Artykuły

Jowisz niby Donald, ale...

"Orfeusz w piekle" w reż. Artura Hofmana w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Jowisz przedstawiający się rzadkim imieniem Donald? Bogowie jako zbuntowani celebryci, niosący transparenty "więcej wódy"? Twórcy "Orfeusza w piekle" w Teatrze Muzycznym próbują komentować otaczającą nas rzeczywistość. Mrugnięcia okiem przyćmiewa jednak szał kankana

Operetka - do której zalicza się "Orfeusz w piekle" - powstała właśnie po to, by kłuć ostrzem krytyki nadęty balon rzeczywistości. Gdy prawie dokładnie 155 lat temu paryska publiczność oglądała pierwsze wystawienia dzieła Jakuba Offenbacha, osoby siedzące na widowni mogły rozpoznać na scenie znane postacie ówczesnego życia publicznego.

Artur Hofman, reżyser poznańskiego "Orfeusza..." uznał, że ponowne wystawienie hitu sprzed półtora wieku jest doskonalą okazją, by opowiedzieć o dzisiejszym pustym świecie celebrytów. - Współczesny Olimp jest tam, gdzie oni - tłumaczył przed premierą. Wyjawił też, że jego "Orfeusz..." jest równocześnie satyrą na wtykających we wszystko nos dziennikarzy, którym wydaje się, że mogą wypowiadać się w imieniu całego świata. I to właśnie wścibska dziennikarka w okularach - Opinia Publiczna - występuje tu jako swego rodzaju spiritus movens całego zamieszania.

Resztą bohaterów kierują wyłącznie pierwotne instynkty (wyrażane donośnym cmokaniem, kręceniem biodrami i strzelaniem z pejcza). Opowieść zaczyna się podczas małżeńskiej kłótni Orfeusza i Eurydyki, którzy mają się nawzajem serdecznie dość. Słynni wzorowi małżonkowie z antycznego mitu tutaj chcieliby się rozwieść w trybie pilnym, oboje zresztą mają już na boku kochanków. Wybranek Eurydyki - którym okazuje się bóg Pluton w przebraniu pszczelarza - zabija żonę Orfeusza i porywają do piekła. Sam Orfeusz jest z takiego obrotu sprawy bardzo zadowolony, ale za namową Opinii Publicznej udaje się w podróż w zaświaty, by przyprowadzić żonę z powrotem. A my przy okazji tej wyprawy poznajemy całą galerię olimpijskich bogów - od Jowisza, przez Junonę, Wenus i Kupidyna, aż po Dianę.

Bohaterowie kłócą się, tańczą, śpiewają, a nawet boksują (w pojedynku na rękawice walczą Pluton z Jowiszem) i jeżdżą na trójkołowym rowerze z dziecięcą trąbką (wehikuł Merkurego), a my... cały czas drżymy, by któryś z nich nie wylądował za chwilę w kanale dla orkiestry. W "Orfeuszu..." postaci jest momentami naprawdę cały tłum, do tego mnożą się na naszych oczach choreograficzne akrobacje (ze słynnym kankanem na czele), a scena Teatru Muzycznego pod względem wielkości samej siebie nie przeskoczy. I to widać, niestety. Także wtedy, gdy któryś z aktorów lub tancerzy raz po raz nerwowo wyhamowuje przed krawędzią sceny, z takim wyrazem twarzy, jakby miał zaraz zacząć badać teren stopą.

Znacznie bardziej niż oddechu na scenie (bo to w końcu okoliczności niezawinione przez twórców i wykonawców spektaklu) brakuje mi w przedstawieniu Artura Hofmana błyskotliwych aktualnych nawiązań, na których - jak już wspomniałam - operetka bazowała od swoich narodzin. Bo czy zamieniony w muchę Donald Jowisz, który zaleca się do kąpiącej się Eurydyki, może budzić jakiekolwiek skojarzenie poza oczywistym stwierdzeniem faktu, że tak samo ma na imię nasz premier? Czy uwagi "zapominanie o tym, co się mówiło, jest częstym zjawiskiem, zwłaszcza po wyborach" gdzieś już nie słyszeliśmy? Czy pokazywanie na scenie tego samego operatora z kamerą w ręku i napisem "TV" na kurtce (żebyśmy przypadkiem nie zapomnieli, że śledzimy medialną szopkę) nie znudzi się widzom przy trzecim wyjściu kamerzysty?

Obawiam się, że zabawa sceniczną konwencją nie uwypukla, a raczej przyćmiewa przesłanie, które przecież chodziło twórcom po głowie. Dość archaiczna (mimo współczesnych kostiumów i scenografii autorstwa Ewy i Piotra Tetlaków) forma tej zabawy, z nie zawsze równą grą aktorów, nie wszystkim przypadnie do gustu. Choć całość jest na pewno dużym krokiem w stosunku do wielu realizacji Teatru Muzycznego w poprzednich latach.

Na szczęście jest w tym spektaklu muzyka - grana bez fałszywych nut przez orkiestrę prowadzoną przez Marka Mosia. Najjaśniejsza strona sobotniej premiery.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji