Artykuły

Światło, deszcz i krew

Johan Simons tworzy na scenie niesamowite obrazy, na długo zapadające w pamięć. Główne tematy, które drąży, to władza i przemoc. Teraz słynny holenderski reżyser będzie gwiazdą Festiwalu Dialog - Wrocław - pisze Aneta Kyzioł w Polityce.

Sztuka "Oczyszczeni" Sarah Kane, którą wraz z dwoma innymi dramatami angielskiej autorki Johan Simons pokaże dziś we Wrocławiu, rozgrywa się na placu zabaw. Fakt, że górna część scenografii - białe lampiony- wisi zarówno nad sceną, jak i widownią, a oba miejsca są rzęsiście oświetlone, rodzi podejrzenie, że wszyscy na nim dorastaliśmy. I nasze zabawy w doktora czy w wojnę wcale nie były mniej okrutne niż zabawy bohaterów przedstawienia, którzy naśladując odgłos piły łańcuchowej, obcinają kolegom kończyny.

Krzysztof Warlikowski, który dramat Kane wystawił w 2002 r., zobaczył w nim poemat o miłości wystawianej na próby, trudnej, ale zwycięskiej. Simons w późniejszej o dekadę inscenizacji tym samym tekstem opowiedział o mechanizmach przemocy, napędzanych przez wiedzę, żądzę władzy oraz mieszankę kompleksów i strachu. W roli głównego oprawcy obsadził dziewczynkę: niezbyt ładną, niezbyt lubianą, ale za to całkiem inteligentną. W scenach znęcania się nad kolegami to ona wygląda na najbardziej pokrzywdzoną, a analiza przemocy w wydaniu Simonsa jest prawdziwym majstersztykiem. Co nie dziwi, bo temat władzy i przemocy jest głównym wątkiem jego twórczości, rozwijanym i analizowanym na rozmaitych poziomach od 40 lat, na scenach holenderskich, belgijskich i niemieckich. Reżyser nie ma najlepszego zdania o ludzkości, genetycznie skażonej okrucieństwem: -Dlatego właśnie bohaterami "Oczyszczonych" [na zdjęciu] Sarah Kane uczyniłem dzieci. Bo ludzkość od najmłodszych lat jest okrutna, szczególnie chłopcy. Można tę myśl znaleźć np. w "Cząstkach elementarnych" Michela Houellebecqa, które realizowałem. To świetny tekst i część mojego najnowszego spektaklu - "Śmierci Dantona".

Prometeusz na złomowisku

Simonsa nigdy nie interesował klasyczny teatr: z iluzją, czwartą ścianą, opowiadaniem wciągających historii. Często wystawia powieści albo scenariusze filmowe, ale zamiast chować narracyjne szwy, przeciwnie - wzmacnia je. Każe aktorom czytać didaskalia, grać po kilka postaci, swoje kwestie wypowiadać wprost do widzów. W jego adaptacji "Dekalogu", cyklu filmowego Krzysztofa Kieślowskiego, aktor, gdy grany przez niego bohater leci samolotem, wybiega ze sceny z rozłożonymi ramionami, bucząc jak samolot, a zapalone jarzeniówki są ironicznym obrazem tego, co zostało z metafizyki i Boga we współczesnej cywilizacji Zachodu.

Z rozedrganych emocjonalnie sztuk Kane Simons wydobył chłodny, analityczny ton filozofii egzystencjalnej. Z "Makbeta" uczynił głębokie studium przemocy. Dla Holendra najważniejszy jest możliwie jak najczystszy dialog z widzem. Jego teatr jest intelektualny, momentami zbyt wychłodzony, skupiony na słowie i argumentacji. A na pytanie, czy zgadza się z tą opinią, reżyser z entuzjazmem (i lakonicznie) odpowiada: - Tak!

Jednocześnie potrafi tworzyć na scenie niesamowite obrazy, które zapadają na długo w pamięć. W realizacji sztuk Sarah Kane, kiedy postaci wypowiadają ostatnie kwestie spektaklu, snują wizje śmierci, spadania i światła, na scenie zaczyna padać deszcz. Jest tak zimny i intensywny, że wilgoć i chłód przenoszą się także na widownię, powodując, że widzowie mogą fizycznie wręcz skomunikować się z bohaterami, odczuć ich nastrój końca świata. W "Makbecie", wyreżyserowanym niedawno w Toneelgroep Amsterdam, Makbetowie dosłownie nurzają, tarzają i ślizgają się we krwi swoich ofiar. Po śmierci Lady Makbet małżonkowie przedzieleni są przezroczystą szybą pleksi: widzą się, przeglądają się w sobie, ale nie mogą się dotknąć. A w finale Makbet sam zarzuca zakrwawioną scenę donicami z ziemią i drzewkami - to jego las birnamski. Jednym wielkim obrazem jest nawiązujące stylistycznie do estetyki filmów Luisa Buńuela "Życie snem" według Calderona, owacyjnie przyjęte podczas wrocławskiego Dialogu w 2007 r.

- Zawsze chciałem robić teatr dla ludzi, którzy nie chodzą do teatru - tłumaczy reżyser. - Dlatego podróżowaliśmy z naszą grupą po wsiach, grając w opustoszałych fabrykach, kościołach i kurnikach, w chłopskich zagrodach i na stadionie piłkarskim.

Z kolejnymi grupami objeżdżał Holandię przez niemal trzy dekady. Odpowiadając w "Rzeczpospolitej" napytanie o powody, dla których inscenizuje scenariusze filmów Kieślowskiego (oprócz "Dekalogu" wystawił także "Trzy kolory. Niebieski, biały, czerwony"), mówił: "Lubię wystawiać przedstawienia w pustych fabrykach, na dworcu albo w dawnej rzeźni, być blisko rzeczywistości. W ten sposób uczę się wrażliwości, którą wykorzystuję na deskach renomowanych teatrów. I może właśnie dlatego rozumiem Kieślowskiego, który z dokumentu przeszedł do twórczości fabularnej".

Pierwsza dewiza Johana Simonsa brzmi: "Kto nie zna swojego najbliższego otoczenia, ten nie ma pojęcia o świecie". Dlatego dramaty antyczne, sztuki Georga Buchnera czy Franka Wedekinda spotykały się w jego spektaklach z rzeczywistością holenderskiej prowincji. Jak w "Prometeuszu" Ajschylosa, rozgrywanym w scenerii samochodowego złomowiska.

Aktorstwo miało wiele wspólnego z mającą plebejskie korzenie, jak sam Simons i jego widzowie, komedią dell'arte, praca nad spektaklami zaczynała się od aktorskich improwizacji, wykorzystywano teksty nieliterackie: przemówienia, artykuły, wywiady. Druga dewiza zaś brzmi: "Teatr musi być zanurzony w świecie, by móc przeciwstawiać się rzeczywistości".

Lady Makbet na smyczy

Bo Simons jest moralistą. Jego teatr to połączenie Brechtowskiego teatru edukacyjnego i narracyjnego z holenderską cielesnością i skondensowaną psychologią. - Brecht jest dla mnie ważny niejako forma, ale jako przykład teatru, który opowiada pouczające historie, także polityczne - tłumaczy.

Krytycznie przyglądał się kapitalizmowi. Najgłośniejszym przedstawieniem ZT Hollandii Simonsa, która w latach 80. zyskała status kultowej, także wśród wykształconej klasy średniej, a dekadę później już była stałym gościem międzynarodowych festiwali, był "Zmierzch bogów" z przełomu wieków, swobodna adaptacja filmu Luchino Viscontiego. Dzieje niemieckiego klanu przemysłowców (wzorem była rodzina Kruppów) na de dochodzącego do głosu faszyzmu posłużyły Simonsowi do stworzenia ponurego, porażającego obrazu oportunizmu, korupcji, żądzy władzy i zysku - lustra dla współczesnego kapitalizmu. Wcześniej wielkim sukcesem grupy okazał się monodram "Dwa głosy" według tekstów Piera Paola Pasoliniego, w którym aktor Jeroen Willems wcielał się w najpotężniejszych działaczy gospodarczych świata kapitalistycznego, w tym w byłego prezesa zarządu koncernu Shell International Cora Herkströtera, który mówi oryginalnymi cytatami ze swych przemówień.

Simons badał błędy demokracji. W wystawionej w 2003 r. w monachijskiej Kam-merspiele "Anatomii Tytusa Fali of Rome" Heinera Müllera reżyser zapraszał widzów do rozmowy o przyczynach terroru i przemocy, a bohaterem spektaklu była demokracja parlamentarna. Jego porażający amsterdamski "Makbet" to kameralne studium przemocy i żądzy władzy, która infekuje jednostkę, rodzinę, a potem cały świat. W jednej z wielu genialnych scen tego przedstawienia Lady Makbet jest prowadzona jak pies, na smyczy, przez męża. Jednak to ona mu tę smycz przyniosła i podała, a po spacerze tuli go jak dziecko.

Bohaterem "Króla Leara" z monachijskiej Kammerspiele, który także zostanie pokazany we Wrocławiu, jest bogaty chłop, któremu marzy się królewski splendor. Jego kawałek ziemi otacza zasłonka z błyszczących frędzelków, symbol marzeń o glamourze. Jednak im silniej walczy o ów splendor, tym bardziej natura triumfuje nad kulturą, od połowy spektaklu aktorom na scenie towarzyszą świnie. Finał jest taki jak w większości spektakli Simonsa - destrukcja świata.

W 2000 r. Simons został (wspólnie z Paulem Koekiem, z którym razem szefowali ZT Hollandia) laureatem Europejskiej Nagrody Teatralnej - za innowacje w teatrze. Mógłby równie dobrze dostać nagrodę za głęboką i krytyczną analizę europejskiego wyczerpania i wypalenia. W zrealizowanych w belgijskim teatrze NTGent "Platformie" według powieści Michela Houellebecqa, "Azylancie" według powieści Arona Grunberga i w "Życiu snem" Calderona pokazywał, jak zmęczenie staje się formą biernego oporu, a ten prowadzi do obronnej agresji, do niebezpiecznych działań prewencyjnych. Jak każdy imigrant staje się automatycznie Obcym, wykluczonym i zagrażającym. W "Trzech kolorach" według filmów Kieślowskiego świadkiem akcji jest matka Julie, przebywająca w domu opieki. Będzie obserwować znikające ideały francuskiej rewolucji, symbolizowane przez podnoszące się zastawki w trzech kolorach.

Również dziś Johan Simons nie jest optymistą. Z przerażeniem obserwuje kierunek, w którym zmierza jego ojczysta Holandia. -Jest brutalniej, ponieważ rządzi prawo silniejszego. Idealizm zanika, tak samo jak empatia. To jest społeczeństwo, w którym wielu ludzi myśli, że są nieśmiertelni, i w którym główną rolę odgrywają pieniądze - mówi reżyser. Sam wychował się na holenderskiej wsi, gdzie jedyną rozrywką było słuchanie bicia dzwonów. Dziś jego teatr wydaje się jednym wielkim biciem w dzwony. Dla Europy i świata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji