Artykuły

Nie jesteśmy sitwą szczecińską!

- Sednem tego zawodu jest dla mnie teatr, ale uprawiam wiele form (audycje radiowe, czytanie powieści, film, serial, kabaret). Scena teatralna jest bardzo wymagająca. Trzeba już coś umieć i ciągle się uczyć, żeby sobie poradzić - mówi AGATA KULESZA, aktorka Teatru Dramatycznego w Warszawie.

Monika Gapińska: - Kiedy myśli pani "Szczecin", to jakie skojarzenia pojawiają się zaraz potem?

Agatą Kulesza: - Szczecin to mój dom rodzinny. Zawsze podkreślam, że w Warszawie po prostu mieszkam. Szczecin to moje osiedle na ulicy l Maja, moja podstawówka nr 11, ogólniak - "Piątka" (kiedyś nazywana liceum kujonów), Gontynka, Pogodno, gdzie mieszkało wielu moich przyjaciół i jeszcze wiele, wiele miejsc... To moja rodzina i przyjaciele, którzy nadal mieszkają w Szczecinie.

- Kiedy pani zdecydowała, że zostanie aktorką, w liceum czy jeszcze wcześniej?

- Zaczęłam o tym myśleć w drugiej klasie liceum. W czwartej już wiedziałam, że to jest to, czego chcę.

- Z jakimi oczekiwaniami wyjeżdżała pani na studia do Warszawy?

- Z żadnymi. Byłam po prostu przeszczęśliwa, kiedy znalazłam się na liście studentów. Spakowałam plecak i dwie torby, pomachałam płaczącej mamie, która już wtedy czuła, że nie wrócę do Szczecina, i tyle. Udało się. Ten zawód jest nadal moją pasją, choć bywa różnie. Nie zawsze jest tyle propozycji, ile by się chciało.

- Niektórzy aktorzy już na starcie zakładają, że na przykład nie będą grali w serialach, a tylko w teatrze. Czy pani sama przed sobą składała podobne deklaracje?

- Absolutnie nie. Sednem tego zawodu jest dla mnie teatr, ale uprawiam wiele form (audycje radiowe, czytanie powieści, film, serial, kabaret). Scena teatralna jest bardzo wymagająca. Trzeba już coś umieć i ciągle się uczyć, żeby sobie poradzić. I choć czasami wieczorem marudzę, że "normalni" ludzie siedzą spokojnie w swoich domach, a ja muszę do pracy, to kiedy już włożę kostium, jestem szczęśliwa. Mam poczucie wielkiej wygranej, bo robię to, co lubię.

- Którą z dotychczasowych ról filmowych uważa pani za najważniejszą?

- Zdecydowanie Magdy z "Moich pieczonych kurczaków". Rola została dostrzeżona "oficjalnie"- otrzymałam za nią trzy nagrody na festiwalach w Koszalinie i Wrześni. Ale bardzo ważne było to, że dostawałam sygnały od wielu osób, w tym od kolegów-aktorów, że bardzo osobiście odebrali ten film. Zresztą, propozycja zagrania pojawiła się w momencie, kiedy przechodziłam chwile zwątpienia. To się zdarza (śmiech). "Kurczaki" przywróciły mi wiarę w zawód i własne możliwości.

Ważny był też dla mnie "Poznań '56" Filipa Bajona, bo to zaowocowało właściwie stałą współpracą z tym reżyserem. Twórcą, którego bardzo cenię. Właśnie przygotowuję się do kolejnej roli w jego nowym filmie "Fundacja, czyli wahadełko 2". Będę grała prawniczkę, córkę głównego bohatera.

- Ma pani za sobą jakieś dziwne doświadczenie aktorskie?

- Ostatnio byłam na planie filmu Michała Rosy. Wiedziałam, że mam tam do powiedzenia dosłownie cztery zdania. Na miejscu okazało się, że owszem, cztery zdania, ale... po norwesku. To było dość dziwne przeżycie. Brałam też udział w "Improwizacjach" Agaty Dudy-Gracz. To było niesamowite doświadczenie. Improwizacje polegały na tym, że spotkaliśmy się z moimi kolegami - aktorami i z reżyserką o godzinie osiemnastej i dostaliśmy od niej listy. Były w nich określone postacie, które mamy zagrać. Znałam treść tylko swojego listu. Nie wiedziałam, jakie zadania mają koledzy. Agata Duda-Gracz wskazała tylko, kto pierwszy wychodzi na scenę i o dziewiętnastej, przy pełnej widowni, ruszyliśmy. Kompletnie nie wiedząc, co się wydarzy. Dawno nie denerwowałam się przed wyjściem na scenę tak jak wtedy. Zagraliśmy półtoragodzinny, improwizowany spektakl. Bardzo ciekawe doświadczenie. Zdarza mi się też grać królewny. Przy moich warunkach to raczej dziwne, ale w... dubbingu.

- Córka pewnie jest zadowolona, że ma mamę królewnę...

- Czasami chodzi ze mną na nagrania i ogląda sceny z bajek, nad którymi pracuję. Bardzo to lubi. Ale nie jest dzieckiem chowanym "za kulisami". Unikam takich sytuacji. I choć Marianka ma duży dystans do tego, co robię, bywa zazdrosna o dzieci, którym matkuję w filmie, albo o serialowego męża, który nie jest jej tatą. Ale moja mama też się denerwuje, kiedy widzi mnie płaczącą w filmie czy na scenie. Obie wiedzą, że to fikcja, a jednak...

- Prawie nie widać pani w kronikach towarzyskich. Nie bywa pani na bankietach?

- Nie po to uprawiam ten zawód, by zdobywać popularność bankietową. Nie lubię oficjalnych rautów. Szkoda mi czasu na takie bywanie. Tam jest naprawdę nudno. Strasznie dużo ludzi, właściwie wszystkich znasz, ciągle się z kimś witasz i nawet nie masz szansy, by z kimś naprawdę porozmawiać. Można żyć bez tego. Tego samego zdania jest moja znana koleżanka (też z SP 11 w Szczecinie) Kaśka Nosowska. Czy ona musi podkreślać swoją obecność na bankietach? Na pewno nie. A bankiety z przyjaciółmi - uwielbiam.

- Czy w warszawskim świecie ar tystycznym szczecinianie trzymaj! się razem? Tak sobie pomyślałam kiedy pani wspomniała o Nosowskiej... A w pani filmografii wielokrotnie przewija się nazwisko Ryszarda Nyczki, reżysera ze Stargardu Szczecińskiego...

- (śmiech) Nie jesteśmy żadną sitwą szczecińską... A u Ryśka Nyczki zagrałam w trzech filmach offowych, w których gra się dla frajdy, ciekawości drugiego człowieka. Nie dla zarobku, dla przyjemności. Z kolei w moim teatrze pracuje szczecinianin Wojtek Wysocki, z którym często wspominamy Szczecin. Jest też Krzysiek Bauman ze Świnoujścia (też blisko), w Powszechnym - Ania Moskal, reżyser Jacek Papis... Trochę nas jest

- Jeśli omija pani szerokim łukiem tak zwane bankiety oficjalne, to jak pani spędza wolny czas?

- Z moim mężem i córką, spotykam się z przyjaciółmi, których mi nie brakuje, sporo czytam. A podczas wakacji uciekam tam, gdzie jest mało ludzi. Jeżdżę z moją rodziną oraz siostrą i jej rodziną do leśniczówki. Tam jest spokój. W tym roku byliśmy również na Bornholmie. Odpoczęłam. Teraz muszę trochę popracować, zmęczyć się, by móc odpocząć podczas świąt Bożego Narodzenia. Oczywiście w Szczecinie!

- Dziękuję za rozmowę.

***

Agata Kulesza, szczecinianka, ukończyła PWST w Warszawie, jest aktorką stołecznego Teatru Dramatycznego. Wystąpiła w takich filmach, jak: "Poznań'56", "Przedwiośnie", "Moje pieczone kurczaki", w etiudzie "Benzyna", a w serialu "Pensjonat pod Różą" gra jedną z głównych bohaterek - Dusię Adamską.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji