Artykuły

50 lat na scenie

- Wtedy teatry były bardzo liczne. Większość z nas, dzieciaków po studiach, szukało szczęścia z dala od wielkich ośrodków scenicznych - lata powojenne wspomina WACŁAW WELSKI, aktor świętujący 50-lecie pracy artystycznej w Teatrze im. Osterwy w Gorzowie Wlkp.

W najnowszym spektaklu "Roberto Zucco" zagrał przejmująco starszego pana, który zagubił się w życiu. Tą rolą Wacław Welski, aktor Teatru Osterwy, świętował 50-lecie pracy na scenie.

Niegdyś grywał w najlepszych teatrach w Łodzi. Zdecydował się przenieść do Gorzowa, bo wierzył, że "lepiej być pierwszym na prowincji, niż drugim w Rzymie."

Studiował w Wyższej Szkole Aktorskiej w Łodzi, której rektorem był Kazimierz Dejmek. - Zdecydowałem się na studia, bo broniłem się przed mundurem wojskowym - śmieje się Welski. Jednak lata powojenne, kiedy zaczynał karierę w Łodzi, były niezwykle trudne dla aktorów. - Wtedy teatry były bardzo liczne. Większość z nas, dzieciaków po studiach, szukało szczęścia z dala od wielkich ośrodków scenicznych - wspomina Welski. Jego kolega ze studiów - Jan Machulski - uciekł wtedy do Olsztyna.

Welski zdecydował się na Kalisz, a potem Katowice. Tym razem o przeprowadzce zadecydowała miłość, choć jednocześnie pojawiła się szansa gry w teatrze Studio w Warszawie. - Zakochałem się w Ślązaczce, nie było rady, musiałem zostać w Katowicach - śmieje się. W Katowicach spędził 10 lat, ale nie czuł się tam zbyt dobrze. To był dla niego trudny okres w życiu, przeżywał rozwód.

Niedługo potem poznał kolejną miłość życia. Tym razem była to kierowniczka sklepu. - Starałem siyę trzymać z daleka od aktorek - żartuje Welski. - Widziałem wiele aktorskich związków i one przeważnie się rozpadały, bo za dużo czasu razem spędzali. To była druga i ostatnia miłość Welskiego. - Jak na aktora to i tak niewiele - śmieje się jubilat. Niektórzy moi przyjaciele - aktorzy mieli ich po kilkanaście.

Do gorzowskiego teatru Wacław Welski trafił w 1974 r., kiedy dyrektorem był Andrzej Rozhin. - To był bardzo dobry okres dla gorzowskiej sceny. Zespół aktorski liczył wtedy ponad 30 osób. Poza tym naprawdę dobrze płacili - wspomina Welski. Skusił go także bardzo bogaty repertuar: - Rozhin wybierał ambitne sztuki, jak choćby "Łaźnię" Włodzimierza Majakowskiego.

Przez cały okres pracy w gorzowskim teatrze wcielał się w różne postaci: od amanta, przez karierowicza w "Łaźni", aż po przejmującą rolę Starszego Pana w ostaniej sztuce "Roberto Zucco". Dawniej najlepiej czuł się w rolach muzycznych: - Kiedyś miałem naprawdę silny głos. Udało mi się nawet wystąpić w operze ludowej "Skalpbierzanki" w Katowicach.

Dziś jednak woli słuchać piosenek z płyt, niż śpiewać.

W ciągu całej kariery aktorskiej najlepiej wspomina współpracę z Andrzejem Rozhinem: - Był bardzo wymagający. Graliśmy wtedy po 35 spektakli miesięcznie, to było życie na pełnych obrotach. Dziś aktorzy odpoczywają.

W ciągu swojej kariery zaliczył tylko jedną wpadkę. - Grałem wtedy gościnnie w Grudziądzu "Przygody Szwejka". Wyszedłem na scenę i nagle czarna plama, nie pamiętam tekstu. Musiałem haftować, czyli w żargonie aktorskim improwizować - opowiada. - Całe szczęście zdarzyło się to tylko raz. Dzięki temu nie mówią na mnie "hafciarz".

Dziś ulubionym zajęciem Welskiego jest łowienie ryb, zbieranie grzybów oraz wieczorne partyjki brydża w gronie przyjaciół. Aktor bardzo się wzrusza na wspomnienie ukochanego psa: - Do niedawna wolny czas spędzałem też na spacerach z najwierniejszym przyjacielem. Niestety odszedł...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji