Artykuły

Warszawa. Stand-up Dylana Morana w Palladium

Jego język bywa niesłychanie poetycki, przywodzi na myśl Jamesa Joyce'a, który wypił o jednego za dużo. Tak o Irlandczyku Dylanie Moranie pisał jeden z recenzentów. Dziś w Palladium występ jednego z najpopularniejszych artystów stand-upu.

- Jestem równie popularny, co grający w latach 70. piłkarz z piątej ligi - mówi o sobie Moran.

To oczywiście grubymi nićmi szyta kokieteria. Owszem, może nie jest tak znany jak gwiazdy filmu czy muzyki, ale w swojej lidze jest doskonały. Bo Moran ma naturę rasowego boksera, który najpierw usypia czujność przeciwnika, mistrzowsko stwarza pozory łagodności, by nagle, trzymając kieliszek wina i papierosa w ręku, wyprowadzić bezlitosny knockoutujący cios. Polskim fanom znany jest przede wszystkim z filmów, m.in. z "Wysypu żywych trupów" czy niewielkiej roli w "Notting Hill". Ci, którzy zaglądają do internetu w poszukiwaniu czegoś zabawnego, mogli natrafić na jego występy sprzed kilku lat, m.in. "Like, Totally" czy "Monster".

Urodzony w 1971 roku w Irlandii Dylan Moran szkołę porzucił w wieku szesnastu lat. Później przez cztery lata, jak głosi jego biografia, "pił i pisał fatalne wiersze". Próbował też pracować w kwiaciarni, ale tego nie cierpiał. W stand-upie zakochał się po obejrzeniu na żywo Ardala O'Hanlona, popularnego irlandzkiego komika. Sam na scenie zadebiutował ponad 20 lat temu. Od tego czasu zdobył serię nagród i wyróżnień, m.in. na festiwalu w Edynburgu, a laurki wystawiano mu wszędzie tam, gdzie się pojawił, w Szkocji, Anglii, Ameryce, z których dworuje sobie niemiłosiernie ("Szkocja.,

kraj, w którym smażą mięso pięciokrotnie, by upewnić się, że już nie żyje, kraj w którym wynaleziono płyn do ust o smaku bekonu"). Występował też we Francji, krajach skandynawskich czy Rosji.

Do Polski Moran przyjeżdża z programem "Yeah, Yeah", w którym opowiada o śmierci, seksie, rodzicielstwie, randkach, narkotykach, zwierzakach, religii i starzeniu się. A opowiada w sposób naturalny, błyskotliwy, niewymuszony, całkowicie naturalny, tak jakby opowiadał te dowcipy po raz pierwszy, a nie setny. I w tym widać jego klasę, komika, który doskonale wie, że sukces i powodzenie przedstawienia tkwią nie tylko w żartach, ale i atmosferze panującej na widowni. Dylan Moran to ekstraklasa stand-upu, sztuki w Polsce, kraju zdominowanym przez wszechobecny kabaret, nie bardzo rozwiniętej. Może wizyty takich mistrzów to zmienią?

Dylan Moran wystąpi dziś w Palladium, na ul. Złotej 7/9. Początek o godz. 19.30.

Stand-up - pojedynek na żarty

Rozmowa z Michałem Sufinem, współtwórcą Klubu Komediowego Chłodna

Izabela Szymańska: Kiedy powstał stand-up?

Michał Sufin: W USA. jego początki sięgają początków XX wieku. Pierwsze takie występy odbywały

się w prostych knajpach, ale też klubach dla gentlemanów - na scenę wychodzili bogacze i obrażali się nawzajem. Potem w latach 40. i 50. zaczął rodzić się stand-up zaangażowany: Lenny Bruce poszedł do więzienia, ponieważ jego przekaz był za bardzo polityczny. Do dziś to charakterystyczna cecha stand-upu. Gdybyśmy skatalogowali tematy, to znaleźlibyśmy tam problemy wykluczonych: jest narracja feministyczna, meksykańska, polityczna. Nawet jeżeli komikowi ktoś pisze żarty, to opinie są jego.

A u nas?

- Jest mało zaangażowania. Na scenie możemy zobaczyć dresiarza, ale już ostrego wyborcy PiS-u - nie. Polski stand-up nie jest tak bardzo podszyty ideologią. To oczywiście wynika ze sposobu prowadzenia debaty publicznej. W Hyde Parku w Anglii jednym z oratorskich narzędzi był dowcip. Satyra pojawia się w oficjalnych dyskusjach.

Polscy stand-uperzy działają od dwóch-trzech lat. Szukają własnego charakteru, nerwu komediowego.

Jak myślisz, dlaczego stand-up przyjął się w Polsce?

- Kiedyś występowaliśmy z Teatrem Improwizowanym "Klancyk" w Aleksandrowie Kujawskim. I po przedstawieniu widzowie mówili: "Fajne, ale jak oglądamy Louisa C.K ". Paradoksalnie, mimo że stand-up istnieje w Polsce dopiero od kilku lat, to publiczność jest już bardzo wyrobiona - dzięki internetowi zna wykonawców na światowym poziomie. Trudno więc mówić o podziałach geograficznych. Jeśli ktoś jest zainteresowany komediami, to znajdzie występy ciekawych komików z całego świata.

Twoja top trójka stand-uperów?

- Na wiosnę, lato, jesień? Jest ich naprawdę wielu. W pierwszej trójce znalazłby się na pewno Dylan Moran. Ale gdybym miał wybrać poza nim, to Louis C.K., Woody Allen., którego kariera komika

doprowadziła do reżyserii, i Zach Galifianakis, znany z "Kac Vegas", jego występy to metażarty np. z innych komików.

Ale świetnych wykonawców są dziś tysiące. To nie jest szlachetny gatunek sztuki. Jest na pograniczu teatru i kultury masowej. Nie wymaga niczego poza wyobraźnią. Tani, prosty, każdy może wyjść na scenę. To rodzaj pojedynku między wykonawcą i publicznością. Jeśli widownia go zaakceptuje - wygrywa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji