Artykuły

Kulesza w obsadzie, idziemy do kina. Przed premierą "Idy"

- Ten zawód jest jak sinusoida. Jestem przygotowana na to, że w tych kolejnych latach ciekawych propozycji będzie mniej albo wcale. A jednocześnie mam nadzieję stworzyć pewną markę - mówi aktorka AGATA KULESZA.

Aktorkę można zobaczyć m.in. w filmie "Ida" [na zdjęciu] Pawła Pawlikowskiego w ramach Warszawskiego Festiwalu Filmowego.

Rozmowa z Agatą Kuleszą , aktorką:

Anna Szawiel: O nagrodzie za najlepszą rolę żeńską na Festiwalu Filmowym w Gdyni dowiedziała się pani telefonicznie... Jaka była pani pierwsza reakcja?

Agata Kulesza: Kiedy zadzwonił telefon z zaproszeniem na galę finałową festiwalu w Gdyni, byłam z Teatrem Ateneum i spektaklem "Merylin Mongoł" w Stanach Zjednoczonych. Wszyscy wiemy, z czym taki telefon się wiąże. Bardzo mnie to ucieszyło i właściwie wzruszyło. Pamiętam, że po "Róży" Wojtka Smarzowskiego pomyślałam sobie: "Kurczę, cóż ja będę musiała zrobić, zagrać, żeby zdobyć nagrodę w Gdyni?". Oczywiście nie pracuję dla nagród, ale to była wielka radość.

Wanda jest wzorowana na autentycznej postaci, która w czasach stalinowskich była sędzią. Spotkała ją pani?

- Helenę Brus-Wolińską znał Paweł Pawlikowski, więc pewnie była dla niego inspiracją przy pisaniu scenariusza. Ja poczytałam o kobietach, które pełniły tego typu funkcje w naszym kraju w tym czasie. Staraliśmy się tę postać uczłowieczyć, sprawić, żeby się w nią wierzyło. Nie powiedziałabym, że moja bohaterka jest wzorowana tylko na tej jednej postaci.

Reżyser Paweł Pawlikowski do tej pory tworzył za granicą, w jego filmach grali m.in. Ethan Hawk czy Emily Blunt. Jak pani wspomina pracę nad "Idą"?

- Paweł pracuje z niezwykłą precyzją, czasem się śmialiśmy, że to męczące. Było bardzo dużo dubli. To reżyser, który ma ucho na fałsz, niczego nie przepuści. Dokładnie wie, czego chce. Uważam, że "Ida" to piękny, niezwykle spójny obraz. Jestem bardzo szczęśliwa, że Paweł się na mnie zdecydował i że wraca do Polski. Może będziemy mieli częstszą możliwość spotkać się w pracy...

Reżyserzy powierzają pani coraz bardziej skomplikowane role, wielowymiarowe.

- Dobrych aktorek jest bardzo dużo. Więc spotkanie z interesującym materiałem, takim prawdziwym wyzwaniem aktorskim to szczęście. Taka praca wzbogaca też mnie - Agatę, budzi refleksje na różne tematy.

A Wanda? Co pani przyniosła ta postać?

- Dużo myślałam o determinacji, o tym, jak człowiek rozlicza się z życiem, jak rozstrzyga, czy załatwiać, czy nie różne bolesne sprawy. I czy to jest odwaga, czy tchórzostwo. Myślałam o złu tkwiącym w każdym człowieku. I o tym, jak łatwo w pewnych warunkach ten pierwiastek zła się uaktywnia. Philip Zimbardo twierdzi, że tylko 3 proc. ludzi jest w stanie nie obudzić w sobie bestii w ekstremalnych warunkach. Nie chcę Wandy tłumaczyć, bo zrobiła w życiu wiele złych rzeczy. To inteligentna, charyzmatyczna kobieta, ale swoje w życiu tam za uszami miała. Trudnością było takie zbudowanie tej postaci, by budziła sympatię. Trzeba było znaleźć te jaśniejsze strony jej osobowości, ale nie szukać usprawiedliwień dla nikczemności, które popełniła.

Wanda jest filmową ciotką Anny, młodej dziewczyny, która przed wstąpieniem do zakonu udaje się w drogę, by poznać swoje korzenie. Agata Trzebuchowska, pani partnerka filmowa, pierwszy raz w życiu stanęła przed kamerą, większość scen w filmie gracie we dwie. Jak wam się pracowało?

- Agata jest niezwykle inteligentną, asertywną, świadomą osobą. Mam nadzieję, że tak będą wyglądały elity naszego kraju, Agata wzbudziła moją nadzieję. Jest wykształcona, bez kompleksów. Ma ciekawą osobowość, którą wychwytuje kamera. Inaczej musiałam grać z nią niż z aktorem zawodowym, pewne rzeczy podawać mocniej. To znów duża zasługa Pawła, który ją pięknie prowadził. Agata ma też tę wspaniałą cechę - potrafi słuchać.

W 2011 r. powiedziała pani, że to wielkie szczęście, że zrobiła pani dwie duże role filmowe w ciągu roku. W tym roku zagrała pani w "Drogówce" i "Pod Mocnym Aniołem" Wojtka Smarzowskiego, "W ukryciu" Jana Kidawy-Błońskiego i w "Idzie". Teraz jest pani na zdjęciach do "Pani z przedszkola" Marcina Krzyształowicza. Idzie pani jak burza.

- Ten zawód jest jak sinusoida. Jestem przygotowana na to, że w tych kolejnych latach ciekawych propozycji będzie mniej albo wcale. A jednocześnie mam nadzieję stworzyć pewną markę.

Tę markę już pani stworzyła. Już teraz mówi się: "Oho, Kulesza w obsadzie, to idziemy do kina".

- Wie pani, jak to jest, za chwilę będzie: "No nie, no znowu Kulesza ".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji