Artykuły

Nigdy nie bałam się życia

IRENA KOWNAS marzyła o podróżach. Udało się! Zwiedziła Afrykę, Daleki Wschód, Amerykę. - Bardzo lubię Nowy Jork. Doceniam to, co mam. Lubię jazz, interesuję się malarstwem, kocham literaturę.

Takich aktorek jak ona się nie zapomina. Felicja z "Nocy i dni" (jedyna kobieta, z którą Bogumił Niechcic jedyny raz zdradził swoją żonę Barbarę), Starzyńska - matka Jana Bohatyrowicza w "Nad Niemnem", Antonina Gorlicka w "Życiu Kamila Kuranta", Hanyszowa w "07 zgłoś się", a ostatnio Helena w "Plebanii".

Co roku całuje różę

Prywatnie Irena Kownas jest bezpretensjonalna, naturalna. Po 5 minutach rozmowy ma się wrażenie, że zna się ją całe życie. Zaraża energią i radością życia. Nie walczy z czasem, dlatego wygrywa. - Każdy wiek ma swoje plusy i minusy. Ale niezależnie od upływu lat, trzeba wierzyć w siebie, walczyć o szczęście, cieszyć się chwilą, wszystkimi codziennymi sprawami - wyznaje. - Nie patrzę wstecz. Nie żałuję. Miałam wspaniałe życie, nadal takie mam.

Urodziła się w Wilnie. Mama Helena zajmowała się domem. Ojciec, Stefan Kownas, profesor Akademii Rolniczej w Szczecinie, wybitny botanik, dendrolog. Park dendrologiczny w Szczecinie nosi jego imię, również tamtejsze gimnazjum. - I róża, rośnie w Ogrodzie Botanicznym w Powsinie. Każdego roku w dniu jego urodzin jadę do rosarium i całuję tę różę - mówi pani Irena. Miała szczęście urodzić się w ciepłym, kochającym domu. - To dla mnie wartość, coś, co daje mi silę. Dlatego nigdy nie bałam się iść naprzód. Wiedziałam, że jeśli się potknę, to mam gdzie wrócić. Mama zawsze traktowała mnie jak partnera. Dzięki niej czułam się mądra i dojrzała. Wykazywała zrozumienie dla tego, czego oczekuję i czego pragnę. Ojciec też poświęcał mnie i mojemu bratu dużo czasu. Świat ustalonych reguł pozwalał czuć się nam bezpiecznie - wyznaje pani Irena.

Gdy aktorka miała 5 lat, jej ojciec, wówczas asystent na wydziale biologii Uniwersytetu Wileńskiego, trafił do sowieckiego łagru w Workucie. Przewożony w towarowym wagonie, odłupał kawałek deski i wyrył gwoździem: "wiozą nas na daleką północ", wileński adres i wyrzucił na tory. Deszczułkę znalazł kolejarz i przyniósł żonie, pani Helenie. Wkrótce NKWD i ją aresztowało, osadzając w wileńskim więzieniu, później w Saratowie... a 15-letni brat Ireny, Jerzy, trafił na Łukiszki. Udawał wariata, to była rola jego życia, został wypuszczony. - Miałam 5 lat, zostałam z 75-letnią babcią, można sobie wyobrazić, jaką rozpacz czuła, ale nie załamała się. Pomagał nam sąsiad, kilkunastoletni Zbyszek Chmielewski. Przynosił jedzenie, chleb, trochę cukru, rąbał drewno na opał - mówi. Nie mogli wtedy przypuszczać, że los napisze im romantyczny scenariusz.

Po wojnie Zbyszek wyjechał do Lublina. Jakiś czas potem rodzice pani Ireny, cudem ocaleni z łagru, zdecydowali się na repatriację, zostawiając nad Wilią cały dorobek swojego życia. Zamieszkali w Toruniu. Zbyszek bywał tam u ciotki, ale los włączy się do akcji parę lat później. Gdy Irena wybrała się do krewnych w Warszawie, znajoma wilnianka powiedziała jej, że Zbyszek uczy się w szkole łączności w Zegrzu. Natychmiast wsiadła do autobusu i w tajemnicy przed rodzicami pojechała do niego. Zaskoczenie i radość! Zbyszek dostał przepustkę. Spacerowali, wspominali.

Los sprawił, że znowu rodzina Kownasów zmieniła miejsce zamieszkania. Wyjechali do Szczecina. Pan Zbigniew odbywał służbę wojskową w Marynarce Wojennej w Gdyni. Podjął też tam studia na Wydziale Transportu Morskiego. Pewnego dnia odwiedził panią Irenę w Szczecinie. Potem pisywali do siebie, aż nagle korespondencja się urwała.

Po maturze pani Irena zastanawiała się, co dalej? Zdecydowała, że pójdzie w ślady brata, który został aktorem. (Jerzy Kownas, wybitny aktor scen szczecińskich, zmarł 17 czerwca br., miał 85 lat). Złożyła papiery do warszawskiej PWST. Po szkole zmieniała teatry. Występowała w Olsztynie, Szcze cinie, potem związała się z warszawskimi scenami. Bywalcy do dziś pamiętają ją w sztuce VA miłość nigdy się nie kończy" Odona von Horvatha, jako Agafię w "Ożenku" Gogola i Orgonową w "Damach i Huzarach". - Telewizja też nie jest mi obca - śmieje się. Na szklanym ekranie zadebiutowała w tytułowej roli w spektaklu "Freja z siedmiu wysp" Josepha Conrada.

- Łza kręci mi się w oku, gdy wspominam pracę z cudownym duetem starszych panów: Jeremim Przyborą i Jerzym Wasowskim. Sam urok i szarm. Jakie ja miałam szczęście, że mogłam z nimi pracować - mówi. Popularność dał też jej kabaret Jerzego Kryszaka i Andrzeja Zaorskiego. - Grałam posłankę Danutę Waniek. Ludzie zatrzymywali mnie na ulicy i prosili o interwencję - śmieje się.

Co działo się w tym czasie w życiu pani Ireny i pana Zbyszka? Irena i Zbigniew założyli rodziny. Niestety, a może na szczęście, ich małżeństwa nie przetrwały próby czasu. Pewnego razu pan Zbigniew, już jako komandor marynarki wojennej, odwiedził w Szczecinie państwa Kownasów. Pani Irena akurat była u rodziców.

- W drzwiach zabłysnął żółto-pomarańczowy bukiet nagietek, a za nimi ukazał się Zbyszek w mundurze oficera - wspomina. W1979 roku wzięli cichy ślub, tylko w gronie najbliższych. - Miłość nie jest dana raz na zawsze. Każdego dnia o tym pamiętamy. Po 34 latach związku liczy się przyjaźń, lojalność, szczerość, wrażliwość na drugiego człowieka, szacunek dla drogi, jaką wybrał. Jesteśmy dla siebie partnerami - mówią.

Niedawno pani Irena dostała wspaniały prezent od losu. Po 10 latach przerwy powróciła na scenę. Gra w Teatrze Syrena w Warszawie w "Jesiennych manewrach" Petera Coke'a w reżyserii Krzysztofa Szustera. - Oy nie mam racji, mówiąc, że warto marzyć? - mówi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji