Artykuły

Dwie aktorki: studium zagubienia

Joanna Szczepkowska i Ewa Dałkowska tego samego dnia udzieliły prasowych wywiadów - komentuje Piotr Zaremba w tygodniku W Sieci.

Szczepkowska w "Rzeczpospolitej" narzekała, że jest ofiarą linczu. Padły istotnie kuriozalne przykłady: dziennikarz TVN Andrzej Morozowski jej krytykę lobby homo seksualnego w teatrze porównał do obwiniania Żydów o Holokaust, a zawodowy gej Jacek Poniedziałek walnął cepem, odmawiając choć grzecznego traktowania.

Nie tylko lubię od niepamiętnych czasów aktorstwo Szczepkowskiej (widziałem jej debiut w "Królu Learze" w reżyserii Jarockiego pod koniec lat 70.). Lubię też jej opinie. Jej felietony w "Wysokich obcasach" są jak stary srebrny serwis w stajni. Za niektóre oceny, np. obronę filmu "Pasja" Mela Gibsona, jestem jej, pani z warszawki, dozgonnie wdzięczny.

A zarazem mam poczucie, że aktorka nie wyzbędzie się maniery pisania o swoich nieporozumieniach ze światem postępu w innych kategoriach niż towarzyskich incydentów. Nie pojmie więc logiki nagonki, która na nią spadła. Nie mam nawet pretensji: nie mogą istnieć tylko my i oni.

Ewa Dałkowska to też wybitna aktorka, Gorgonowa z filmu Janusza Majewskiego. Ona nie stroni od wyrazistych sądów politycznych. Jest po stronie prawicy, choć peszy ją jękliwy ton prawicowej prasy (mnie też}. Potrafi w rozmowie z dziennikarką "Wysokich obcasów" płakać po Marii i Lechu Kaczyńskich. Żonę prezydenta zagra w filmie Antoniego Krauzego. To wymaga odwagi. Razy, jakie na nią spadają, są większe niż te, które sięgają autorki "Wysokich obcasów" Szczepkowskiej. Scena, w której znany aktor mówi do niej "k...", wystarczy za sozologiczny opis.

Tyle że Dałkowska równie energicznie utożsamia się z teatrem Krzysztofa Warlikowskiego. Dawna aktorka teatru podziemnego w czasach stanu wojennego godzi akces do obozu patriotycznego z udziałem w teatralnych eksperymentach.

I znowu: wspaniale, potrzeba nam komplikacji. Dałkowska broni teatru Warlikowskiego jako energetycznego. Kiedyś tę energię odnajdywała w Powszechnym Zygmunta Huebnera, teraz tu. Ale to dziennikarka lewicowych "Wysokich obcasów" ma rację, kiedy przekonuje, że w finale spektaklu "Koniec" Dałkowska recytowała słowa, które są manifestem triumfu nihilizmu nad metafizyką. Aktorka tłumaczy, że zmieniła ten sens swoją grą. Ale czy zmieniła ideowe przesłanie całego teatru Warlikowskiego?

Dla Szczepkowskiej aktor Poniedziałek to prześladowca. Dla Dałkowskiej - dobry, choć obcy ideowo, kolega. Wybory stają się funkcją przypadków, towarzyskich uwarunkowań. Powiadam: nie chcę zwartych ideologicznych bloków, ale odnoszę wrażenie, iż obie aktorki same przed sobą ukrywają rzeczywistość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji