Artykuły

Narodowy na uchodźctwie

Nie wszyscy Polacy zdążyli zjeść zupę, gdy ogłoszono, że "Rewolucja.." się zaczyna. Mała grupka, oderwana od wliczonego w cenę biletu lunchu powędrowała za ściankę w położonym nad barem Lanigan's Theatre Upstaris (teatr na pięterku), by na godzinę przenieść się w koszmar polskiej transformacji - pisze Joanna Derkaczew w felietonie dla e-teatru.

Kasia Lech, jako Wiktoria z "Rewolucji balonowej" Julii Holewińskiej wyciągała z pudełka pomięte historyjki z gumy Donald, wykrzywione puszki po zagranicznych napojach, zeszyty z wrażeniami z pierwszej podróży na zachód. Śmietnik pięknych marzeń, które zamieniły się w zawstydzające wspomnienia zalewał maleńką scenę, a aktorka, walcząc z napierającymi z tyłu kolorowymi balonami opowiadała o rozczarowaniu wszystkim, co przyniósł nowy, porewolucyjny świat. Szkolne wycieczki do MacDonald's zamiast do muzeum. Rosnące rachunki zamiast bezpieczeństwa socjalnego. Zwariowani, rozwiedzeni rodzice-dorobkiewicze zamiast wspierających rodziców-autorytetów.

Fakt, że Kasia Lech mogła grać sztukę po polsku, to sprawka dyrektora Theatre Upstairs Karla Shielsa. Shiels podobnie, jak Tomasz Karolak, po latach sukcesów na scenie i na ekranie postanowił założyć teatr, działający niemal charytatywnie. Umożliwia debiuty młodym artystom, promuje nowe teksty, za bilety pobiera symboliczne (jak na irlandzkie warunki) 10 Euro (w przypadku spektakli w porze lunchowej wliczony jest w to poczęstunek). Przed każdą premierą wychodzi do widzów w czarnym płaszczu, podkreślającym mocną opaleniznę i pieszczotliwym głosem grozi wszystkim, którzy nie wyłączą telefonów piekielnymi konsekwencjami.

Od września wprowadził na swojej małej scenie "Polskie soboty".

- Uwielbiam polskich widzów, mają zupełnie inne podejście do teatru niż Irlandczycy - mówi Shiels. - Dla Polaków to coś odświętnego i ważnego, przychodzą wystrojeni, w garniturach. Wspaniale reagują, wychodzą rozdyskutowani. W zeszłym roku wystawialiśmy "Fazę Delta" Radosława Paczochy, świetne doświadczenie, nie mogłem się odczekać, by spróbować z czymś nowym.

Ani "Faza Delta" ani "Rewolucja Balonowa" nie powstałyby jednak wcale, gdyby nie Polish Theatre Ireland. Jego współzałożycielka Anna Wolf jako studentka Uniwersytetu Adama Mickieicza w Poznaniu zainteresowała się dramaturgią irlandzkiej pisarki Mariny Carr. Odwiedziła zieloną wyspę i w 2007 roku przeniosła się do Irlandii na stałe, znajdując pracę w w monitorującej media firmie MediaHub. Za namową znajomej malarki szybko wróciła jednak do zainteresowania teatrem. Tym razem jednak teatrem polskim. Nawiązała kontakt z osiadłymi w Dublinie polskimi aktorkami: Alicją Jankowską-Ayres (zaczynała w gdańskim Maybe Theatre Company, występowała m.in. na scenie narodowego teatru Abbey), Kasią Lech (absolwentka wrocławskiej PWST, doktorantka University College Dublin). Przetłumaczyła na angielski, wyreżyserowała i wyprodukowała spektakl "Zapach czekolady" Radosława Paczochy, który w 2010 roku wystawiono w małym, przyjaznym Focus Theatre. Rok później Polish Theatre Ireland znalazł się w programie Absolut Fringe Festival z opartym na recytowanej w sześciu językach emigracyjnej twórczości Miłosza "Chesslaugh Mewash". Organizowała czytanie nowych, tłumaczonych polskich tekstów w alternatywnych klubach (polsko-litewska noc "Freedom LTD") i galeriach ("Bubble Revolution" w prowadzonym przez Monikę Sapielak Centre for Creative Practices). W końcu w lipcu PTI wprowadził na afisz najważniejszego ośrodka teatralnego Project Arts Centre "Foreign Bodies (Ciała obce)" Julii Holewińskiej. Wszystko to przy minimalnym dofinansowaniu z Ambasady Polskiej, konieczności wykładania własnych pieniędzy i prowadzeniu prób w opuszczonym kościele przy ośrodku dla osób wychodzących z uzależnienia, Wisdom Centre.

PTI nie zawsze ma szczęście do reżyserów i ich pomysłów inscenizacyjnych, którzy często prezentują polskość w sposób plakatowy lub hermetyczny i niezbyt interesujący dla publiczności irlandzkiej. Ich działania jednak doprowadziły do wypromowania wielu świetnych tekstów i stworzenia dla Polaków w Irlandii alternatywy wobec propozycji bardziej zasiedziałych ośrodków polonijnych. PTI nie tworzy polskich enklaw, ale wychodzi w najbardziej widoczne i tętniące życiem miejsca, ciągnąc za sobą widzów, którzy sami nigdy by może nie poczuli by się u siebie w Project Arts Centre czy Theatre Upstairs.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji