Artykuły

Warszawa. "Listy na wyczerpanym papierze" w Polskim

- Najgorętsze listy Agnieszki pochodzą z okresu, kiedy związek już się sypie - mówi Lena Frankiewicz, która przygotowuje spektakl "Listy na wyczerpanym papierze".

Zapis miłosnej korespondencji między Agnieszką Osiecką a Jeremim Przyborą stał się kanwą bestsellerowej książki Magdy Umer "Listy na wyczerpanym papierze". W najbliższą sobotę premiera spektaklu o tym samym tytule na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego.

Lena Frankiewicz, aktorka i reżyserka, absolwentka PWST w , ukończyła też szkołę muzyczną II stopnia na fortepianie, a wokal jazzowy szkoliła we Wrocławskiej Szkole Jazzu u Grażyny Łobaszewskiej. Od 2009 r. jest aktorką Teatru Studio, gdzie zagrała m.in. Izabelę w "Wichrowych Wzgórzach" w reż. Kuby Kowalskiego, a ostatnio Aishę w "Koniec to nie my" w reż. Marcina Libera. "Każdy spektakl z jej udziałem dostaje od recenzentów ocenę zawyżoną o co najmniej trzy gwiazdki: po jednej za każdą nogę" - pisał o Lenie Frankiewicz krytyk teatralny Łukasz Drewniak.

Jako reżyserka zadebiutowała spektaklem "60/09" w Teatrze Wytwórnia w 2008 r. na podstawie scenariuszy polskich filmów z lat 60., z muzyką na żywo. Spektaklem "Listy na wyczerpanym papierze" powraca do klimatu lat 60. i do jazzowania w teatrze.

Rozmowa z Leną Frankiewicz, reżyserką spektaklu

Anna Szawiel: Magda Umer, autorka wyboru listów, przyjaciółka Osieckiej i Przybory, o ich romansie dowiedziała się po latach, książka "Listy na wyczerpanym papierze" wyszła w 2010 r. Jak ty trafiłaś na tę korespondencję?

Lena Frankiewicz: O tym, że listy będą wydane, dowiedziałam się z artykułu Grześka Sroczyńskiego w "Wysokich Obcasach". Wzięło mnie strasznie, tekst był chwytający za serce, ale nie czułostkowy. Książkę przeczytałam zaraz potem, jednym tchem, właściwie nie wychodząc z łóżka. Poczułam, że to szansa i dla mnie, i dla widzów. Bo każdy chociaż raz w życiu mocno kochał. I każdemu chociaż raz w życiu z tego kochania nic nie wyszło.

Uwodzą cię tragiczne historie?

- Nie tragiczne. Ludzkie, nieuniknione, smutne. Ale ten smutek jest podszyty urokiem.

Jak udało ci się uzyskać prawa do tekstu?

- Zapytałam Magdę Umer, czy to jest w ogóle zasadne. Powiedziała, żebym się spieszyła, bo jest wielu chętnych, i skierowała mnie do Andrzeja Seweryna, który myślał o wystawieniu tego tekstu. Scenariusz musiał też przejść przez akceptację spadkobierców.

Przeszedł bez większych uszczerbków?

- Tak, tak to nazwijmy. Im zależało, żeby nie robić z tego plotkarskiej historii. Że dwójce wyjątkowych ludzi przydarzyło się wyjątkowe uczucie, ale musieli przejść z nim przez taki sam schemat jak każdy z nas. Burza hormonów, zauroczenie, superseks, jakaś taka egzaltacja nawet, do tego w ich przypadku - intelektualna. Fenomen tego uczucia tkwi w tym, że to była pożywka dla ich twórczości literackiej. To mnie kręci. Nie interesuje mnie, jak im było w alkowie, chociaż było im, z tego co piszą, niekiepsko.

Agnieszki będą dwie i Jeremich będzie dwóch. Dlaczego?

- Bo to jest historia wielu par. Gdyby był większy , to byłyby trzy pary. Ale też wykrystalizował mi się pewien pomysł. Jest forma zewnętrzna człowieka i to, co z nim się dzieje w środku. Pomyślałam, że ciekawie jest to rozbić na dwie postaci: patrzysz na dwójkę aktorów, ale widzisz jedną osobę. Jeden jest lewą półkulą mózgową, a drugi prawą. To jest ta nasza dwoistość. Agnieszka to zawsze podkreślała. Byłą Wagą, tak jak ja. Jak przeczytałam, że się w październiku gdzieś tam koło mnie urodziła, to miałam takie: "Aha, no tak...".

Czujesz pokrewieństwo?

- "Przeszkadza mi czułość" - tak mówiła, ja tak zatytułowałam moją notkę w programie do spektaklu, bo jest mi to bliskie. Lęk przed przywiązaniem, takim bezkrytycznym, ale też ogromna potrzeba czułości. To, o czym mówi Holly w "Śniadaniu u Tiffaniego" - niezgoda na zamknięcie w klatce, choćby złotej. Kiedy Agnieszka czuła, że ktoś chce ją "zawłaszczyć", to pakowała manatki.

O związku z Przyborą powiedziała, że pierwszy raz czuje się czyjaś.

- Ale korespondowała w tym czasie też z innymi mężczyznami. Rzucała się w trudne sytuacje, bo dzięki nim pisała. Nasza kondycja artystyczna ma się najlepiej, kiedy mamy zranione ego i miłość własną. Oni też się poranili nawzajem. Szczególnie ona jego. Do końca życia opowiadał Magdzie Umer, jak ona go męczyła, oszukiwała, bawiła się nim. Ale zaraz zaznaczał, że nie żałuje ani jednej chwili tego romansu. To uczucie najpiękniej kwitło w tych listach i piosenkach. Razem w mieszkaniu na Pradze wytrzymali miesiąc. Bo ona nie sprzątała, a on jadł śniadanie dwie godziny i "nie umiał naprawiać samochodów ani niczego". Codzienność nie daje szans takiemu uczuciu.

Agata Passent powiedziała: "Udane małżeństwa, jak by się nie wysilały, takich listów nie stworzą".

- Najgorętsze listy Agnieszki pochodzą z okresu, kiedy związek już się sypie. Bo trzeba pamiętać, że na początku to on zwariował. Miał małe , był żonaty. Ona była świeżo po rozwodzie z Wojtkiem Frykowskim, nie traktowała nowego związku poważnie. Dopiero kiedy przeciągnęła strunę, wyjechała do Szwecji, a on się na nią wkurzył, rzucił słuchawką. Wtedy jej zaczęło zależeć. Ja to rozumiem, mam tak samo. Ten spektakl to pretekst, żeby przepracować jakieś własne historie, tęsknoty.

Na filmowych tęsknotach oparty był twój debiut reżyserski "60/09" w Teatrze Wytwórnia w 2008 r. Fragmenty "Niewinnych czarodziejów", "Pociągu", "Do widzenia, do jutra" wrzuciłaś w teatralną przestrzeń. Chyba jednak nie jest to przypadek, że znów porusza cię historia ludzi, którzy żyli w innych czasach. W których oni sami czuli się trochę "niedzisiejsi".

- Powstają teraz dobre . Ale które z nich mają taki dowcip i polot jak te Przybory czy Osieckiej? Czytasz i myślisz: jakie to jest wspaniałe. Nikt już nie pisze listów. Są wprawdzie maile i SMS-y, z niektórych można byłoby zrobić niezły spektakl, ale mnie pociągnął cały ten kontekst telegramów, operacja "międzymiastowa" czy "międzynarodowa". Jestem sentymentalna. Ktoś mógłby powiedzieć nawet egzaltowana. Mam to w nosie. Taka jestem.

Nadal uważasz, że szkoda, że nie powstają takie filmy jak "Pociąg" Kawalerowicza?

- Świat idzie do przodu. Widziałam ostatnio "Dziewczynę z szafy" Bodo Koxa, która mnie zachwyciła. Choć filmy Morgensterna, Kawalerowicza, Wajdy mnie ukształtowały i nie wypieram się tego.

Muzyka wpływa na twoje pomysły reżyserskie, twój sposób ?

- Muzyka jest tkanką, bez której nie byłoby tego mojego teatru. To pewnie wynika z tego, że jestem po 12 latach szkoły muzycznej i że w dzieciństwie u mnie w domu słuchało się bardzo dużo muzyki. Elli Fitzgerald, Komedy. Potem był fortepian. Szkoła muzyczna uczy dyscypliny. Dlatego teraz się aktorzy śmieją, że jestem Helgą albo Możdżerzycą. Jestem strasznie wyczulona na dźwięk. Nawet jak się uczę tekstu, to zapamiętuję też tekst partnera, jego melodię. Jestem słuchowcem, nie jestem wzrokowcem. U mnie idzie przez ucho. Obrazem myśli Melania Muras, scenografka, i Natalia Bucior, która zrobiła do "Listów..." fantastyczne projekcje.

Co będzie w tych projekcjach?

- Zdjęcia Agnieszki i Jeremiego z różnych okresów, ale włożone w zupełnie inny, autorski kontekst. W listach Jeremi pisał: "Zobaczysz, będziesz ryta na monetach profilem" i mamy taką projekcję z Osiecką na monecie. W tym roku NBP tłoczy monetę z Osiecką. Jak się dowiedzieli, że robimy spektakl, to się do nas zgłosili.

Na scenie będzie peron z budką, rekwizyty: grzebień, jajko, wódka, wuzetki -wszystko z papieru.

- Oczywiście, bo "wyczerpany papier", ale też chciałam, żeby wszystko było wymyślone, nieprawdziwe, niedosłowne.

Zaprosiłaś też do współpracy Agnieszkę Wilczyńską, wokalistkę jazzową.

- Okazało się, że równolegle przeczytałyśmy książkę Magdy Umer i zaiskrzyło, żeby to robić razem. Poza tym jest moim zdaniem jedną z lepszych wokalistek jazzowych, pięknie śpiewa po polsku. Drugą Agnieszkę gra Lidia Sadowa, której jestem fanką. Ma magnetyzującą energię. Nawet jeśli na scenie jest kilkanaście osób, nawet jeśli ona akurat siedzi tyłem, to patrzy się właśnie na nią. Jeremich grają Paweł Ciołkosz i Rafał Królikowski. Obaj mają nieprzeciętną charyzmę i każdy układa tę narrację Jeremiego w zupełnie inny sposób niż kolega.

W spektaklu usłyszymy piosenki m.in. "Na całych jeziorach ty" i "SOS".

- Michał Tokaj napisał aranżacje, bardzo dotkliwe. Muzyka jest właściwie cały czas, nie tylko w piosenkach, lecz także we fragmentach listowych. Cisza, pauza pojawiają się bardzo rzadko i dzięki temu dużo znaczą. Na przykład kiedy Tokaj gra "W kawiarence sułtan". Bardzo się pilnuję, żeby to przedstawienie nie było sentymentalne, ale chyba mi nie wyjdzie niesentymentalnie.

Teatr Polski "Listy na wyczerpanym papierze". Reżyseria i scenariusz: Lena Frankiewicz, współpraca literacka: Grzegorz Sroczyński, dekoracje i kostiumy: Melania Muras, reżyseria światła: Katarzyna Łuszczyk, opracowanie muzyczne: Michał Tokaj, występują: Lidia Sadowa, Agnieszka Wilczyńska, Paweł Ciołkosz, Rafał Królikowski. Premiera 21 września na Scenie Kameralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji