Premiera optymistycznych kontrowersji
Wystawienie w ciągu jednego wieczoru "Pietruszki" Igora Strawińskiego i "Pożądania" Grażyny Bacewicz wywołało falę ożywionych dyskusji. Kontrowersje te są najlepszym dowodem, że w warszawskim balecie wreszcie zaczęło się coś dziać, że nareszcie jest o czym dyskutować. Celowości i potrzeby polskiej muzyki w repertuarze Teatru Wielkiego nikt rozsądny nie może podawać w wątpliwość. Prapremiera "Pożądania" powinna na jakiś czas zadowolić nawet tych spośród orędowników polskiej muzyki współczesnej, którzy działalność naszych teatrów operowych gotowi są oceniać jedynie według liczby polskich prapremier. Choć trudno w to uwierzyć, któryś z szermierzy współczesności nie tak dawno nawoływał do wydania zakazu wystawiania baletów do muzyki nie pisanej specjalnie dla teatru muzycznego! Wszystko to oczywiście w imię dobra polskich twórców piszących dla sceny... Gdyby podobnym kryteriom poddano balety Bejarta lub Balanchine'a - obydwu wielkich twórców należałoby spalić na stosie za arcydzieła baletowe stworzone do muzyki nie komponowanej z myślą o teatrze. Liczbę "przestępców" powiększyłby oczywiście także Diagilew. Czegóż to bowiem nie wystawiano w jego balecie!
Od wielu lat najwybitniejsze układy baletowe powstają w wyniku fascynacji choreografa dziełem muzycznym. Libretto - o ile w ogóle istnieje - jest w nich z reguły sprawą wtórną, pomocniczą. Pierwszym partnerem kompozytora baletu w obecnej chwili powinien być raczej choreograf niż librecista: gotowy tekst literacki najczęściej paraliżuje wyobraźnię inscenizatora baletu nowoczesnego.
Nikłe kontakty Grażyny Bacewicz z muzyką sceniczną sprawiły, że wielka kompozytorka nie zwróciła uwagi na nowe zasady kreacji tańca nowoczesnego. Muzyka "Pożądania" jest bardzo taneczna, znakomicie nadaje się do stworzenia widowiska baletowego. Po utwór ten sięgnęłoby z pewnością wielu choreografów, gdyby na przeszkodzie nie stanęło gotowe libretto, czy - chociażby - sam tytuł dzieła, sugerujący przebieg akcji tanecznej.
Chyba więc słusznie postąpił młody, utalentowany choreograf - Jerzy Makarowski - że, nie umiejąc poddać się sugestii libretta, układ choreograficzny "Pożądania" podporządkował wyłącznie pięknej, logicznej i zwartej muzyce Grażyny Bacewicz. Słusznie też postąpił Teatr powierzając choreografię młodemu artyście, który wolał zachować dla sceny muzykę, niż - za cenę muzyki i układu choreograficznego - zachować wierność tekstowi literackiemu. W przeciwnym wypadku dzieło Grażyny Bacewicz musiałoby czekać latami na choreografa, który potrafiłby zrealizować na scenie i muzykę, i libretto. A niełatwo jest pozostać wiernym nawet tytułowi utworu: "Pożądanie" nie jest przecież miniaturą baletową, którą znacznie łatwiej byłoby opracować na zadany temat. Spektakle prapremierowe w wyjątkowych tylko wypadkach wolne są od błędów. Do dobrych obyczajów scenicznych należy doskonalenie spektaklu po pierwszym przedstawieniu. Wydaje mi się więc, że warto by wyretuszować motoryczne ruchy tancerzy, zbyt dosłownie przenoszących na scenę motorykę niektórych fragmentów muzyki że należałoby przemyśleć raz jeszcze zbyt ruchliwe światła, niezręcznie ukazujące strukturę dekoracji lub nurzające piękny i niejednokrotnie oryginalny ruch tancerzy w tandetnej czerwieni reflektorów.
Muzyka Grażyny Bacewicz jest bardzo teatralna, ale też i niełatwa dla inscenizatorów. Realizację "Pożądania" uważam więc za wspólny sukces wszystkich wykonawców. Wszystkich bez wyjątku, ponieważ nawet partie solowe podporządkowane zostały harmonii ruchu zbiorowego, harmonii interesującego, nowoczesnego widowiska baletowego. Kontrowersyjne i szeroko dyskutowane połączenie w jednym wieczorze prapremiery polskiego utworu z baletem Igora Strawińskiego wydaje mi się i słuszne, i w pełni uzasadnione. "Pietruszka", po niełatwym bynajmniej "Pożądaniu", przynosi odprężenie, przenosi w katarynkowy świat jarmarcznych, choć przecież lirycznych, wydarzeń.
Uroczą, ludową bajkę baletową Strawińskiego obejrzeliśmy w choreografii Leona Wójcikowskiego, opartej na układzie Fokina. Balet ten, w cudownej - również nawiązującej do tradycji - scenografii Andrzeja Majewskiego może stać się wspaniałą lekcją umuzykalniającą dla naszej publiczności. Gdyby tak jeszcze choreograf zechciał zrezygnować z teatralnej kurtyny, przerywającej niepotrzebnie bieg akcji - o ileż sympatyczniejsze są ,,jarmarczne" kurtynki malowane przez Andrzeja Majewskiego. Byłbym skłonny darować jednej z nich nawet martwe, papierowe "okno" nie tknięte ręką malarza.
W "Pietruszce" znów z satysfakcją mogliśmy podziwiać prześliczny taniec Elżbiety Jaroń w roli Baleriny; efektowną kreację z niewielkiej roli Tancerki ulicznej umiała stworzyć Barbara Sier; niemal pantomimiczna rola "Pietruszki" stała się kolejnym sukcesem aktorskim i tanecznym Witolda Grucy. Leonowi Wójcikowskiemu zawdzieczamy piękne, poetyckie widowisko baletowe. Ciekawe, swoją drogą, czy teatry nasze potrafią skorzystać z powrotu do Polski tego artysty, z jego fenomenalnej pamięci i, świetnej znajomości układów, stanowiących klasyczny dorobek baletu nowoczesnego. Wielką zasługą Teatru Wielkiego jest również to, że na swej scenie potrafi korzystać z talentu zarówno najmłodszych jak i najstarszych naszych choreografów.