Sześć niełatwych kobiet
Kinową wersję historii przyjaciółek gadających o sprawach i sprawkach życia i śmierci w zakładzie fryzjerskim zna pewnie większość z nas. W Syrenie "Stalowe magnolie" Roberta Harlinga wyreżyserował Wojciech Malajkat
Pomysł, aby pokazać skomplikowane życie kobiet uwikłanych w niespieszny rytm życia amerykańskiej prowincji, jest bardzo widowiskowy. Taksówka, fryzjer, poczekalnia to przecież miejsca, w których zwierzamy się nawet ludziom nieznanym.
Harling napisał świetne role, czerpiąc z biografii własnej siostry Susan, która mimo protestów lekarzy urodziła dziecko. Dwa lata macierzyństwa, potem śmierć to chwytający za gardło układ odniesienia.
Bohaterki Harlinga to nieznośne gaduły, kobiety ekscentryczne, ale silne. Spotykają się w salonie piękności, aby dać posłuch sobie, nie swoim facetom. Właścicielka salonu Truvy (Adrianna Biedrzyńska) uważa swego męża za typka przyrośniętego do ekranu telewizora i puszki piwa. Mąż Annelle (Katarzyna Zielińska) to narkotykowy diler ścigany listem gończym. M'Lynn (Jolanta Żółkowska) z desperacją ogranicza fantazje strzeleckie swego macho. Ich córka Shelby (Marta Walesiak) zupełnie nie zna życia. Quiser (Joanna Żółkowska) swoich obu eksmężów uznała za życiową katastrofę. Tylko ciepła Claire (Krystyna Sienkiewicz), od niedawna wdowa, tęskni za "kawałem dziada w domu".
Sześć kobiecych osobowości na scenie to dynamit. Malajkat - w opinii krytyków - raczej statystował im, niż je reżyserował. Recenzje były pół na pół. Podkreślano znakomitą rolę Krystyny Sienkiewicz, która jak zawsze po prostu oczarowała widzów.