jajecznica z Antygony

Reżyser nie funduje podniosłych agonów czy retorycznych ozdobników, bo zastępują je silnie symboliczne sytuacje - o spektaklu "Antygona" w reż. Homayuna Ghanizadeha prezentowanym na VII Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym "Dialog - Wrocław" pisze Mateusz Węgrzyn z Nowej Siły Krytycznej.

Dramaty takie jak "Antygona", "Król Edyp" czy "Filoktet" wystawiane w teatrach Bliskiego czy Dalekiego Wschodu zawsze zawierają bezpośrednie odwołania polityczno-religijne. Zwłaszcza w ostatnich kilku latach niejako wykazują podatność na przyjęcie jarzma wydarzenia społeczno-politycznego. Co dzieje się, kiedy prezentuje się je poza kontekstem, w kręgu neoliberalnej kultury Zachodu, który często nie chce już pamiętać o totalitarnej czy autorytarnej przeszłości? Homayun Ghanizadeh podczas tegorocznego Dialogu pokazał, że pozostaje z nich wtedy przeważnie tylko zgrabna forma.

Irański reżyser napisał "Antygonę" według własnej wizji, umieszczając akcję na unowocześnionym dworze królewskim. Przestrzeń wyłożono czerwonym dywanem, w głębi umieszczono antresolę ze schodami po obu stronach i dużym oknem, które według tradycyjnej metafory okaże się potem ostatecznym wentylem bezpieczeństwa. Na środkowej ścianie z okiennicą umieszczono trzy duże napisy: Attila, Ikaros, Oidipus - wszak twórcy zaznaczali, że odwoływali się do całego bogactwa mitycznego świata. W centrum ustawiono masywny, drewniany stół oraz krzesła z czerwonymi obiciami, po bokach znalazły się szafy imitujące kuchnię, z prawej strony łóżko Eurydyki, w kącie zaś - rustykalna kabina prysznicowa. Styl nie odpowiada antycznym wnętrzom tym bardziej, że w tzw. międzyczasie słucha się tu radia, gra w golfa, mówi o nagraniach z kamer wideo, sprząta za pomocą wielofunkcyjnego odkurzacza, a posiłki przygotowuje się na małej kuchence elektrycznej. Wydaje się, że przed naszą erą nie używano też nakręcanych budzików oraz zegarów wahadłowych. Dominuje stylistyka porannej niewinności. Wszystkie postaci ubrane zostały w ciepłą, nocną bieliznę - długie, białe koszule oraz szlafmyce. Na tym tle uwagę zwracają: czarne meloniki Kreona i Tejrezjasza, Tejrezjaszowy czarny frak, kaftan bezpieczeństwa Eurydyki oraz wiecznie rozsznurowane glany Hajmona. Oto właśnie wyobraźnia Ghanizadeha.

Rytm spektaklu z tallińskiego teatru R. A. A. A. M. wybija uciążliwie tykający zegar oraz powtarzające się czynności z codziennego życia współczesnego rodu Labdakidów - zwłaszcza wspólne spożywanie posiłku, którym zawsze jest jajecznica przygotowywana z coraz mniejszej ilości jaj przez Antygonę i Ismenę. Każdy z bohaterów ma swój oryginalny ruch sceniczny i wyrazisty, zgodny z tradycją, charakter. Wiecznie zgarbiony i powolny Tejrezjasz pełni funkcję nadwornego służącego - podaje jajecznicę, sprząta, wypowiada dziwne formuły, które mogą okazać się przepowiednią, a w wolnych chwilach siada przy otwartym oknie i pali po kryjomu papierosy, cherlając przy tym siarczyście. Kreon kroczy pewnie i dostojnie, o ustalonej porze zasiada na głównym miejscu przy stole, pilnuje porządku relacji w rodzinie, nosi też na sobie piętno samoświadomości - na twarzy ma wypisaną wiedzę o wyższej konieczności kłócącą się z poczuciem winy. I ze wszystkich twarzy czytamy jak z "Mitologii" Parandowskiego: Antygona to zbuntowana i skromna, ale pewna siebie kobieta, do końca walcząca o swoje; Ismena to trochę głupia gęś, roztrzepana, czekająca na wytyczne i niewychylająca się; z kolei plątający się w swoich buciorach otyły Hajmon jawi się jako zagubiony syn tatusia; Eurydyka zaś to tylko ciało uwięzione w schizofrenicznej malignie, które Kreon leczy poprzez "zastrzyki w szlafmycę". Każdy wykonuje coś na wzór uwspółcześnionej, antycznej pantomimy, każdy podąża swoją pokrętną ścieżką i co chwilę odgania muchy zlatujące się do niepochowanego truchła Polinejkesa. Ta stereotypowość charakterystyk i maniera ruchów na początku nieco razi, ale po pewnym czasie zaczyna śmieszyć - doza pobłażliwości ratuje nas od znudzenia. Jednak powtarzane gesty i sceny budują absurdalność tego świata, gnijącego coraz szybciej jak nieświeże jajka.

Tragedia konfliktu władzy i osobistych uczuć w wersji estońsko-irańskiej nie proponuje nowatorstwa interpretacyjnego czy formalnego, dowodzi jedynie stylistycznej konsekwencji i przekornej fantazji reżysera. Kilka scen uderza metaforycznością czy wręcz rapsodycznością. Reżyser nie funduje podniosłych agonów czy retorycznych ozdobników, bo zastępują je silnie symboliczne sytuacje, których mnóstwo. Królewski syn domaga się ciągle jajecznicy i poszukuje swojej piłki golfowej. Antygona tańczy z golfowym kijem. Nawet każda z trzech scen śmierci to zgrabny wierszyk z puentą, wyrażony tylko teatralnym językiem. I tak oto Hajmon zawiązuje na powrozie szlafmycę, z której wypada jajko i rozbija się na pałacowej podłodze. Eurydyka spogląda z lękiem na widownię, a potem bez słowa wyskakuje przez główne okno. Antygona umiera po konfrontacji z Kreonem - rozbite jajko wciąga odkurzaczem pedantyczny Tejrezjasz, by potem zapakować jej ciało do dużej walizki, którą w podróż zabierze potem wierna Ismena. Po subtelnie dramatycznym rozwiązaniu Kreon rozbiera się, wchodzi pod prysznic i tańczy do głośno rozbrzmiewającego hitu Glorii Gaynor "I will survive". - Na twarzach większości widzów utrzymuje się nieco protekcjonalny uśmiech.

W taki sposób Ghanizadeh tworzy immanentny świat łączący elementy współczesne z mitycznymi, dba o precyzyjny rytm każdej z postaci i energiczną konstrukcję całości. Jednak bez oddziaływania żywego kontekstu lokalnego z całego spektaklu ratują się tylko wyrazista wizualność i charyzma Eliny Reinold grającej Antygonę.

W gorącej sytuacji politycznej inscenizacja "Antygony" może okazać jajkiem Kolumba, czyli prostym, teatralnym rozwiązaniem tylko z pozoru trudnego zadania. Polityczny tekst broni się wtedy sam - zapewne w Iranie, podczas niewygasłej jeszcze Arabskiej Wiosny Ludów, każde słowo spektaklu ważyło więcej niż na wrocławskim Dialogu. Bardzo wymowne, że w 2011 roku irański festiwal Fadjr niemal wymusił na twórcach cenzurę (aktorki grały z zasłoniętymi włosami i ciałami, wykluczono fizyczny kontakt występujących, włączono scenę biczowania kobiety, pewne kwestie usunięto). Na tym przykładzie potwierdziło się, że "Antygona" wyzuta z żywiołu lokalnej polityczności przeważnie zbyt trąci manierycznością przechodzącą albo w przewidywalną ludyczność, albo w koturnowy patos.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji