Artykuły

Życie warte życia

Święty spokój i prywatność. Sławomir Mrożek cenił to sobie ponad wszystko. Wiedziałem o tym. Nieśmiała myśl o wspólnym projekcie zrodziła się lata temu i do dziś czasem trudno mi uwierzyć, że to wszystko się wydarzyło... - pisze Paweł Chara w Przekroju.

POŻEGNANIE

CEZARY POLAK

Sławomir Mrożek bywał taki jak szwarccharaktery z jego utworów. Był narcyzem, melancholikiem i mizoginem, pił na umór, szpanował luksusowym autem, I być może dlatego potrafił opisać patologie współczesnego świata jak nikt inny. Karierę zaczął w "Przekroju". Po śmierci składamy mu hołd.

Na kanwie jego biografii można napisać bedeker - po Polsce, Europie, Ameryce, a także Bliskim Wschodzie oraz ZSRR. Ale nic byłby to przewodnik turystyczny, bo turysta podróżuje z zamiarem zwiedzania obcego państwa i powrotu do kraju. Mrozek wyjeżdżał nic po to, żeby zrelaksować się na obczyźnie, lecz po to, żeby uciec z ojczyzny albo z poprzedniego miejsca zamieszkania.

Jak na mistrza teatru absurdu przystało, urodził się później, niż zapisano w dokumentach - wpisując datę 29 września 1930 r., kancelista parafii w podkrakowskim Borzęcinie odmłodził go o trzy dni. W dorosłym życiu będzie opowiadał, że już gdy przychodził na świat, rzeczywistość była "jak z Mrożka", Jego ojciec, urzędnik pocztowy, wraz z kolejnymi awansami przenosił się z rodziną najpierw do Poroni na, a potem do Prokocimia.

Jak wspomina! autor "Tanga", wojna, okupacja! nazistowski terror (widział aresztowania sąsiadów, łapanki i brutalność niemieckich żandarmów) były wstrząsem, z którym nie mógł sobie poradzić. To wtedy uciekł po raz pierwszy - na razie mentalnie. Podczas gdy wielu pisarzy odreagowywało traumę wojenną na kartach książek, on nie chciał i nic potrafił. Na temat okupacji milczał prawic cztery dekady Dopiero w latach 80. wydał poruszający wojenną tematykę dramat "Pieszo".

Ku chwale Stalina

Pierwszą wielką ucieczkę Mrozek wcielił w życic jako nastolatek. Po wyprowadzce z domu tułał się po Krakowie. Rozpoczynał i rzucał studia (architekturę, sztuki plastyczne, orientalistykę). W 1950r. wygrał konkurs "Szpilek" na humoreskę. Na jego talencie poznał się poeta Adam Włodek, prominentna postać krakowskiego środowiska literackiego, ówczesny mąż Wisławy Szymborskiej. Włodek zlecił Mrozkowi napisanie reportażu o Nowej Hucie. 23 lipca 1950 r. tekst ukazał się na łamach "Przekroju". 20-letni autor spłodził dwustronicowy produkcyjniak w duchu epoki, w którym sławił junaków wyrabiających 700 proc. normy, przewodnią rolę Partii i ZSRR, ostrzegał przed wrogami klasowymi. W socrealistycznym zaczadzeniu trwał sześć lat. "On odszedł. Po wszystkie czasy zostanie Jego wielkość" - napisał po śmierci Stalina w artykule opublikowanym na łamach "Dziennika Polskiego". Przejrzał na oczy po odwilży październikowej.

W opublikowanym w paryskiej "Kulturze" eseju "Popiół? Diament?" (1983 r.) egzorcyzmował się z komunistycznego zaangażowania. Tłumaczył, że dał się uwieść marksistowsko-leninowskiej wizji szczęśliwego społeczeństwa ze zintensyfikowanej doświadczeniem wojny tęsknoty za normalnym życiem.

Kariera z "Przekroju"

Wróćmy do lat 50. Drogą do ideologicznego oczyszczenia, a także trampoliną kariery literackiej Mrożka okazał się "Przekrój". W siermiężnej peerelowskiej urawniłowce wydawniczej redagowany przez Mariana Eilego tygodnik był oknem na świat, pismem, które przeciwstawiało się prymitywizmowi ówczesnego polskiego życia kulturalnego, sterowanego przez partyjnych czynowników.

Do literatury trafił poprzez działalność dziennikarską. "Nieprzypadkowo zapewne debiut Mrożka tak ściśle wiąże się z Przekrojenia. Dzięki temu Mrozek od razu znalazł się w nurcie, który kształtował oblicze nowej kultury, popularyzując rodzime osiągnięcia sprzed wojny, a także współczesną sztukę, styl życia i literackie mody z Zachodu" - napisała Halina Stephan w monografii "Mrożek".

Od 1956 r. zamieszcza w "Przekroju" cykle felietonów i nowelek "Ze sztambucha intelektualisty" oraz "Przez okulary Sławomira Mrożka". Sześć lat później publikuje prześmiewcze historyjki rysunkowe "Polska w obrazach", "Polak w Paryżu" i "Pamiętnik". Największy rozgłos przyniósł mu trzeci z kolei cykl - wydany także w formie książkowej - na który składały się pozbawione ornamentów, minimalistyczne rysunki, opatrzone lapidarnymi podpisami. Ich bohaterowie, naszkicowane grubą kreską ludziki, odgrywali rozmaite role i sytuacje ilustrujące polskie przywary i stereotypy narodowe.

Po Krakowie krążą plotki o samotniczym trybie życia Mrożka. Że w Domu Literatów przy Krupniczej, gdzie dostał kwaterę, pracuje w rękawiczkach, bo nie chce mu się palić w piecu. Że wychodzi z mieszkania tylko w sprawach zawodowych albo żeby coś przekąsić.

"Era Mrożka" w "Przekroju" skończy się w 1968 r., po tym jak autor opublikuje na Zachodzie list protestacyjny przeciwko wkroczeniu wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji. Nazwisko Mrożka wyleci ze stopki redakcyjnej, a jego proza i sztuki teatralne trafią na indeks.

Jestem alkoholikiem

Od pięciu lat Sławomir Mrozek jest na wielkim "gigancie". W 1963 r. wyemigrował do Włoch - zamieszkał w miasteczku Chiavari na Riwierze. Napisze tam "Tango" (1964), które wprowadzi go na światowe salony i da mu drugie miejsce (po Fredrze) w klasyfikacji autorów najczęściej wystawianych między Odrą a Bugiem. Jest zapraszany, inscenizowany i fetowany w Europie i Ameryce. Mężnieje - także w sensie fizycznym. Zapuszcza wąsy, które do końca życia będą jednym z dwóch nieodłącznych elementów jego wizerunku. Drugim są kapelusiki i kaszkiety, pod którymi ukrywa rysującą się łysinę. Wkrótce z premedytacją ogoli się na łyso.

Zbiera laury po "Tangu" i pogrąża się w depresji - egzystencjalnej i twórczej. "Biada ci, jeśli napiszesz coś, co odniesie sukces. Nigdy się potem z tego nie wygrzebiesz. Będą ci to wypominali do końca życia i zamienisz się w konia, co musi biegać coraz szybciej" - powie po latach. Zazdrości sukcesów Haroldowi Pinterowi. Pije. "Jestem do pewnego stopnia alkoholikiem. Stałem się nim tak, jak zostaje się alkoholikiem, nieznacznie, chyłkiem, nie mówiąc sobie bynajmniej, że się nim jest. Poznaję po kilku symptomach: a) muszę wypić dwa razy więcej, b) tracę kontrolę nad moją głową, kiedy jestem pijany" - notuje w pierwszym tomie "Dzienników". W trzytomowej edycji zapisków obejmujących lata 1962-1989 (być może ukaże się także czwarty) autor "Rzeźni" dopowiada Intymne szczegóły życiorysu, jakby chciał wykonać kolejną woltę i uciec - tym razem swoim biografom.

Bywa wobec siebie brutalnie szczery "Cało moje życie utwierdza mnie w przekonaniu, że jestem gnojem" - notuje w 1963 r.

W stronę furii i auta

Pierwszy tom jest zapisem zmagań ze sobą, z Polską, doświadczeniem emigracji i straty po dramatycznej śmierci żony. W drugim, obejmującym lata 1970-1979, Mrozek roztkliwia się nad sobą, przybyszem z gorszej części Europy, ignorowanym przybłędą, który jest "za wielki na Polskę, za mały na świat". Megalomańskiej frustracji towarzyszą mizoginiczne ataki furii wywołane rozstaniem z wieloletnią partnerką. "Spośród idiotek europejskich największymi idiotkami są Polki. Ach, te kozaczki zadzierzyste, te czupurności, te zuchowatości, te samodzielności myśli. (...) Mam już tego wszystkiego dosyć" - notuje.

Jednocześnie przeżywa świetny okres twórczy, pisze m.in. "Rzeźnię" i "Emigrantów", zarabia i wydaje. Zmienia mieszkanie w Paryżu, kupuje luksusowe auto. W1977 r. pisze: "Mam jeden cel: 23 marca znaleźć się na drodze w moim nowym samochodzie, który rozwija szybkość do 173 km na godzinę. Za mną jest dziewiętnaście lat urazu, kiedy zawsze wyprzedzały mnie lepsze samochody. Dziewiętnaście lat tłumaczenia sobie, że to nie ma żadnego znaczenia i że jestem zupełnie szczęśliwy w samochodzie, jaki mam: skromnym, ubogim, lecz sympatycznym. Dziewiętnaście lat udawania, że mi na tym nie zależy, że mnie nie obchodzi, że jestem ponad to i obok tego. Za tydzień chcę się pozbyć tego kompleksu".

Romansuje. Po śmierci żony w 1969 r. w jego życiu pojawiają się kolejne kobiety. Bywa, że po kilka w tym samym czasie. W "Dzienniku" ukrywa je pod inicjałami: Y.,N.,D.,R.

R., malarka, która po latach sama zrobi karierę pisarską (rozpozna się jako dziewczynka w czerwonym płaszczyku w "Liście Schindlera" Spieiberga), w zapowiadanej na jesień książce "Mrozek. Striptiz neurotyka" Małgorzaty I. Niemczyckiej opowiada, że stosował wobec niej terror emocjonalny, wymagał całkowitego podporządkowania! ułożenia planu doby według własnych potrzeb.

W 1987 r. Mrożek żeni się z Meksykanką Susaną Osorio Rosas. Zamieszkują na ranczo w Meksyku. Tam pisze swoją ostatnią głośną sztukę "Miłość na Krymie". Wkrótce zdecyduje się na kolejną ucieczkę. Po 33 latach emigracji wraca z małżonką do Polski. W 2002 r. doznaje udaru mózgu, zapada na afazję, z której wychodzi po żmudnej terapii. Komponuje autobiografię i robi kolejną woltę. W 2008 r. wyjeżdża do Francji, o której w latach 80. powiedział, że "skisła". Osiedla się w Nicei, na Lazurowym Wybrzeżu. Mówi, że niczego istotnego już nie stworzy. Ogłasza dzienniki. Ucieka po raz ostatni.

***

Życie warte życia

Święty spokój i prywatność. Sławomir Mrozek cenił to sobie ponad wszystko. Wiedziałem o tym. Nieśmiała myśl o wspólnym projekcie zrodziła się lata temu i do dziś czasem trudno mi uwierzyć, że to wszystko się wydarzyło...

Dojrzewałem przez lata. Zaczytywałem się w dziełach Mistrza, dorastałem do jego myśli i twórczości. Mrożkowie mieszkali jeszcze w Polsce, ale wkrótce wyjechali, osiedli w Nicei, a mnie twórczość pana Sławomira coraz bardziej "infekowała". Zrodził się we mnie rodzaj szaleństwa na jej punkcie. Miesiącami tylko jedna myśl kłębiła się w głowie: muszę spróbować pokazać go światu moimi oczami. Oczywiście marzeniem było samo bycie w otoczeniu Mistrza - marzeniem nazbyt śmiałym, jak wtedy mi się

wydawało. Dodatkowo sprawę komplikowała, jak wówczas sądziłem, ugruntowana opinia Mrożka na temat Polski i Polaków, choć On sam, paradoksalnie, przyznał mi już znacznie później, że "najbardziej denerwuje mnie, że nie potrafię przestać być patriotą".

Pierwsze rozmowy na temat projektu odbyliśmy w listopadzie 2011 r. Byłem przerażony i podekscytowany. Przedstawiłem pomysł, cele projektu, a także pokazałem Mrozkowi moją już dojrzalszą twórczość. I nastąpiły trzy długie miesiące ciszy Właściwie straciłem nadzieję, kiedy zupełnie nieoczekiwanie dostałem krótką wiadomość: hotel Copernicus, Kraków, marzec 2012 r. Serce mi zamarło.

Znając ogólną niechęć Mrożka do mediów oraz dłuższych spotkań z ludźmi, byłem przygotowany, że usłyszę "nie" dla swojej propozycji. Postanowiłem zatem, że wezmę ze sobą książkę Mrożka i poproszę o autograf (tak niechętnie rozdawany), by została mi jakaś pamiątka po spotkaniu. Jednak nic zdążyłem nawet wyjąć książki z torby, gdyż nieoczekiwanie padły słowa, które zapamiętam do końca życia: "Rozmyślałem o twoich fotografiach, twoja wrażliwość jest mi bliska, myślę, że się dogadamy".

I tak wszystko zaczęło się na dobre. Po 15 minutach rozmowy Pan Sławomir zaprosił mnie do Nicei. Tam mieliśmy rozpocząć pracę nad, jak sam o tym mówił, "Pierwszym i ostatnim dziełem o Mrożku", okraszając to odrobiną uśmiechu. Podczas spotkania w Krakowie ustaliliśmy, że po raz pierwszy przyjadę w maju 2012 r., jednak po namyśle, ze względu na ówczesny stan zdrowia Pana Sławomira, postanowiłem przyspieszyć i wyjechać niemal natychmiast.

Od początku podchodziłem do tego projektu z pokorą. Wiedziałem, że to wielkie wyzwanie, jednak nie przypuszczałem, że aż tak wielkie. Szybko potwierdziło się, że Pan Sławomir, w całym tego słowa znaczeniu, jest geniuszem, a mój umysł ciągle nie jest gotowy, by sprostać wymaganiom kogoś takiego. Mrożek kierował do mnie myśli o niezwykłej głębi, często zamknięte w jednym zdaniu, a porażające mocą wypowiedzi kilkusetstronicowej książki. Zanim jakkolwiek zdążyłem ochłonąć, padały kolejne i kolejne. Nic dziwnego, że zaczęły się problemy. Nie tylko natury osobistej (Pan Sławomir poraził mnie wręcz swoim geniuszem), ale i bardziej techniczne - Mrożek werbalizuje myśli w pozornie prostych i zwyczajnych słowach, jednak ich układ i dobór sprawiają, że wszystko nabiera nowych, zaskakujących znaczeń, a ja po minucie nie jestem ich w stanie odtworzyć. Naturalnie więc zrodziła się poważna wątpliwość: czy podołam, a jeżeli tak, to jak długo? Wszak wiem, jaki ogromny zaszczyt mnie spotkał, jak wielu o tym marzy, a ja to mam! Odpowiedź przyszła szybko. Po drugim pobycie w Nicei poważnie rozważałem zakończenie projektu. Postanowiłem porozmawiać o tym z żoną Pana Sławomira. Susana, ku mojemu zdziwieniu, nie była tym zaskoczona, jednak poprosiła mnie, bym wszystko jeszcze raz przemyślał. Poradziła, bym porozmawiał o problemie z przyjaciółmi w Polsce, a na koniec dodała: "Sławomir bardzo cię polubił, jest zaangażowany, mam wrażenie jak nigdy, że może zacznie jeszcze pisać. Inspirujesz go".

Ta rozmowa była punktem zwrotnym. Po powrocie do kraju wdrożyłem w życie porady Susany i byłem gotowy, by powrócić do realizowania projektu.

Po kilku tygodniach dalszej współpracy Pan Sławomir zaproponował, bym zamieszkał w jego gabinecie. Kolejne wielkie marzenie się spełniło. Nigdy wcześniej Mrozek nie dopuścił nikogo do siebie tak blisko. Poczułem, że spotkał mnie zaszczyt, ale i brzemię, jakie na mnie spadło.

Z początkiem czerwca, czyli po kilku tygodniach od dnia, w którym zamieszkałem w gabinecie, Mrozek wyszedł z kolejną propozycją. Poprosił, bym został jego osobistym sekretarzem. Niezwykłe było, że stało się to ot, tak. Po prostu. Pan Sławomir tego nie planował. Najzwyczajniej w świecie przyszedł czas, że potrzebował kogoś, kto pomógłby mu w codziennym załatwianiu spraw - życiowych, administracyjnych, urzędniczych, a także artystycznych.

Nasze relacje się zacieśniły. Od tego momentu rozpoczął się kolejny etap projektu (i mówię to z absolutnym przekonaniem) - pierwszego i ostatniego dzieła o Sławomirze Mrozku. Jako jego osobisty sekretarz miałem wgląd do korespondencji zawodowej i osobistej Mistrza, do całokształtu jego bycia i życia, a to rzuciło zupełnie nowe światło na nasze relacje, ale przede wszystkim wyznaczyło nowe tory naszej wspólnej działalności.

Pracowaliśmy nieprzerwanie do 19 lipca 2013 r. Do tego czasu odwiedziliśmy szereg niezwykle istotnych miejsc dla Pana Sławomira i dla projektu. Przejechaliśmy tysiące kilometrów po Francji i Polsce. Odbyliśmy wiele spotkań z prominentami i z przyjaciółmi Pana Sławomira. Wszystko to skrupulatnie zarejestrowałem na fotografiach i filmach. Do zakończenia projektu zabrakło mi ostatniej sesji, która się już nie odbędzie...

Początkowym zamierzeniem projektu "Mrozek - życie warte jest życia", który miał trwać sześć miesięcy, a znacznie si ę przedłużył, było stworzenie albumu fotograficznego. Po drodze wynikło tyle nowych sytuacji, że początkowe plany zostały zweryfikowane. Dziś wiem, że będzie to książka albumowa, w której prócz wielu fotograficznych oblicz Pana Sławomira pojawi się szereg naszych rozmów. A były ich tysiące. Czasem zupełnie przyziemne, czasem rzucające nowe światło na Mistrza. Premiera książki odbędzie się w maju 2014 r. Zostanie wydana przez zaprzyjaźnione z Panem Sławomirem Wydawnictwo Literackie. Uzupełnieniem książki będzie film paradokumentalny, który mam nadzieję zaprezentować pod koniec przyszłego roku.

Każda chwila, którą miałem zaszczyt spędzić z Mrożkiem, została utrwalona na zdjęciach, nagraniach lub po prostu w mojej pamięci. Wszystko to w hołdzie geniuszowi, niezwykłemu umysłowi i człowiekowi, którego zawsze będę darzył przyjaźnią, szacunkiem i wdzięcznością, że pozwolił mi sobie potowarzyszyć.

Paweł Chara, autor tekstu i zdjęć, był osobistym sekretarzem Sławomira Mrożka. W maju 2014 roku ukaże się jego książka albumowa "Mrożek - życie warte jest życia".

Paweł Chara

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji