Artykuły

Zderzenie, którego nie było, a jednak się wydarzyło

12 czerwca w późnych godzinach popołudniowych w Ciechanowie w okolicy ulicy Strażackiej miało dojść do zderzenia. Na deskach Teatru Exodus zderzyć miały się dwie sztuki, dwie lokomotywy, dwa hermetyczne i klaustrofobiczne światy. Do zderzenia jednak nie doszło a może jednak doszło?

Ale zacznijmy od początku. Dwa dni wcześniej obchodzący 10-lecie istnienia ciechanowski Teatr Exodus uczcił swój jubileusz wystawieniem remake witkiewiczowskiego "Wariata i zakonnicy", którym debiutował przed laty w zupełnie innym składzie. Grająca tytułową zakonnicę Anna Goszczyńska siedziała wówczas na widowni i nawet nie przypuszczała, że kiedyś włoży habit i znajdzie się po drugiej stronie. Jest w tym coś symbolicznego, ponieważ w teatrze Katarzyny Dąbrowskiej "druga strona" nigdy nie jest oddzielona grubą kreską, widownia bywa sceną, a scena widownią, widz aktorem, aktor widzem, natomiast widz zasysany jest do wnętrza witkiewiczowskiego świata jeszcze przed wejściem na salę i zajęciem swojego miejsca.

"Wariat i zakonnica" to świat pokazany jako dom wariatów. Ale w tym świecie tylko po strojach i swobodzie dostępu do pozaprzestrzeni możemy odróżnić nominalnego "wariata" od nominalnego "normalnego". Bo już na pewno nie po subiektywnej percepcji zachowania i postępowania poszczególnych postaci. Broniący swej indywidualności wyrastającej ponad miernotę ogółu poeta Mieczysław Walpurg, zagrany przez Konrada Gortada bardzo nowocześnie i przekonująco nawet dla współczesnego młodego widza, jest bardziej racjonalny niż lekarze (Radosław Wiernicki i Karolina Klepańska), a w szczególności jeden z Posługaczy (Cezary Kaźmierski), który złośliwie i nieadekwatnie reaguje na jego prowokacje (motyw stanowiący dla mnie genialną parodię sceny odbicia Jurka Kilera z transportu więziennego przez gangsterów "Siary" przebranych za funkcjonariuszy służb specjalnych z kultowej komedii "Kiler").

Czoła chylę również przed sugestywnym oddaniem przez aktorów (Monika Gierczak, Bożena Zagórska-Arumińska, Sylwia Rybacka, Kaja Kamińska i demoniczna jak zwykle Agata Zakrzewska) tego, co niegdyś mieściło się pod łacińskim pojęciem dementia praecox, czyli realistycznie odtworzonymi zachowaniami charakterystycznymi dla psychotycznych depresji, natręctw, schizofrenii, czy zaburzeń autystycznych, skatalogowanych niegdyś z braku wiedzy pod wspólną nazwą otępienia wczesnego. Na trwałe w pamięci pozostanie jeden obraz pensjonariuszy - zbiór indywiduów poruszających się po scenie, każde według własnego planu, nie połączonych ze sobą niczym, co mogłoby być zalążkiem grupy, społeczeństwa dążącego do wspólnych celów. Całości towarzyszyły dźwięki "Ody do radości" z IX symfonii Beethovena, czyli unijnego hymnu, a ja ze smutkiem zdałem sobie sprawę, że oto patrzę na pogrążoną w kryzysie Unię Europejską, której szczytne założenia oparte na powszechnej równości i standaryzacji pozostaną na zawsze w świecie mrzonek. Wrażenie zatarcia granicy pomiędzy światami normy i dewiacji potęguje iście gogolowska puenta, utwierdzająca widza w przekonaniu, że obserwują samych siebie i siebie poddają psychoanalizie. Przed oczami stanął mi obraz Marka Perepeczki, który na kilka tygodni przed śmiercią skierował do widzów zgromadzonych w sali ciechanowskiego CKiSz najsłynniejsze chyba słowa "Rewizora": I z kogo się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie!

Taki jest właśnie Witkacy! Każdy może go przyrządzać na swój sposób i tu mistrzem kuchni jest Katarzyna Dąbrowska, ale każdy może danie przez nią podane, na swój sposób przeżuwać i po swojemu smakować. Z Grocholą tak się nie da, nic Grocholi nie ujmując.

Wracając do 12 czerwca, wszystko zaczęło się jak w "Wariacie i zakonnicy". Podczas upływających minut zastanawiałem się, kiedy na scenę wjedzie "Szalona lokomotywa" zmiatając swoim impetem celę szpitala wariatów, szafki, łóżka, stolik, pensjonariuszy i personel. Zderzenie jednak nie nastąpiło. Świat lokomotywy stopniowo, prawie niezauważalnie wkraczał w świat szpitala psychiatrycznego. To było jak rozwój choroby umysłowej. Zrazu pierwsze, niewinne jeszcze symptomy, sporadyczne gwizdy lokomotywy, dźwięk głośników na peronie. Z każdą upływającą minutą obserwowany świat stawał się bardziej lokomotywą, a mniej szpitalem. Na naszych oczach Wariatka nr 4 (Bożena Zagórska-Arumińska) przeistoczyła się w Kierownika Pociągu, a Wariatka nr 1 (Agata Zakrzewska) - w Zofię Tengier. Później wszystko potoczyło się lawinowo, cela skurczyła się do rozmiarów wnętrza lokomotywy, zapłonął piec, buchnęła para, na scenę wkroczyły postaci innego dramatu, innego świata, które już zgodnie z innym scenariuszem mknęły w kierunku przeznaczenia - śmierci w katastrofie, ukazanej w malowniczym, sugestywnym, plastycznym zwolnionym tempie. Doszło tylko jedno skojarzenie, straszliwej katastrofy pod Smoleńskiem, która tak właśnie mogła wyglądać lub zupełnie inaczej. Przemiana się dokonała, dopełnił się los, ale nie było zderzenia dwóch dramatów a może jednak było? Wszak świat z perspektywy pędzącej lokomotywy wygląda inaczej niż z ziemi. Może oglądaliśmy dwa pociągi mknące ku sobie? Może cela szpitala psychiatrycznego mieściła się właśnie w pociągu nr 50, pędzącym wprost na szaloną lokomotywę, a Katarzynie Dąbrowskiej udało się je zderzyć właśnie w Ciechanowie, właśnie późnym popołudniem 12 czerwca w okolicy ulicy Strażackiej?

Kiedyś młody Teatr Exodus mógł zderzać swoje przedstawienia z wcześniejszymi i późniejszymi wykonaniami tych samych dramatów przez inne teatry. Dziś dojrzali aktorzy pod kierunkiem mistrzowskiej ręki Katarzyny Dąbrowskiej po raz pierwszy w historii wszechświata zderzyli ze sobą dwie sztuki Witkacego robiąc zamieszanie, o jakim nie śniło się samemu Mistrzowi.

Zupełnie tak jak ludzkość, która przed tysiącami lat zderzała ze sobą kamienne maczugi i żelazne miecze rozwiązując w ten sposób wszelkie spory, a dziś w podziemnym ośrodku pod Genewą zderza ze sobą hadrony próbując stworzyć bozon Higgsa, tzw. boską cząstkę, z której powstała cała otaczająca nas materia świata. Ośrodek badawczy pod Genewą jest osnuty mgłą tajemnicy i nierealny. Tak samo osnuty mgłą tajemnicy i nierealny jest Dom Wariatów "Pod Zdechłym Zajączkiem", miejsce akcji "Wariata i zakonnicy", ale jego pensjonariuszom nawet nie śni się, że mogą być Stwórcami. I co tu jest bardziej szalone? Lokomotywa, wariatkowo, Witkacy, czy nasz realny do bólu świat A.D. 2010?

Nie wiem. Nie wiem też co pomyślałby sobie siedzący na widowni Witkacy i czy potrafiłby odpowiedzieć na szkolne pytanie co autor sztuki miał na myśli, ale czuję, że byłby pod dużym wrażeniem. Wiem natomiast jedno, Teatr Exodus mknie jak szalona lokomotywa. Mknie we właściwym kierunku!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji