Artykuły

To jest kraj rodzinnych firm

No przecież jedziemy! Powoli, niekomfortowo, zdarzają się też ofiary, ale jedziemy ku świetlanej zrestrukturyzowanej przyszłości - o spektaklu "Firma" w reż. Moniki Strzępki z Teatru Nowego w Poznaniu prezentowanym na Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy pisze Michał Centkowski z Nowej Siły Krytycznej.

Poznańska "Firma" imponuje przede wszystkim wnikliwą analizą patologii dotykających na przestrzeni dwudziestolecia PKP. Przyglądamy się modus operandi polskiej transformacji ustrojowej. Okazuje się, że jej bohaterów Gary Cooper, szeryf ze słynnego plakatu z 4 czerwca, powinien raczej wystrzelać, niż oddać na nich głos w wyborach. Bo bliżej im do "Chłopców z ferajny" niż do romantycznych pionierów...

Zmieniają się epoki, chciwość i skurwysyństwo trwa - oto dialektyka po polsku. Gdzieś w opuszczonym porcie lotniczym Szymany spotyka się la familia - wielopokoleniowa kadra zarządcza uwłaszczonych na publicznym majątku. Nocne rewizje w biurach, spotkania na stacji benzynowej (tam przynajmniej nikt nie podsłuchuje), tajne służby, tajne loty, korupcja, klientelizm, zawłaszczanie... W ten sposób teatr zaangażowany coraz bardziej przypomina kryminał, a może i horror.

Nad wszystkim czuwa Wujek PRL, były "kolejarz" - a może to tylko pseudonim operacyjny? Proletariusz z Trybuną Ludu w kieszeni, który nagłe wzbogacenie zawdzięcza sprzyjającym okolicznościom dziejowym i wielkiej dozie "elastyczności", czy raczej bezwzględny funkcjonariusz minionego systemu? Najstraszniejsze, że jak pokazuje Strzępka i Demirski, w naszej chorej rzeczywistości znaczy to właściwie to samo.

Aleksander Machalica stworzył postać groteskową: polski ojciec chrzestny ze swoim heroicznym aktem obrony Inter regio wydaje się odrażający i cyniczny. Chłodna, pragmatyczna i w wyniku absolutnej transparentności niewidzialna dłoń rynku kapitałowego należy do Cioci. Obrotnej bizneswoman, byłej żonie wujka PRL, chciwość i bezwzględność przydają cech niemal szekspirowskich heroin. Antonina Choroszy, blada, z perfekcyjnie ułożonymi włosami i krwisto czerwono szminką, przywodzi na myśl wampira. W odróżnieniu od niepozbawionego jakiegoś przaśnego, swojskiego entourage'u Wujka PRL, jest powściągliwa, jedynie kilka razy pozwala sobie wybuchnąć, dając ujście emocjom. Są także i "młodzi wilcy". Pokoleniu tych, przed którymi świat dzięki zaradności wujka i cioci stoi otworem, wystarczy wybrać branżę i zdecydować, do której rady nadzorczej chcieliby wejść.

Strzępka i Demirski odsłaniają destrukcyjne mechanizmy uwikłania oraz skrajny cynizm, które zdają się powoli, acz nieodwołalnie, zżerać i wyjaławiać emocjonalnie członków familii. Lecz "Firma" nie jest bajką z kolorowego czasopisma pt. "Pieniądze szczęścia nie dają". Bohaterowie świadomie i konsekwentnie "nową Polskę" budują, jak pokazuje prowokacyjny monolog o głupocie i naiwności wszystkich tych, którzy nie załapali się na cuda polskiej transformacji (oraz na pędzące po nowiutkich torach cichutkie pociągi), wygłoszony przez idealny wykwit polskiego kapitalizmu, czyli niedokształconą córkę/asystentkę. Stają się architektami nowego porządku, w którym to folwarczny kapitalizm bije po mordzie przedstawiciela narodu, wybranego w demokratycznych i wolnych wyborach. Który zresztą i tak, o zgrozo, od dawna jest członkiem "rodziny".

Czy starczy determinacji samotnemu wojownikowi z internetowego forum o kolejnictwie, obsesyjnie zmagającemu się z "Firmą"? A co, jeśli bohater grany przez Michała Opalińskiego zniknie, bo ma dość bezsensownej walki. A może "Firmy" zwyczajnie pokonać się nie da? Może wszyscy tak naprawdę marzymy tylko o tym, by stać się jej częścią?

I tylko przedziwna solidarność melancholików, odwiedzających po nocach opuszczoną stację, zdaje się mieć jakąś siłę. Siedzą w milczeniu, po beckettowsku czekają na pociąg, który nigdy nie nadjedzie. Lecz gdy ktoś chce ich przepędzić, staruszka (Sława Kwaśniewska) bierze sprawy w swoje ręce. "Won stąd". I nie ma dyskusji.

"Firma" to jeden z najbardziej chyba ponurych spektakli Strzępki i Demirskiego. Bowiem nie tylko obnaża mechanizmy uwikłania i rozkładu systemu, których skala poraża i wzbudza poczucie bezsilności, lecz także obrazuje ostateczną porażkę wspólnoty, eksplozję cynicznego egoizmu, prymitywne zezwierzęcenie, walkę o własny interes. Nie tylko nic nie łączy nas z ludźmi na scenie, również ich w ostateczną rozrachunku nie wiele łączy. I znów dźwięczy mi w uszach pytanie Adasia Miauczyńskiego, inspirowane zmaganiem z toaletą w pociągu relacji Warszawa- Gdańsk: A jeśli Polska, to właśnie ta "ojszczana" klapa?

***

Wśród festiwalowej publiczności znalazło się wielu parlamentarzystów jednej z partii. Polityk w teatrze to zawsze widok krzepiący. Kilkoro z nich wstało do oklasków. Pytanie brzmi: czy przekaz w istocie dotarł do adresatów, czy zadziałał jedynie prosty mechanizm obronny?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji