Artykuły

Remanent na dobry początek

Nowe stulecie, ba!, tysiąclecie, a tu na biurku coraz większy stosik teatralnych programów, zaległości się mnożą, no­wych premier tuż tuż wcale duży wysyp...

A więc na dobry początek no­wego, i żeby z poprzednim rokiem rozstać się w poko­ju, przedstawiam tych kilka notek o spektaklach, o których warto pa­miętać. Myślę o przedstawieniach, których recenzenci zbytnio nie ko­chają: bo nie są przełomowe, mają wady, ale i zalety. Tak czy owak obejrzeć je warto.

1. "Ślub" Witolda Gombrowicza w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze im. Wojciecha Bo­gusławskiego w Kaliszu. Żeby grać "Ślub" trzeba mieć zespół - kilka razy widziałem, niestety, widowi­skowe klapy właśnie z powodu bra­ku wykonawców. Ale w Kaliszu ze­spół jest i pokazał to podczas go­ścinnych występów w Teatrze Na­rodowym - zwłaszcza Przemysław Kozłowski (Henryk) i Maciej Or­łowski (Pijak) zaprezentowali się znakomicie. A sam spektakl? W ty­powo Śmigasiewiczowskiej scene­rii: czarne kotary, smugi światła błądzące w przestrzeni, atmosfera senno-majakowa, do "Ślubu" pa­sująca jak ulał. W drugiej części reżyser mógł potraktować tekst z mniejszym nabożeństwem i użyć nożyczek. Ale wieczór z całą pew­nością udany. Na marginesie: ga­zetka teatralna "Garderoba", którą z uczniami miejscowych szkół wy­daje teatr kaliski, wystawia mu do­bre świadectwo.

2. Na stołecznej Scenie Prezen­tacje komedia Oskara Wilde'a "Gdzie jest niemowlę". Tytuł niechaj nikogo nie zmyli, grywano tę komedię m.in. jako "Lord z wa­lizki". Nowy tytuł nadała mu tłu­maczka, gorszy od poprzedniego, ale przekład niezły, słucha się tek­stu z przyjemnością. Romuald Szejd przygotował spektakl z lekko­ścią, zawierzając młodym aktorom (którzy jednak dopiero rokują...). Ale przyjemność ze spotkania z tą zabawną komedyjką zapewnia wy­próbowana stawka aktorska, zwłaszcza Mirosława Dubrawska, Ewa Złotowska (grając trochę pod Kalinę Jędrusik) i Witold Skaruch jako płochliwy duszpasterz.

3. Polish Millenium Company i produkcja teatralna Włodzimierza Kaczkowskiego, który zasłynął "Dziełami wszystkimi Szekspira". Spektakl rozczarował, choć nie jest zły, można się poba­wić. Zabrakło w nim tego polotu, co w "Szekspirze". Podejrzewam, że to jednak kwestia podstawy lite­rackiej. Kiedy Kaczkowski sięga po "Trylogię" i za jej pomocą bawi pu­bliczność - spektakl rośnie. Kiedy brak mu takiego nawiązania, jest gorzej. Ale zapewne Kaczkowski jeszcze coś wymyśli - może "Dzie­ła wszystkie Mickiewicza"? Chęt­nie bym się wybrał. Ten pomysł na milenium wypadł średniutko.

4. "Bumerang" Bertranda da Costy w Teatrze na Woli w reżyse­rii Bogdana Augustyniaka. Koron­kowa robótka reżysera, który ze średniego tekstu wydobył sporo emocji i zaskakujących zwrotów sytuacji. Nie lubię sztuk o teatrze, często przypominają one zjadanie przez teatr własnego ogona, ale tym razem rzecz się broni. Oto pa­ni profesor szkoły dramatycznej oświadcza studentowi, że nie na­daje się do zawodu. Wynika z tego całkiem zawiły konflikt, w którym przeglądają się kompleksy i tajone tęsknoty obojga bohaterów. Mi­strzynię sztuki aktorskiej gra Zofia Saretok, jej ucznia Piotr Szwedes. Młodzi widzowie, obecni na pre­mierze, komentowali sztukę jak te­lenowelę. To nowe zjawisko! Patrz­cie, jak ten ze "Złotopolskich" mó­wi na żywo. A mówi wyraźnie i z sensem. Warto przyglądać się jego karierze.

5. "Inne rozkosze" Jerzego Pil­cha w adaptacji i reżyserii Rudol­fa Zioło w warszawskim Teatrze Powszechnym. Dwie gęsi na je­den obiad. Konia z rzędem temu, kto wyjaśni, po co Zioło w jednym spektaklu chciał opowiedzieć dwie powieści. Wyszło z tego nie­porozumienie dramatyczne z - uwaga, uwaga! - pięknymi scena­mi i znakomitymi rolami. Ofiarą reżysera padł jednak Wiesław Komasa, który zupełnie niepotrzeb­nie, grając prowincjonalnego ado­nisa, "leciał" Dostojewskim. Komasę cenię bez granic i tym bar­dziej boleję, że dał się na to na­brać. Inni aktorzy mieli więcej szczęścia. O swym wspaniałym talencie przypomniała Ewa Dał­kowska - cudowna w scenie, gdy snuje rozważania o przerażają­cych skutkach ewentualnego od­najęcia pokoju w rodzinnym do­mu. Świetne role dali także Kazi­mierz Kaczor jako ojciec, Franci­szek Pieczka, miejscowy mędrzec i Cezary Żak, pastor. Szkoda, że z tymi osiągnięciami nie szedł w parze przemyślany scenariusz. Ale Pilch narobił apetytu na sztu­kę, o której podobno sam myśli.

6. Do siego roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji