Artykuły

Opowieść o dwóch oceanach seksu

Spektakl nie jest opowieścią o wielkich artystkach, a o ludzkich słabościach, z którymi i Kalina Jędrusik i Violetta Villas nieustannie się zmagały - o spektaklu "Kallas" w reż. Dariusza Taraszkiewicza pisze Grzegorz Ćwiertniewicz z Nowej Siły Krytycznej.

Prawdziwą przygodę, ufając Ludwikowi Starskiemu, można przeżyć tylko w Warszawie. I wcale nie "w maju, gdy kwitną bzy". Sierpień również sprzyja duchowym uniesieniom. Przekonałem się o tym w trzecim dniu miesiąca żniwiarzy. Wtedy to warszawiacy i turyści mieli okazję wziąć udział w jednym z dwóch wydarzeń. Gapie mogli podążyć do kościoła, w którym odbywał się ślub Katarzyny Zielińskiej, aktorki - śpiewającej, a jak trzeba - jeżdżącej z gwiazdami na lodzie, i nieświadomie uczestniczyć tym samym w "Widowisku Wcielonym", a więc, powtarzając za Krzysztofem Rutkowskim, profesorem UW, w mediatyzacji życia prowadzącej do infantylizacji życia publicznego i upublicznienia życia intymnego.

Świadomy widz natomiast sobotni wieczór mógł spędzić w Projekt Teatr Warszawa Roberta Kudelskiego - aktora teatralnego i telewizyjnego, teatrze, w którym miała miejsce prapremiera sztuki pt. "Kallas" autorstwa Marcina Szczygielskiego - pisarza, dziennikarza i grafika.

Dla mnie wybór był oczywisty. Zależało mi, aby zobaczyć, jak Dariusz Taraszkiewicz, ambitny i zdolny reżyser, współpracujący z wybitnymi osobowościami, podejmujący ważkie problemy egzystencjalne, ukaże na scenie dwa żywioły: "Kal-" i "-las". Mając w pamięci jego wcześniejsze dokonania, nie miałem wątpliwości, że podoła wyzwaniu. Zastanawiałem się jednak czy możliwe jest, aby tak bogate życiorysy wielkich artystek, Kaliny Jędrusik (1931-1991) i Violetty Villas (1938-2011), przedstawić w dwugodzinnym spektaklu. Okazało się, że dla Taraszkiewicza ograniczenie czasowe nie stało się przeszkodą. Zgodnie z zamysłem Szczygielskiego, opowiedział historię fikcyjną inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami z życia obu kobiet. Ograniczył się do wybranych spotkań diw. Kilka z nich odbyło się naprawdę: podczas koncertów, na planie filmu "Dzięcioł" Jerzego Gruzy, w trakcie tournée po USA ze słynnym "Podwieczorkiem przy mikrofonie", w studiu telewizyjnym oraz małym domu kultury pod Warszawą, w Otwocku. Wydarzenia obejmują lata 1966-1991.

Twórcy spektaklu starali się pokazać, że artystki pomimo iż reprezentowały różny poziom intelektualny (Jędrusik powinna stać się dla Villas w tym aspekcie niedoścignionym wzorem), miały ze sobą bardzo wiele wspólnego. Przede wszystkim połączył je wielki talent, a także fakt, iż obie nie zostały w pełni zaakceptowane przez środowisko artystyczne. Obie również uczyniły atut ze swej seksualności. O ile egotyzm Kaliny fascynował, o tyle Violetty drażnił, był próżny. Należy jednak pamiętać, że "Kallas" nie jest opowieścią o wielkich artystkach, a o ludzkich słabościach, z którymi i one się nieustannie zmagały. Taraszkiewicza interesowała przede wszystkim sprawa ich człowieczeństwa.

W rolę Kaliny Jędrusik wcieliła się Joanna Kurowska, a w rolę Violetty Villas - Ewa Kasprzyk. Spektakl podzielony został na dwie części. Pierwsza ma charakter komediowy. To w niej bowiem dochodzi do pierwszego spotkania artystek, podczas koncertu w Katowicach w 1966 roku: "Dzień dobry. My się jeszcze nie miałyśmy okazji... Violetta Villas. Viola". "Dygatowa. Specjalnie pani wybrała akurat tę piosenkę". "Jaką piosenkę?" Villas, przed wejściem do garderoby, wykonywała na scenie utwór "Po co szukać wiatru w polu". Rywalizacja między artystkami była nader silna. To tu dochodzi do ostrej wymiany zdań na temat siły i talentu każdej z nich: "Pani wydaje się, że pani jest lepsza ode mnie" (V.V.). "To mi się nie wydaje" (K.J.). "Dlaczego? Czy dlatego, że się pani ma za gwiazdę? No, może i jest pani popularna. Ale ja będę sławna" (V.V.). "O, nie wątpię. I cieszy mnie to. Dajmy sobie spokój" (K.J.). "A właśnie, że nie! Pewne rzeczy trzeba nazywać po imieniu! Jak widzę łopatę, nazywam ją łopatą! (V.V.). "Droga pani, ujmę to tak: ja nigdy w życiu nie widziałam łopaty" (K.J.). "Że słucham? (V.V). "Mówiąc prościej - dupa jest do srania. A pani jest do śpiewania. Więc radzę poprzestać na tym, co pani wychodzi" (K.J.) Villas swoje frustracje odreagowuje na mniej znanych piosenkarkach, które po skończonym występie przechodzą przez jej garderobę: "Wiedzą panie, podobno się mówi, że dupa jest do srania, a nie do śpiewania. Dziś przekonałam się, że za to śpiewanie jednak może być do dupy. I bardzo paniom za to dziękuję. Do widzenia". Scena dowodzi, jakimi indywidualistkami i ekscentryczkami były artystki. Słownictwo, którym się posługiwały, nie można uznać za wysublimowane. Wręcz przeciwnie. Zaprezentowane powyżej jest nader łagodne. Stopień pikanterii wypowiedzi widz musi ocenić sam.

Późniejsze sceny traktują o "ilwingilowaniu" Villas, o nadużywaniu przez nią alkoholu, łykaniu pastylek, niby na odstresowanie, o jej bogobojności (jakże przesadzonej i na pokaz), o kontaktach z Matką Boską, o tym, co jest grzechem a co nie, o jej życiu w Stanach Zjednoczonych i w Polsce, o pewnych konwenansach. Pojawiają się obrazki z życia Kaliny Jędrusik. Wspomniano o jej mężu - Stanisławie Dygacie, który zezwalał jej na rozpustne życie seksualne: "Ale ty go zdradzasz! Wszyscy wiedzą" (V.V). "Zdradzam? Nie zdradzam go. Jest najważniejszy dla mnie i wie o tym" (K.J.). "Jak najważniejszy to nie powinnaś się z innymi kłaść" (V.V.). "To co innego. Jesteśmy już po ślubie dwanaście lat. Po takim czasie niektóre rzeczy się zmieniają. Trudno oczekiwać, żeby ludzie po dwunastu latach jeszcze ze sobą sypiali. To byłoby jak Sama nie wiem, kazirodztwo jakieś? Ale pomimo tego, że nie czuję potrzeby sypiania z nim, kocham go mocniej niż wtedy, gdy taka potrzeba między nami była" (K.J.). "Nie rozumiem tego. To jest takie obrzydliwe" (V.V). "Co? To, że się z kimś tam spotykam od czasu do czasu za przyzwoleniem Stasia?" (K.J.). Przypomniano jej kontrowersyjną rolę w filmie Wajdy: "Ziemia obiecana" to klasyka! A Wajda jest świetny. Zresztą ty przecież nie odmówiłaś zagrania w tym filmie dlatego, że to zła rola. Chciałaś sobie sama szyć kostiumy i o to poszło, wiem. Jak Andrzej do mnie zadzwonił do Londynu, ja od razu wiedziałam, że ktoś tę rolę odrzucił, nie wiedziałam tylko, że ty. Nie, nawet mi nie powiedział o tym, tak już po prostu ze mną jest. Kiedy dzwonią do mnie i proponują mi jakąś rolę w filmie, pierwsze o co pytam, to: a która nie mogła? Która zrezygnowała? Wiesz, ja właściwie nigdy nie dostałam roli w filmie, która byłaby specjalnie dla mnie napisana, z myślą o mnie, rozumiesz? No, może "Jowita", ale to przecież Stasia. Czasami sama sobie zadaję to pytanie: dlaczego? Dlaczego tak się dzieje? Przecież ja potrafię, ja mogę zagrać wszystko. Prawie wszystko. Dlaczego każą mi grać tylko drugoplanowe role, jakieś kurwy, prostytutki, nimfomanki, panienki?" (K.J.). "Może dlatego, że takie bierzesz?" (V.V.). Kalina obawiała się, że ludzie tak o niej myślą.

Druga część nie przestaje bawić, ale już nie śmieszy. Reżyser nadał jej charakter osobisty. Przedstawione zostały relacje Violetty z synem, a raczej ich brak. Wyeksponowano jej miłość do zwierząt. Pojawił się wątek opiekunki - Eli. Kalina przyznała się do bólu, jaki towarzyszył jej po utracie ciąży. Obwiniła siebie za poronienie. Nadeszła w końcu refleksja o przemijaniu: z oceanów seksu pozostały jeziora, a takich włosów jak Violetta nie miał nikt, nawet ona sama... Był rok 1991.

Joanna Kurowska kolejny raz udowodniła, że należy do grupy najbardziej utalentowanych polskich aktorek. Nie grała Kaliny Jędrusik, ona nią po prostu była. Potraktowała tę rolę bardzo poważnie. Oddała ją w wyglądzie, głosie, sposobie bycia. Gdy zaintonowała piosenkę z repertuaru gwiazdy "Z kim tak ci będzie źle jak ze mną", można było poczuć się jak na recitalu Jędrusik. To aktorka o słuchu absolutnym, pięknym głosie i ogromnych predyspozycjach artystycznych, które powinna poznać Europa, a później - cały świat. Potrafiła rozbawić, ale i głęboko wzruszyć. Marzy mi się płyta z utworami Kaliny Jędrusik w wykonaniu Joanny Kurowskiej! I to jak najszybciej!

Ewa Kasprzyk jedynie odegrała rolę Violetty Villas. Chciała się nią poczuć, ale nie do końca się udało. O ile Joanna Kurowska fenomenalnie poradziła sobie z repertuarem swojej bohaterki, o tyle Ewa Kasprzyk bazowała na płytach nagranych przez samą piosenkarkę. Dostosowała jedynie mimikę. Kasprzyk gubiła w dialogach ten charakterystyczny przecież dla Violetty akcent i ton głosu. Nie przekonała mnie nawet jednorazowym piśnięciem. Ukazała natomiast głęboki infantylizm diwy. Nie odbudowała jej autorytetu, choć taki przecież miała cel. Chciała ją "ocalić od zapomnienia". I ocaliła...

Na szczególną uwagę zasługuje Hanna Kochańska. Określiłbym ją mianem aktorki niebanalnej. Ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną we Wrocławiu. Tańczyła w zespole tańca współczesnego, zna podstawy akrobatyki oraz szermierkę. Potrafi jeździć konno. Występowała w teatrach: im. Stefana Jaracza w Olsztynie, Współczesnym we Wrocławiu, Polskim we Wrocławiu, Nowym w Warszawie, Polskim w Bydgoszczy. Obecnie można ją podziwiać na deskach Teatru Syrena w Warszawie, a także na scenie Centrum Kultury i Sztuki im. A. Meżeryckiego w Siedlcach. Słynie z telewizyjnych ról drugoplanowych. Od jakiegoś czasu dosyć żywo współpracuje z Taraszkiewiczem. Zawsze wzbudza sympatię widzów. W "Kallas" wcieliła się w kilka ról: piosenkarki, tancerki, statystki i opiekunki Violetty - Eli. Każdą z nich odegrała z wielkim zaangażowaniem. Kochańska, uważana za aktorkę dramatyczną, ma wszelkie predyspozycje do odgrywania pierwszoplanowych ról komediowych. Jej swobodna i naturalna gra musi spodobać się nawet najbardziej wybrednemu widzowi. Myślę, że jest wyzwaniem dla współczesnych reżyserów.

O reżyserii Dariusza Taraszkiewicza można mówić nie tylko dobrze, a bardzo dobrze. "Kallas" jest tego żywym przykładem. Nie należy jednak zapominać, że w aranżowanych przez siebie spektaklach, pojawia się również jako aktor. Tym razem wcielił się w rolę inspicjenta, zauroczonego Kaliną Jędrusik: "Ech, z panią to by człowiek mógł". "A co by mógł? (K.J.). "Wszystko!" (I.)., "Wszystko? Sama nie wiem czy w pana przypadku to dużo, czy mało. Nie znam pana" (K.J.). "Jeszcze" (I.). "Może i jeszcze. A może i nie" (K.J.). Nie ulega wątpliwościom, że aktywność aktorska pozwala mu na pełen profesjonalizm reżyserski.

Spektakl kostiumowy (kostiumy: Dorota Kalitowicz) wyprodukowany przez Centrum Kultury i Sztuki w Lesznie można potraktować jako o doskonałą analizę osobowości dwóch wyjątkowych kobiet, które szykanowane przez środowisko i społeczeństwo starały się jakoś żyć, pracować, często w masce. Choć wiele w nim elementów fikcyjnych, wspaniale obnażył kulisy życia gwiazd, a także ukazał, jak wielką siłą jest sława. Często, niestety, destrukcyjną. Nie bez znaczenia pozostaje również oprawa muzyczna (Grzegorz Jurga i Jacek Zamecki). To ona przecież, obok gry aktorów, buduje widza i jego stan emocjonalny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji