Artykuły

Legenda Pietruszki i efekty Pożądania

Dobrze się stało, że "Pietrusz­ka" znalazł się znowu w reper­tuarze warszawskiego baletu. Znakomite dzieło Igora Strawińskiego związane jest z historią Baletów Rosyjskich Diagilewa. Stanowiło jedną z najlepszych pozycji słynnego zespołu, ze względu na nowatorskie wów­czas koncepcje teatru baletowego, także dzięki świetnej interpreta­cji rewelacyjnych tancerzy ro­syjskich. Kreacją roli Pietruszki wsławił się Wacław Niżyński, światowej sławy tancerz polskie­go pochodzenia, a wśród wyko­nawców tej postaci wyróżniał się znakomity Leon Wójcikowski, również polski tancerz o świa­towym rozgłosie.

Właśnie Wójcikowski wznowił aktualnie "Pietruszkę" z zespo­łem warszawskim. Jest to druga realizacja tego baletu w podobnych okolicznościach. Przed nie­spełna dwudziestoma laty, z oka­zji jubileuszu 40-lecia swojej pra­cy artystycznej Wójcikowski przedstawił również "Pietruszkę" na warszawskiej scenie. Poprzednia realizacja odbyła się jednak w korzystniejszych warunkach, jakie stwarzała mniejsza i bar­dziej "przytulna" scena Romy. Olbrzymi metraż sceniczny Tea­tru Wielkiego wymagał umiejęt­nej adaptacji tego widowiska. Gdyby to ode mnie zależało, nig­dy nie pozwoliłabym wznowić "Pietruszkę" na tak obszernej scenie bez odpowiedniego retuszu inscenizacyjnego. Aktualne przed­stawienie baletu może pobudzić wyobraźnię widza, znającego "Pietruszki" na tak obszernej dla publiczności, która później wkroczyła do świątyni teatru jest to spektakl nieco martwy i tro­chę anachroniczny.

Realizując "Pietruszkę" w sposób pozbawiony troski i najwyższej sta­ranności wyrządzono krzywdę nie tyko tradycjom polskiego baletu, ale sztuce baletowej w ogóle. Legenda "Pietruszki" mocno bowiem przy­bladła w takiej wersji spektaklu, cho­ciaż sam Wójcikowski mógł się obronić siłą swej sławy. Należało zdać sobie sprawę, że fenomenalna pamięć naszego wielkiego tancerza ogranicza się do pamięci ruchu, tudzież interpre­tacji tanecznej. Nad całością realiza­cji spektaklu czuwać powinna była grupa konsultantów na tyle kompe­tentnych, by dotąd wyrzucać do ko­sza projekty scenografa, dopóki nie stworzyłby on baletowi oprawy dają­cej odpowiedni klimat w każdym ob­razie, z pewnością za całą grupę mógł wystarczyć jeden kierownik ba­letu, lecz o wysokiej kulturze ogól­nej.

Wójcikowski wznowił "Pie­truszkę" według oryginalnej cho­reografii Michała Fokina. W cza­sach prapremiery baletu, czyli ponad sześćdziesiąt lat temu, fol­klor tańca rosyjskiego stanowił oszołamiającą egzotykę. Dzisiaj, po latach nasycenia folklorem, widz innym okiem spogląda na widowisko. I należało tę sprawę dokładnie przemyśleć w czasie realizacji "Pietruszki". Tańce czo­łowych postaci pod względem technicznym nie stwarzają obec­nie dla tancerzy wielkich proble­mów. Osobną sprawą będzie wy­pracowanie szczegółów, co świad­czy o klasie interpretacji. I w tym wypadku, zwłaszcza jeżeli chodzi o rolę Baleriny, należało przyjść z pomocą tak utalento­wanej tancerce, jaką jest Elżbie­ta Jaroń. Stronę techniczną inter­pretacji ma ona świetnie opraco­waną, lecz grę mimiczną chyba nieświadomie wzoruje na fał­szywym przykładzie. Dopiero kie­dy kłania się po spektaklu uka­zuje twarz swobodnie uśmiech­niętą, pełną uroku. Dobrą mimikę ma natomiast Zbigniew Strzałko­wski tańczący rolę Maura. Witold Gruca wydał się dziwnie nieswój, odtwarzając partię o tak wielkich tradycjach interpretatorskich, ja­ką jest tytułowa rola Pietruszki.

W zestawie wieczoru baleto­wego "Pietruszka" został umiej­scowiony w drugiej części, co jest o tyle niekorzystne, iż wiele osób może opuścić teatr po pierwszej połowie spektaklu, zmęczonych nudą wypełniającą puchar "Pożądania". Ten balet Grażyny Bacewicz jest ostatnim, skomponowanym przez nią utwo­rem. Został opracowany według sztuki Pablo Picassa "Pożądanie schwytane za ogon". Libretto przygotował Mieczysław Bibrowski. Jak zastrzegła się kompozytorka, sztuka znanego malarza była zaledwie pretekstem do powstania dzieła, Bacewiczównę zaciekawiła jej absurdalna treść, postanowiła więc stworzyć balet analogiczny, o podobnie absurdalnych efek­tach w akcji scenicznej. Środki warsztatu muzycznego i choreo­graficznego nie są bowiem w sta­nie oddać wirtuozerii skojarzeń słownych.

Choreograf, Jerzy Makarowski, po­traktował jednak cała rzecz bardzo serio, dopiero w zakończeniu zdoby­wając się na dowcip. Efekt z nadbu­dowaniem u głównego bohatera woreczka mosznowego za pomocą pacz­ki waty był dosyć humorystyczny. Zwłaszcza w zestawieniu z martyro­logią ducha, jaką tancerz miał przed­stawiać w ciągu spektaklu. Choreo­graf przedstawił kolekcję zdjęć i re­produkcji z wszystkich znanych bale­tów, jakie oglądaliśmy w ciągu ostat­nich lat. Najbardziej niepokojącą sprawą było jednak wrażenie, że Ma­karowski nie czuje muzyki, jej kli­matu ani emocji dość wyraźnie zaz­naczonych w utworze Bacewiczówny. Przeszkodę w należytym rozwoju na­szych młodych choreografów stanowi brak codziennych kontaktów z war­sztatem wybitnych fachowców.

Wykonując główną partię w "Pożądaniu" Dariusz Blajer zapo­wiada się ciekawie, dobrze się prezentuje w tańcu Renata Smukała. Andrzej Majewski wydaje się być nieco zmęczony eksplo­atacją znakomitych pomysłów scenograficznych. W sumie balet jest za długi, gdyby go skrócić, wybrawszy co najlepsze, i dopra­wić czytelną myślą przewodnią, widowisko stałoby się zupełnie strawne. Pod względem muzycz­nym oba balety zostały starannie opracowane przez Mieczysława Nowakowskiego, chyba sympatyka sztuki baletowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji