Artykuły

A niech was wszyscy diabli

Ledwie wziąłem kilka tygodni wakacyjnego urlopu od pisania felietonów dla "Przekroju", a już pojawili się harcownicy i maruderzy, którym podobałoby się zająć moje okopy. Ujawnili się na łamach miesięcznika "Teatr", który czytelników ma mniej niż przeciętny użytkownik portali społecznościowych. I dawaj, huzia na Józia, bo jakim to prawem dyrektor Instytutu Teatralnego pisze o teatrze? - pisze Maciej Nowak.

O żarciu, knajpach i dewiantach seksualnych - niech skrobie do woli, ale o teatrze - wolne żarty! Od tego jesteśmy my, zawodowcy, namaszczeni i w ząbek czesani. My, autorzy niepolityczni, obiektywni i kompetentni, których poglądy na teatr cechuje kompletna przezroczystość, doceniana nawet na łamach "Gazety Polskiej Codziennie".

Szczególnie naraziłem się wyrażaną również na łamach "Przekroju" diagnozą, że krytyka teatralna zdycha. Podobnie zresztą jak inne klasyczne gatunki prasowe. Gdy rozpoczynałem pracę w tej branży równo 30 lat temu, recenzentów była cała armia, działały przynajmniej trzy organizacje zawodowe, a wiele gazet zatrudniało nawet kilku autorów zajmujących się podobną tematyką. Ja sam debiutowałem w dzienniku postępowej młodzieży "Sztandar Młodych" u boku koleżanki Temidy L. (wówczas) Stankiewiczówny, która swoim niebanalnym stylem ozdabia obecnie wydania "Naszego Dziennika".

W pierwszej dekadzie III RP "Sztandar Młodych" już się zwinął, podobnie jak i kilkaset innych starych tytułów, w których publikowane były recenzje teatralne. W kolejnej - pomór tradycyjnych mediów się rozprzestrzenił, a krytycy teatralni zaczęli wystawiać swoje skromne warsztaciki pracy w muzeach etnograficznych na ekspozycjach poświęconych ginącym zawodom. Obok lutników, kaletników i garncarzy.

Jeżeli w pewnych kręgach panuje przekonanie, że to wszystko wina grubasa, bezbrzeżna duma mnie przepełnia. Jeff Bezos to przy mnie mały miki. Jemu zarzucają jedynie zamiar zniszczenia "Washington Post", podczas gdy ja winien jestem rzezi całej środkowoeuropejskiej krytyki teatralnej. W dodatku jest to akt samobójczy, bo jak słyszę, "Przekrój" w obecnej postaci przestanie wychodzić za kilka tygodni.

Sezon teatralny 2013/2014 jeszcze na przednówku, mało nowalijek wychyla się z jałowej gleby kończącej się kanikuły. Ja rozpocząłem skromnie, od wizyty w Teatrze WarSawy na czytaniu performatywnym "Morderczynie polskie", przygotowanym na podstawie książki Katarzyny Bondy, złożonej z rozmów z Polkami zbrodniarkami. Materiał wzięły na warsztat aktorki grupy artystycznej Teraz Poliż w reżyserii Marty Ogrodzińskiej-Miłoszewskiej. Dorota Glac, Adrianna Kornecka, Emanuela Osowska i Kamila Worobiej w ascetycznej scenicznej formie pokazały, że popkulturowa fascynacja złą kobiecością to podstępny erotyczny fetysz. Bo dziewczyny siedzące w więzieniach za zabójstwa swych partnerów, dziewczyny owładnięte chorobliwą zazdrością, dziewczyny nieumiejące okiełznać złości to zwykłe osoby z sąsiedztwa. Te same, które spotykamy w kolejce w sklepie, te, w których okna zaglądamy, kiedy przechodzimy osiedlową uliczką, te, które pchają wózek z dzieckiem w kierunku placu zabaw. Być może nie zwróciłbym uwagi na przedstawienie "Teraz Poliż", gdyby podobna tragedia nie otarła się też o moje otoczenie. Kiepski publicystyczny temat? Gazetowe emocje, jak chcieliby to widzieć poważni recenzenci w ząbek czesani? A niech was wszyscy diabli. To się dzieje naprawdę.

**

Autor jest teatrologiem, szefem Instytutu Teatralnego, smakoszem, autorem barwnych recenzji kulinarnych. U nas pisze o premierach teatralnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji